Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#83274

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kiedyś obiecałem sobie, że opiszę tę historię na piekielnych. Dzisiaj nie wydaje się ona być zbyt piekielna, ale może kogoś zainteresuje?

Syn, jak był malutki, dostał od dziadków pluszowego zwierzaka (na potrzeby tej historii: kotek). Mały, miły w dotyku, wręcz idealny. Młody nie odstępował go ani na krok, a zasypiał tylko gdy go głaskał. Pierwsza histeria była, gdy po kilku miesiącach zamiast białego futerka było szarobure i postanowiliśmy go wyprać. Oczywiście kotek mokry – syn w ryk. Jakoś z tego wyszliśmy (suszarka do włosów) i zapamiętaliśmy: kotek musi być, i być suchy.

Wiele miesięcy później poszliśmy na spacer zakończony zakupami w supermarkecie. Kotek poszedł z nami. Gdy już musieliśmy wychodzić, okazało się, że w wózku nie ma ukochanego pluszaka. "Huston mamy problem." Wróciłem do sklepu, obszedłem całą drogę, którą szliśmy, a tu kota nie ma. Pytałem w punkcie obsługi klienta - także nikt nic nie widział. Potem poszła żona. Chodziła nawet na czworaka, żeby widzieć pod regałami, czy nie ma go tam. Dzwoniłem do biura rzeczy zagubionych całego centrum handlowego - także brak zwierzaka. Najpewniej ktoś po prostu go wziął ze sobą do domu.

Sobotnie plany się zmieniły: trzeba szybko znaleźć zastępnik. Oczywiście w domu masa innych zabawek i żadne "nie jest moim kotkiem". No nic... może inny kotek? Może znajdziemy odpowiednio podobnego i dziecko nie zauważy? Szukamy po otwartych sklepach z zabawkami, a tam tylko po wcześniejszym zamówieniu przez Internet (czyli poczekamy kilka dni). Wieczór się zbliżał, a kotka jak nie było tak nie ma.

Pierwsza noc była okropna. Zapłakane dziecko, obecność mamy to za mało. Ale oczywiście żona spała praktycznie całą noc z synem. Kolejne noce były już lepsze, tym bardziej, że pojawiło się światełko w tunelu: dziadkowie zauważyli u siebie w sklepie podobnego pluszaka. Nawet więcej podobnych zabawek (na zapas?).

Jeszcze dzień, dwa i dziadek w chwili wolnego przyjechał ze znalezionymi zabawkami. Syn uprzedzony, ucieszony, że kotek się znalazł u dziadka. Ale jak dziadek przyjechał, to nie było "to ten", tylko "większy". Wmówiliśmy mu, że jak poprzedni się zgubił, to urósł i dziadek go znalazł. Pozostałe dwie zabawki były na tyle różne, że nie wzbudziły zachwytu, ale zwykłą radość (jednym kotkiem od razu podzielił się z siostrą). Kryzys zażegnany. Nowy kotek został nazwany imieniem starego, ale już nie zdrobniałym (tak jak "Kiciuś" - "Kicia") i przyjęty jako nowy pluszak do spania.

Gdzie tu piekielność? Z perspektywy czasu: nigdzie. Ale patrząc na uczucia z tamtych dni - wielka, nieświadoma piekielność osoby, która zabrała używaną zabawkę. Ile stresu nabawił się nasz syn, ile my i ile dziadkowie - to nasze.

A dlaczego akurat teraz (po wielu miesiącach) sobie o tym przypomniałem? Bo gdy przyjechała w odwiedziny ostatnio ciocia, to zapytała, czy to ten sam ukochany Kiciuś? No i syn sam odpowiedział, że nie, że poprzedni się zgubił, a ten - większy - przyjechał zamiast tamtego. W tym momencie ja z żoną zaczęliśmy zbierać szczęki z podłogi, że nasz syn, który nie miał wtedy nawet 3 lat dobrze pamiętał tamtą sytuację.

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 143 (195)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…