Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#82969

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tak się złożyło, że przez jakieś dwa lata pracowałem w zgoła innej branży (powodów było sporo, ale zmiana na złe mi nie wyszła), teraz gdy wróciłem już do swojej starej branży, pragnę podzielić się z wami historią Piekielnego Józka (imię zmienione).

Otóż dwa lata pracowałem przy klimatyzacji-chłodnictwie, serwis, montaż, od prostych systemów do bardziej skomplikowanych. Czasem pracowałem sam, czasem z właścicielem lub jego wspólnikiem (malutka firma), jednak na sezon wakacyjny właściciel organizował "wsparcie" różnych ludzi, mających brać na siebie ciężar robót fizycznych, do których wiedza chłodnicza nie była specjalnie wymagana (ot, kilka instrukcji, np. żeby woda spływała, musi być spadek itp., żadnej fizyki kwantowej :) ).

Na jeden sezon trafiłem na Pana Józia Złotą Piekielną Rączkę :). Otóż Pan Józio był znajomkiem wspólnika, zresztą doświadczonym bogato (od budowlanki po, bodajże, gastronomię). Przy pierwszym spotkaniu już wiedziałem, że będzie grubo, bowiem Pan Józio zaczął strasznie gwiazdorzyć i mówić, jaki to ze mnie będzie jego pomocnik... (miało być wstępnie zupełnie na odwrót), bo on robi w tym biznesie dłużej, no ale może to było pierwsze wrażenie...

Zacząłem z Józiem spędzać więcej czasu (sporo montaży, na serwis nie jeździł, bo szukanie usterek to nuda :) ), mentalnie > człowiek światowiec-bajkopisarz-erotoman-gawędziarz. I choć bywało śmiesznie, dość szybko okazało się, że Józio jest piekielnikiem do potęgi. Notorycznie coś psuł, przerabiał, łatał, w dodatku nie byłoby to takie złe (skoro się coś popsuło, trzeba naprawić, szczególnie jeśli to zepsute należy do klienta…), ale robił to tak "na sztukę”, w dodatku bez słowa, tak że o problemie zazwyczaj dowiadywał się dopiero szef, w dodatku od klienta.

To i tak było mało, otóż cały czas było to wszystko zwalane na mnie, szef już nawet myślał o zwolnieniu mnie i zatrudnieniu Józia na etat (co później nastąpiło, ale bez tej pierwszej części, na szczęście).

By nieco skrócić, Józio:
- często oszukiwał klienta, potem ja bądź szefowie musieli to wszystko odkręcać,
- montaż 8-godzinny robił w godzin 5, gdzie po jakimś czasie trzeba było spędzić 5-7 godzin na poprawkach*,
- potrafił spóźnić się dwa dni na montaż lub nie przyjechać wcale (oczywiście po co dzwonić do klienta z informacją),
- tak "oszczędzał" na przewodach, że trzeba było pruć ściany i przedłużać,
- w 8-godzinnym dniu pracy potrafił 4 godziny spędzić u chińczyka lub w kebabie, mówiąc, że robi montaż,
- gdy coś nie szło po jego myśli, stosował rozwiązania siłowe, np. domykał plastikowe obudowy młotkiem,
- wziął pożyczkę (znaczną) od szefa i ulotnił się, nie stawiając się w następnym dniu w pracy (z tego, co wiem, pożyczki do tej pory nie oddał).

*Poprawki po Józiu zajęły mnie i mojemu szefowi ok. czterech miesięcy po "zniknięciu" Józia - niektóre problemy pewnie jeszcze czekają na ujawnienie.

Pracował dwa miesiące, jako "fachowiec" dostawał więcej niż ja. Po wszystkim szef przeprosił mnie za to, że to słowo Józia traktował jako to pewniejsze (w pewien sposób zrozumiałe, "znał" go dłużej).

Obecnie Józio wciąż montuje klimatyzacje, ale w zgoła innej firmie, gdzieś na Mazowszu.

Warszawa okolica_stolicy usługi klimatyzacja znajomi

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 122 (128)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…