Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#83130

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Podjęłam się w zeszłym roku pracy dodatkowej, która polegała na codziennym odprowadzaniu do szkoły chłopca, pierwszoklasisty – nazwijmy go Antek.

Mama Antka była bardzo miła, Antek trochę się na początku wstydził, ale ogólnie był fajnym dzieckiem. Tata Antka nie mieszkał z nimi, nie dopytywałam o szczegóły.

Do moich obowiązków należało obudzenie młodego, przygotowanie mu śniadania do zjedzenia w domu, przygotowanie drugiego śniadania do szkoły, przypilnowanie, żeby umył zęby itp. Mama Antka prosiła, żeby jej syn jak najwięcej rzeczy robił sam – odłożenie piżamy na miejsce, odniesienie po sobie naczyń do zmywarki, spakowanie wody i śniadaniówki do plecaka itp.
Jeśli chodzi o śniadania, to umówieni byliśmy tak, że raz w tygodniu Antek miał jeść jakąś zupę mleczną (owsiankę, kaszę mannę, płatki kukurydziane z bakaliami lub coś takiego – młody tych zup bardzo nie lubił). W pozostałe dni kanapki, omlety, jajecznice, naleśniki – co tam sobie akurat wymyśliliśmy.

Antek był sprytnym i miłym chłopcem, lubił się powygłupiać, ogólnie przez kilka pierwszych dni dobrze nam się współpracowało. Później coś zaczęło się psuć, Antek każdą moją prośbę spełniał z dużą niechęcią, musiałam go coraz dłużej namawiać, żeby w ogóle wstał z łóżka (budzenie trwało nieraz i pół godziny – młody już nie spał, ale nie chciał wstawać). Budziłam go coraz wcześniej, a i tak ledwo wyrabialiśmy się do szkoły. Mówiłam o problemie mamie Antka, ona z nim rozmawiała, prosiła o zmianę zachowania, ale niewiele to dawało.

Za wszystkim stała Piekielna Babcia [PB]. Mieszkała niedaleko Antka i jego mamy, prawie codziennie odbierała młodego ze szkoły, spędzał z nią po kilka godzin. I tak po kilku tygodniach pracy dowiedziałam się od Antka, że:
- jestem jego opiekunką, czyli służącą (dokładnie tego słowa użył), więc on nie będzie sprzątał po sobie talerza, ubrań czy czegokolwiek, bo to ja mam chodzić za nim i to robić;
- w ogóle o niego nie dbam;
- kradnę im pieniądze i inne cenne rzeczy;
- dorobiłam sobie klucz, żeby przychodzić do nich, kiedy nikogo nie ma (nigdy nie brałam ich klucza ze sobą, wkładałam go młodemu do plecaka, kiedy zostawiałam go w szkole – tak byłam umówiona z jego mamą).

Po pewnym czasie Antek już otwarcie mówił mi, że mnie nie lubi, bo babcia też mnie nie lubi. Z PB miałam okazję spotkać się dwa razy. Za pierwszym razem zamieniłam z nią dwa słowa, bo rano okazało się, że Antek jest chory, więc nie może iść do szkoły i ktoś musi z nim zostać. PB była obrażona na cały świat, kiedy chciałam się przedstawić, zagadać, ona przedstawiła mi się tylko z nazwiska i nie podjęła rozmowy.

Za drugim razem natomiast PB przyszła pod szkołę, kiedy zaprowadzałam Antka. Przyszła na mnie nakrzyczeć, że nie dbam o jej wnuka. I ona żąda, żeby młody codziennie jadł zupy mleczne, bo tylko wtedy będzie zdrowym dzieckiem, a jedzenie, które ja mu przygotowuję jest obrzydliwe. I mam mu nosić plecak, bo to małe dziecko, a ja mu każę nosić takie ciężary (w plecaku woda, śniadaniówka i piórnik – wszystkie książki dzieciaki trzymały w szafkach w szkole). I jestem bezmyślna, bo jak Antek wraca z nią do domu, to się poci, bo go za grubo ubieram (jesień – rano np. 8 stopni, w południe prawie 20). Powiedziałam PB otwarcie, że robię wszystko tak, jak ustaliłam z mamą Antka, bo to ona mnie zatrudnia i jeśli ma jakieś obiekcje, to niech to ustala ze swoją córką. PB dalej stała i na mnie krzyczała przy ludziach, uznałam, że nie będę się kopać z koniem, kobieta się wykrzyczała i każda z nas poszła w swoją stronę.

Zadzwoniłam do mamy Antka i opowiedziałam o całej sytuacji, powiedziałam, że najlepszym wyjściem będzie chyba znalezienie innej opiekunki, bo nie chodzi o widzimisię PB, ale Antek był już do mnie bardzo wrogo nastawiony, cała ta sytuacja nie wpływała na niego dobrze. Jednak jego mama poprosiła, żebym jeszcze została, że jeśli taka sytuacja z PB się powtórzy, to nie będzie miała mi za złe, jeśli odejdę. Ale ona z nią porozmawia, porozmawia też z Antkiem i postara się załagodzić sprawę. Powiedziała mi też, że PB będzie nastawiać Antka negatywnie do każdej opiekunki, bo zależy jej na tym, żeby to ona mogła zaprowadzać go i odbierać ze szkoły. Z kolei mama Antka nie chciała się na to zgodzić, bo kiedy PB zaprowadzała młodego do przedszkola, to codziennie rano się kłóciły, nieraz szła zapłakana do pracy. Jeśli rano jest opiekunka, to ona może spokojnie iść i nie musi się o nic martwić.

Później PB wyjechała na ponad miesiąc do Ciechocinka czy innego uzdrowiska. Antek nie miał z nią kontaktu poza krótkimi rozmowami przez telefon, znowu żyło nam się świetnie. Młody współpracował ze mną, jak nigdy wcześniej, mieliśmy rano czas na rysowanie, budowanie z klocków, granie w planszówki, całe zbieranie się do szkoły szło szybko i sprawnie. Niestety z dnia na dzień zachowanie Antka się zmieniło, od razu wiedziałam, że PB wróciła. Oprócz tego, o czym Antek mówił mi wcześniej, dowiedziałam się także, że jestem głupia, śmierdzę, ciągle kłamię, on się mnie boi itp.

Najgorsze jest to, że PB nastawiała młodego negatywnie także do mamy. Opowiadał mi, że jak dostaje od babci pieniądze, to musi je chować, bo mama go okradnie. Że mama go ciągle okłamuje. Że nie umie o niego zadbać. Że najlepiej by mu było mieszkać u babci, bo ona go bardzo kocha itp.

Przy Antku nigdy nie powiedziałam o PB złego słowa, kiedy pytał, dlaczego babcia mnie nie lubi, to starałam się mu tłumaczyć, że to dlatego, że mnie nie zna, więc się o niego martwi. Widać było, że młody strasznie się miota pomiędzy tym, co sam myśli i co chciałby robić, a tym, co wmawiała mu PB.

W każdym razie po powrocie PB już długo tam nie pracowałam. Wszystkich niszczyła psychicznie ta sytuacja, a najbardziej Antka. Szkoda dzieciaka, bo w tych momentach, kiedy PB nie fundowała mu prania mózgu był świetnym chłopcem...

niania

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 232 (236)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…