Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#83086

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wreszcie znalazłam czas, żeby napisać kolejny (chyba już ostatni) wpis o PM.
Wpis nr 1: https://piekielni.pl/82896
Wpis nr 2: https://piekielni.pl/82930

Dla osób, które nie chcą nadrabiać poprzednich historii:
od kilku lat pracuję jako niania, trafiłam swego czasu na rodzinę, u której wytrzymałam tylko 1,5 miesiąca (cały etat - przypadało to na lipiec i połowę sierpnia). Bohaterami historii są Piekielna Mamusia [PM], mąż piekielnej i ich dwuletni synek.

15. Choroba dziecka. Przez ten krótki czas, kiedy pracowałam u PM, mały raz zachorował (miał gorączkę przez kilka dni). Tak się złożyło, że PM i jej mąż musieli być wtedy w pracy. Mały dostawał leki przeciwgorączkowe, więc temperatura zazwyczaj wynosiła około 37 stopni. Tylko pierwszego dnia wzrastała momentami powyżej 38. I właśnie ten pierwszy dzień był najgorszy. Mały czuł się źle, był marudny, płakał, o wiele trudniej było go czymś zająć (nie da się przekonać dwulatka, że najlepiej by było, gdyby leżał przez cały dzień w łóżku). Normalne rzeczy w czasie choroby dziecka. Największym utrudnieniem była oczywiście PM. Pisała/dzwoniła do mnie co kilka-kilkanaście minut, żeby być na bieżąco ze stanem małego. Jak jej przez chwilę nie odpisywałam, to wpadała w panikę. W efekcie zamiast poświęcić maksimum czasu choremu dziecku, przynajmniej połowę dnia spędziłam na odpisywaniu PM lub rozmowach z nią. Temperaturę kazała mierzyć małemu co 15-30 minut i dokładnie ją zapisywać. Kazała robić małemu zimne kompresy, a kiedy temperatura nie spadała dostawałam ochrzan, że na pewno ich nie robię. Była też zła, kiedy zobaczyła, że nie zapisałam dawki leku, który podała małemu zanim ja przyszłam do pracy (mnie powiedziała tylko, że o konkretnej godzinie mam mu podać konkretną dawkę i tak co cztery godziny, czyli dwa razy w ciągu mojej pracy – nie wspominała o tym, co sama mu podawała wcześniej).

16. Tłumaczenie dziecku konsekwencji zachowania. Dwulatek zazwyczaj rozumie już sporo, nawet jeśli jeszcze nie mówi. Dlatego starałam się tłumaczyć małemu, jakie mogą być konsekwencje jego działań. Na przykład: „nie stawaj na tej zabawce, bo odjedzie i się uderzysz”. Kiedy PM to usłyszała, od razu przybiegła do mnie z pouczeniem, że absolutnie mam dziecku nie mówić takich rzeczy. Dlaczego? Bo ono myśli, że właśnie tego od niego chcę – żeby się uderzyło, więc podświadomie będzie dążyć do tego, żeby ta zabawka odjechała i żeby się uderzyć. Przypuszczam, że PM naczytała się jakichś teorii o sile podświadomości, tylko nie do końca zrozumiała, o co chodzi w tym, co przeczytała.

17. Referencje. Po zakończeniu pracy nie proszę rodziców o referencje na piśmie – pytam po prostu, czy przy szukaniu innej pracy mogę podać ich numer telefonu, jeśli potencjalny pracodawca chciałby z nimi porozmawiać. PM miała numer telefonu do rodziców chłopca, którym opiekowałam się przez dwa lata bezpośrednio przed rozpoczęciem pracy u niej. Po dwóch czy trzech tygodniach mojej pracy PM postanowiła zadzwonić do rodziców mojego poprzedniego podopiecznego. Powiedziała mi, że nie byli zadowoleni z mojej pracy, bo „robiłam różne rzeczy, które im się nie podobały”. PM nie była mi w stanie powiedzieć, jakie to były rzeczy. Z rodzicami tamtego chłopca mam kontakt do tej pory – czasem proszą mnie o zostanie z nim, jeśli mają jakieś wyjście wieczorem. Nasza relacja była i nadal jest dobra. Przy pierwszej okazji zapytałam, czy PM rzeczywiście do nich dzwoniła. Owszem, ale nie pytała o nic konkretnego, w zasadzie tylko o to, czy zdarzało mi się nie przychodzić do pracy (przez dwa lata raz byłam na zwolnieniu, bo trafiłam na tydzień do szpitala, a wszystkie dni wolne były ustalane przynajmniej miesiąc wcześniej, więc nie było powodu, żeby narzekać na moją pracę w tej kwestii, o którą PM pytała). Wyszło więc na to, że te „dziwne rzeczy, które robiłam” PM sobie wymyśliła albo coś źle zrozumiała, co zdarzało jej się często.

