Siedzę w biurze, po godzinach, klepię pilny raport. Prawie wszyscy już wyszli, zostało tylko kilka osób z obsady popołudniowej. Przychodzi do mnie pracownik z innego działu, chłopak koło 25 lat, i mówi, że komputer mu się popsuł i nie wie, co robić. Odrywam się i pytam, co się stało.
- A bo się bujałem na krześle i chyba coś trąciłem, bo mi nagle wszystko zgasło.
- A sprawdziłeś, czy masz podpięte WSZYSTKIE kable? - drążę temat, bo to nie pierwsza taka sytuacja, gdy ktoś bez potrzeby odrywa mnie od pracy.
- Oczywiście, sprawdzałem i dalej nie działa. - chłopak mówi to z wielką pewnością siebie i miną pełną urażonej godności.
- No dobra, zobaczymy - wzdycham ciężko, odrywam się od pracy i idę do pokoju, gdzie on pracuje. Nowy jest u nas, dopiero drugi miesiąc, trzeba pomóc.
Sprawdzam kable - faktycznie: monitor podpięty prawidłowo, myszka i klawiatura też. Niestety kabel od zasilania już nie. Owszem, włożony do gniazdka w listwie, ale nie wciśnięty. Mówię:
- Żeby działało, to do prądu trzeba podpiąć. Tego kabla pod biurkiem nie sprawdziłeś.
- Aaa, dzięki.
Wracam do swojego biurka i próbuję znowu zagłębić się w kolumny z danymi i przypomnieć sobie, jaką metodę policzenia tego wymyśliłam, zanim ten chłopak wybił mnie z rytmu pracy. Tracę 20 minut, bo znowu komuś się nie chciało pod biurko zajrzeć i na dokładkę mnie okłamał, że to zrobił. Nie wiem, może się bał, że modne rurki pękną w strategicznym miejscu podczas schylania, albo że kolanka sobie pobrudzi....
- A bo się bujałem na krześle i chyba coś trąciłem, bo mi nagle wszystko zgasło.
- A sprawdziłeś, czy masz podpięte WSZYSTKIE kable? - drążę temat, bo to nie pierwsza taka sytuacja, gdy ktoś bez potrzeby odrywa mnie od pracy.
- Oczywiście, sprawdzałem i dalej nie działa. - chłopak mówi to z wielką pewnością siebie i miną pełną urażonej godności.
- No dobra, zobaczymy - wzdycham ciężko, odrywam się od pracy i idę do pokoju, gdzie on pracuje. Nowy jest u nas, dopiero drugi miesiąc, trzeba pomóc.
Sprawdzam kable - faktycznie: monitor podpięty prawidłowo, myszka i klawiatura też. Niestety kabel od zasilania już nie. Owszem, włożony do gniazdka w listwie, ale nie wciśnięty. Mówię:
- Żeby działało, to do prądu trzeba podpiąć. Tego kabla pod biurkiem nie sprawdziłeś.
- Aaa, dzięki.
Wracam do swojego biurka i próbuję znowu zagłębić się w kolumny z danymi i przypomnieć sobie, jaką metodę policzenia tego wymyśliłam, zanim ten chłopak wybił mnie z rytmu pracy. Tracę 20 minut, bo znowu komuś się nie chciało pod biurko zajrzeć i na dokładkę mnie okłamał, że to zrobił. Nie wiem, może się bał, że modne rurki pękną w strategicznym miejscu podczas schylania, albo że kolanka sobie pobrudzi....
biuro
Ocena:
181
(241)
Komentarze