Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#83152

przez ~wiemzamalo ·
| było | Do ulubionych
Mam 20 lat. Mając lat 18, z przyczyn osobistych postanowiłam nie iść do klasy maturalnej, spakować torby i wyjechać z rodzinnego domu, żyć w innym mieście, pracować i szukać siebie.
Tak minęły mi dwa lata. Poznałam dużo nowych ludzi, sporo się nauczyłam, nie tylko o życiu, ale też tak o, praktycznie - a to gotować lepiej, a to pierwszej pomocy zwierzątkom, a to gry na gitarze, a to języka migowego, fotografii analogowej, trochę materiału z fizyki i chemii - ot, z ciekawości, nigdy mi nie szło a spotkałam człowieka, który się tym pasjonował i łopatologicznie mi wytłumaczył. W dwa lata nauczyłam się biegle mówić w dwóch językach, trzeci opanowałam na zasadzie "ja był w sklep kupiono osiem bułki" - bardzo to jeszcze połamane, ale działa.
Przepracowałam w jednej firmie 1,5 roku, później sytuacja przestała mi się podobać i zrezygnowałam z pracy, na rzecz "luźnej" pracy w małym sklepie ogólnospożywczym (na okres przejściowy, żeby mieć więcej czasu i znaleźć coś lepszego). Później pracowałam w restauracji. Na umowę zlecenie. Zwolnili mnie z dnia na dzień, bez żadnego ostrzeżenia, "bo źle pracujesz", "ludzie się skarżą". Ja - zdziwienie, bo nigdy nie słyszałam, żeby ktoś się skarżył, nikt nigdy nie zwrócił mi uwagi, a przychodząc do pracy po kilku dniach wolnych zawsze słyszałam od koleżanek: "Dobrze że jesteś, tak fajnie się z tobą pracuje!".
No cóż, nie ta praca, to następna, przecież żyję w mieście znanym z najniższego bezrobocia w kraju.
Gdzieś w międzyczasie złożyłam papiery do szkoły, żeby skończyć klasę maturalną.
I co? I siedzę bez pracy. Tydzień, dwa, trzy, miesiąc... Chodzę w różne miejsca, pytam, zostawiam papiery, wszyscy zachwyceni, bo języki, bo umiejętności takie jakich potrzebują, ale kontaktu zero.
W pewnym momencie zaczęło być nieco krucho, mój chłopak dość poważnie zachorował, trzeba było wyłożyć nieco pieniędzy. Zaczęliśmy się zapożyczać u znajomych.
Doszliśmy do momentu, w którym podnosiliśmy meble w poszukiwaniu jakichś zawieruszonych drobnych monet, żeby uzbierać na paczkę makaronu.
Stwierdziłam, że sytuacja jest ciężka i może zgłoszę się do jakiegoś Ośrodka Pomocy po jakiś dodatek mieszkaniowy, żywnościowy, czy jakąkolwiek inną pomoc. To nie może być trudne, tylu ludzi przecież żyje na zasiłkach...

- Dzień dobry, nazywam się Wiemza Mało, chciałam zapytać o możliwość jakiejś pomocy, to znaczy... są jakieś dodatki mieszkaniowe, pomoc żywnościowa? Jestem w takiej sytuacji, bla bla bla, nie mogę znaleźć pracy.

- A ile ma pani lat?

- Dwadzieścia.

- Zdrowa?

- Zdrowa.

- Jakieś języki oprócz polskiego pani zna?

- No tak, angielski, rosyjski, niemiecki, ukraiński i polski migowy.

- ...A pani próbowała w ogóle szukać pracy? Przecież to jest niemożliwe, żeby tu, w Mieście nie mieć pracy, w takim wieku i tym bardziej z językiem rosyjskim, praca na ulicy leży, gdzie pani patrzy. A do X pani składała?

- Tak.

- A do Y? Do Firmy Takiej? W Galerii wszystkie sklepy szukają pracowników! I w Owadzie na kasjerkę szukają.

- Składałam, składałam, tam też, też byłam, a do Owada poszłam jeszcze dziś rano i zastałam zamknięte drzwi i kartkę, że sklep likwidują.

- Aha, no to jest niemożliwe, no w takim wieku nie mieć pracy, wszędzie szukają. Pani do urzędu pracy pójdzie się zarejestrować na bezrobocie to może coś zaradzimy.

Poszłam. Nie zarejestrowałam się. Nie ma terminów. Po prostu nie ma terminów na bycie bezrobotnym.

Sprzedałam już część ważnej dla mnie elektroniki, trochę książek, kilka pluszaków i ręcznie malowane kubeczki. W poniedziałek idę do magazynu na dzień próbny, ciągać paleciaki. Mam nadzieję, że im się spodobam.

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -7 (27)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…