18. Moje życie prywatne. PM miała okazję spotkać mojego chłopaka (powiedzieli sobie „dzień dobry” czy „cześć” i tyle). Od tego czasu za każdym razem, kiedy minęła go gdzieś na mieście dostawałam SMS-y w stylu: „Twój X szedł z plecakiem w stronę ul. Piekielnej około 10.20”. Po co mi to pisała? Do dziś nie wiem. Ale mieszkamy kilkaset metrów od PM, więc dość często zdarzało jej się wypatrzeć X kiedy szedł do pracy/na zakupy/gdziekolwiek. PM wypytywała mnie też, w którym bloku mieszkam i które dokładnie okna są moje (mój blok widać z jej okna). Mój blok ma dosyć dziwny kształt i trudno było jej to wytłumaczyć, ale męczyła mnie tak długo, aż dowiedziała się wszystkiego. I niby w żartach powiedziała, że będzie mnie podglądać przez lornetkę. Okna i tak zasłaniam, więc proszę bardzo. Uprzedzając pytania – nie chodziło o bezpieczeństwo dziecka, żeby mnie znaleźć, jeśli coś się stanie, a ja przestanę odbierać od nich telefony – na umowie PM miała mój dokładny adres.

19. Klimatyzacja. Było gorące lato, można było schłodzić mieszkanie klimatyzacją, kiedy mały spał w swoim pokoju. Fajna sprawa. Ustawiałam klimatyzację na kilka stopni mniej niż było w mieszkaniu i sobie działała. Ale PM stwierdziła, że to nic nie daje i trzeba ustawiać maksymalne chłodzenie, bo mały śpi tylko przez godzinę i takie delikatne chłodzenie nic nie daje. Następnego dnia ustawiłam klimatyzację tak jak PM sobie życzyła – dostałam ochrzan, bo w mieszkaniu będzie za zimno i młody wyjdzie ze swojego pokoju i będzie chory. Zapytałam więc, jak w końcu mam używać tej klimatyzacji, skoro dzień wcześniej kazała mi robić dokładnie tak? PM oznajmiła, że „dzisiaj jest o jeden stopień mniej niż wczoraj, więc nie powinno się tak ustawiać” (na dworze ponad 30 stopni w cieniu, w mieszkaniu jakieś 28 stopni). W każdym razie nie musiałam się więcej martwić o to, jak ustawić klimatyzację, bo PM schowała przede mną pilota, informując mnie, że jestem nieodpowiedzialna i ona nie może sobie pozwolić na takie ryzyko.

20. Wakacje. PM miała zaplanowany urlop w czasie, kiedy u nich pracowałam. Siłą rzeczy ja też miałam wtedy wolne (to był mój jedyny urlop, nie planowałam sobie niczego w innym terminie – traktowałam go więc jako swój pełnoprawny czas na wypoczynek). Zaplanowałam wyjazd nad morze, PM też jechała nad morze, tylko do innej miejscowości. Kilka dni przed wyjazdem PM zaczęła mnie zagadywać o to, gdzie dokładnie jadę. Do miejscowości X? Super! Oni planują wycieczkę do X i będę się mogła wtedy zająć małym, a oni spokojnie pozwiedzają! PM była bardzo zdziwiona, że nie chcę zajmować się cudzym dzieckiem w czasie urlopu. Ona mi przecież dodatkowo zapłaci! No tak, a ja zostanę z maluchem, z którym nie będę mogła wyjść z pokoju, bo będzie za ciepło/za zimno/za słonecznie/za wietrznie na spacer. I jeszcze później dostanę ochrzan, że zrobiłam cokolwiek, bo PM by to zrobiła inaczej. Dziękuję bardzo za taki urlop. Była jeszcze próba zagrania na moich uczuciach na zasadzie „przecież niania to jak członek rodziny”, ale później PM dała spokój.

21. Zdrowe odżywianie. Bardzo starałam się dbać o zdrowie mniej więcej w tym okresie, kiedy pracowałam u PM. Chodziłam na siłownię, biegałam, starałam się zdrowo odżywiać. PM o tym wiedziała. Pewnego dnia przychodzę do pracy, a PM jest obrażona. Kiedy trzeci raz zapytałam, o co chodzi, w końcu mi odpowiedziała, że ona nie lubi oszustów i krętaczy! Aha... A co to ma wspólnego ze mną? No bo ona wczoraj widziała, że ja sobie na obiad przyniosłam makaron z sosem, a mówiłam, że się zdrowo odżywiam! Pomijam fakt, że ten posiłek faktycznie był zdrowy (według mnie): ciemny makaron, sos z chudego mięsa i jakichś warzyw. Ale bez względu na to, co tam było, to czemu PM ocenia mój obiad, który jem ja, a nie jej dziecko? No bez przesady. Jeszcze gdyby rzeczywiście tak dbała o zdrowe żywienie swojej rodziny, to byłabym w stanie zrozumieć zainteresowanie moim posiłkiem. Ona natomiast karmiła młodego różnymi świństwami typu ryba w sosie musztardowym (z puszki), słodzone serki i jogurty, szejki czekoladowe itp.

