Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#83516

przez ~PacjentZero ·
| Do ulubionych
O walce z epidemią w Polsce słów kilka. Pracuję w dużej firmie, w której niedawno wybuchła epidemia odry. Sanepid przystąpił bardzo prężnie do działania i w ciągu paru dni rozdysponował około 900 szczepionek dla osób, które wytypował jako osoby narażone. Ja osobiście mogłem być narażony w 2 kolejności przez kontakt z osobami zarażonymi pierwotnie (ach te otwarte biura i fabryki oraz stołówka zakładowa i wąskie korytarze) oraz z technikami obsługującymi obszar gdzie wykryto zarażone osoby (miałem prowadzić dla nich szkolenia).

Nie dostałem "przydziału" na szczepionkę mimo, że zgłosiłem, że najpewniej byłem szczepiony tylko 1 raz ok. 30 lat temu (skuteczność 1 dawki szczepionki po takim czasie to ok 90% lub mniej) oraz, że choruję na astmę (obniża odporność i ułatwia chorobom układu oddechowego robotę w infekcji). Ponadto prosiłem sam o nią z uwagi na żonę w ciąży, która najpewniej nie była szczepiona. Zostałem odprawiony przez przemiłą Panią z HR która stwierdziła, że na pewno nie zachoruję (w 2014 na Słowacji była epidemia odry, gdzie z 30 zarażonych ok 10 osób było szczepionych wcześniej, więc te "na pewno" nie jest takie pewne) i że żonie nic nie grozi (jakby się zaraziła to ciąża byłaby mocno zagrożona).

Ok, po paru wdechach i informacji, że z uwagi na zagrożenie odmawiam pracy na linii zacząłem szukać szczepionki na własny koszt. Wizyta u lekarza poszła szybko, skierowanie i recepta w ręce (tak, szczepionkę musiałem wykupić za własne pieniądze).

Tylko, że historia tu się nie kończy - w całym 100 tys. mieście nie było ani jednej apteki, która miałaby szczepionkę. To teoretycznie nic - przecież można sprowadzić. Ano nie - hurtownie też nie mają i nie wiedzą kiedy będą mieć. Dzwonię do sanepidu z mojego miasta (pracuję w innym mieście) i pytam się, czy mają szczepionkę albo wiedzą skąd ją pozyskać - dostaję odpowiedź, że oni się takimi rzeczami nie zajmują i że nic nie wiedzą (prewencja epidemii - level Polska). Próbowałem nawet przekonać punkt szczepień by mi sprzedali szczepionkę z puli, którą mają dla dzieci - nie da się, nie ma takiej możliwości. Podłamany rozpatrując różne opcje ochrony rodziny dostałem telefon od lekarza - tak jest! Jest szczepionka w hurtowni, będzie na piątek. Uff, udało się.

W piątek idę wykupić receptę (którą wcześniej dałem by można było zamówić szczepionkę) dowiaduję się, że guzik - wszystkie nowe szczepionki z hurtowni przejął sanepid i nie wiadomo kiedy będą - vivat Polska i vivat potencjalna ochrona życia nie narodzonego.

Reasumując - sanepid wydał 900 szczepionek dla osób potencjalnie zagrożonych ale nie dał ani jednej osobie która sama świadomie się zgłosiła z obawy o uzasadnione ryzyko o żonę i dziecko zapewne przez domniemanie, że jedna dawka szczepionki załatwi sprawę - co jest sprzeczne z badaniami naukowymi. Nie skierowano mnie nawet na badanie przeciwciał by to potwierdzić, tylko zostawiono samego - wszak jeden obywatel w tą czy tamtą to nie problem.

Zastanawia mnie tylko jedno - ile jeszcze epidemii musi wybuchnąć byśmy od osób napływowych do pracy zaczęli oczekiwać przedstawiania glejtów na odbycie szczepień lub by się zaszczepili odmawiając im pracy jeśli tego nie zrobią? Czy naprawdę redukcja kosztów firm jest ważniejsza niż zdrowie i życie rodaków i przyszłych rodaków?

sanepid epidemia odra słuzba_zdrowia

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 134 (186)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…