Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#83085

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Na początku roku chciałam zrezygnować z ubezpieczenia kredytu. W tym celu wybrałam się do mojego banku.

Niecały miesiąc wcześniej brałam w tym banku kredyt na wyremontowanie mieszkania pod nadejście dzieci.

Po odczekaniu w niedługiej kolejeczce, siadam przed biurkiem Pani Piekielnej. Nie powiem, była miła, ale bardziej się zdenerwowałam, kiedy co parę sekund słyszałam pytanie, czy na pewno chcę zrezygnować. Rozumem, że osoby pracujące w banku dostają prowizję, jak wcisną nam to ubezpieczenie, kiedy mu zapłacimy chociaż jedną ratę z ubezpieczeniem. Jednakże bardziej dbam o to, czy ja będę mieć pieniądze niż to, czy ktoś będzie je mieć. W związku z tym za każdym razem miło odpowiadałam, że tak, jestem zdecydowana.

Pół godziny siedzenia, nic z tego nie wynikło prócz ciągłych pytań o to samo i mojego rosnącego zdenerwowania. Niestety, żeby mieć spokój z ciągłymi pytaniami, musiałam być niemiła.

- Jest pani zdecydowana, że chce pani zrezygnować z ubezpieczenia? Nie może pani poczekać do 20 stycznia? Inaczej koleżanka nie będzie mieć prowizji.
- Proszę pani, jeszcze raz pani zapyta, czy chcę zrezygnować, to mnie krew jasna zaleje.

I w tym momencie zamiast pytań, czy chcę zrezygnować, usłyszałam, jak bardzo zabezpiecza mnie na przyszłość takie ubezpieczenie. Od straty pracy, od śmierci itp.

Straciłam siły, zdenerwowanie ze mnie opadło. Po prostu stwierdziłam, że rozmawiam z osobą rozumną inaczej. Całe szczęście nie poddałam się, z ubezpieczenia dało radę zrezygnować. W końcu dla mnie 100 zł piechotą nie chodzi.

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 87 (123)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…