22. Zupa dla dziecka. Codziennie gotowałam małemu zupę, kiedy ten miał swoją drzemkę. Pewnego dnia PM pracowała z domu, natomiast jej mąż wrócił też wcześniej niż zwykle. Przywiózł jakieś jedzenie od swojej mamy, w tym naleśniki dla młodego. Była akurat pora na jedzenie, więc pytam męża PM, czy dać młodemu tę zupę, którą ugotowałam, czy spróbować mu dać te naleśniki. Zarządził, żeby spróbować z naleśnikami. Szło opornie, bo chociaż naleśniki są miękkie, to i tak trzeba je trochę gryźć, mały trochę próbował żuć, trochę wypluwał, ale jakoś to szło. Nagle z sypialni wypada PM i krzyczy na mnie, że daję dziecku naleśniki zamiast zupy. Mąż ją uspokaja, że to on kazał i wszystko jest w porządku. PM krzyczy już nie tylko na mnie, ale też na męża. Ojciec nie ma prawa do decydowania o takich rzeczach jak to, czy jego dziecko może zjeść naleśniki zamiast zupy. Wszystko trzeba uzgadniać z PM.

23. Moje odejście z pracy. Pewnego dnia przyszłam do pracy, od progu zostałam zwyzywana przez to, że nie wynoszę śmieci i natychmiast mam wziąć worki i lecieć z nimi do śmietnika, bo PM ma dość mojego lenistwa. To był moment, w którym podjęłam decyzję o odejściu (miałam za sobą ciężki tydzień z PM, o wszystko była na mnie zła, miała już coraz mniejsze opory przed podnoszeniem na mnie głosu). Wzięłam bez słowa te śmieci, kiedy wróciłam, to PM narzekała jeszcze na inne rzeczy, w końcu poszła do pracy. W czasie drzemki małego napisałam wypowiedzenie. Tego dnia popołudniu zmieniał mnie mąż PM, wręczyłam mu wypowiedzenie, poprosiłam o podpisanie. Nie zgodził się, bo on to musi uzgodnić z PM (umowę miałam podpisaną z nim, nie z PM). Po chwili dostaję SMS-a od PM, że jej mąż mi wypowiedzenia nie podpisze, po to ONA MNIE ZWALNIA i następny dzień jest moim ostatnim dniem pracy u nich! Kolejnego dnia rozwiązaliśmy umowę za porozumieniem stron. PM chciała mi zrobić na złość, opowiadała, że z własnej winy zostałam na lodzie itp. Wolałam jej nie uświadamiać, że zrobiła mi ogromny prezent – w umowie miałam miesięczny okres wypowiedzenia i nie sądzę, żebym wytrzymała psychicznie jeszcze jeden miesiąc w takim miejscu. PM na pożegnanie powiedziała mi też, że nie sądzi, żebym znalazła pracę, która spełni moje oczekiwania, bo jestem leniwa i nie potrafię przyjmować krytyki.

Byłam bezrobotna dokładnie przez JEDEN dzień, w czasie którego już odbyłam dwie rozmowy kwalifikacyjne. Kolejny dzień był pierwszym dniem mojej nowej pracy. Trafiłam na świetną rodzinę. Niania, która miała u nich pracować, przestała odbierać telefony, musieli szybko znaleźć kogoś innego. Pracowałam u nich ponad rok – później ich córeczka poszła do przedszkola.


PS. Wiele osób w komentarzach do poprzednich historii dziwi się, że wytrzymałam u PM tyle czasu. Może jestem naiwna, ale w tej pracy zawsze najważniejsze jest dla mnie dziecko. Skoro podjęłam się opieki nad maluchem, to chciałam za wszelką cenę spróbować dogadać się z rodzicami – wprowadzanie do otoczenia małego dziecka zupełnie obcej osoby jest dla niego ogromnym stresem. Mały mnie polubił, nie chciałam, żeby po kilku dniach czy tygodniach musiał przyzwyczajać się do nowej niani, skoro dopiero co przyzwyczaił się do mnie. Niestety z PM nie dało się dogadać...

niania

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 130 (154)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…