Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#83536

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o wszawicy w szkole przypomniała naszą historię o świerzbie. Córka chodziła do zerówki w szkole. Szkoła podstawowa o super opinii, fantastycznych wynikach w nauce itp. Dobrze się złożyło, to nasz rejon, byliśmy zadowoleni. Do czasu…

Piekielność 1:

Podczas zabawy kolega popchnął młodą i ta wpadła na samochodzik. Poślizgnęła się i wylądowała na podłodze. Bolała ją prawa ręka. Ręka spuchła, nie mogła nią ruszać. Pielęgniarka szkolna obejrzała rękę i zawyrokowała, że na pewno nie jest złamana. Poparła ją wychowawczyni. Rentgen w oczach! Tylko pozazdrościć daru! Tak na zaś zaaplikowała prymitywny opatrunek, wykonany z tektury i bandaża dzianego! Nikt nie powiadomił nas, rodziców, o urazie młodej.

Akurat tego dnia oboje mieliśmy dyżury do 19.00 i córkę ze szkoły odebrała babcia. Pani wspomniała mimochodem, co się stało i zapewniała, iż to tylko stłuczenie. Młoda płacze z bólu, ale to nic poważnego.

Babcia za telefon i zadzwoniła do męża, który był pielęgniarzem na izbie przyjęć. Szybka decyzja o przywiezieniu młodej do szpitala.

Traumatolog z genialnym podejściem do dzieci zbadał tę rękę i stwierdził, że to typowe złamanie typu "zielonej gałązki" obu kości przedramienia. Pro forma rtg tylko to potwierdziło. Bardzo się zdenerwował widząc tę nieszczęsną tekturkę... Ręka w gips na 6 tygodni. Do szkoły po kilku dniach, kiedy przestanie boleć.

Powiadomiłam szkołę, pani była w szoku, bo przecież złamanie tak nie wygląda?! Nie mam pojęcia, skąd posiadała takie doświadczenie.

Młoda wróciła do szkoły i zaczęła się piekielność 2.

Młoda dostała wysypki. Dla alergika to norma. Wysypka na całym tułowiu. Może od gipsu?

Jedziemy do lekarza. Znowu uczulenie. Przepisane leki antyhistaminowe, sterydowe maści, kremy klejące. Nic nie skutkuje. Młoda się drapie, bo swędzi. Coś małżonka tknęło i pogadał z kumpelą z pracy, która szefowała szpitalnym działem mikrobiologii. Zabrał ją do niej i ta zeskrobała próbkę skóry od młodej. Pod mikroskopem okazało się, że to świerzb! Jeszcze tego nie było!

Znowu do lekarza. Następne leki, tym razem do zaaplikowania dla nas wszystkich! Pranie z gotowaniem pościeli oraz bielizny co dzień, w styczniu. Było super. Oczywiście psychoza zaczęła działać. Wszystko swędziało.

Nie posyłaliśmy jej do szkoły, bo trzeba ją było wyleczyć. Jeden wyjątek stanowił bal przebierańców, na który czekała. Dobrze się złożyło, że odbywał się już po intensywnej kuracji. Zaczęłam rozmowę z wychowawczynią, czy nie zauważyła drapiących się dzieci i wyjaśniłam, dlaczego. A ta na mnie, że co ja sobie myślę, jest zima, dzieci noszą długie rękawy i ona nie będzie tym się zajmować! A poza tym w szkole jest wszawica od początku roku szkolnego!

Nikt nie pisnął słowem o wszawicy! Zero powiadomień, czy to na zebraniu, czy w pisemnych wiadomościach, przekazywanych dla rodziców przez wychowawczynię! A córka miała włosy do pasa...

Ręce opadły, a usta w karpik! Nasza współpraca ze szkołą do końca roku spadła do minimum. Minimum obecności i zaangażowania. Do pierwszej klasy młoda poszła już do innej szkoły. Nie sławnej, za to z dobrą opieką i zaangażowaniem nauczycieli.

P.S. Do końca noszenia gipsu stosowaliśmy specyfiki na świerzb. Tak, pod gipsem ten parazyt miał się dobrze. Skóra pokryta była tą niespecyficzną wysypką. Wytępiliśmy to szybko. To gówno nie żeruje tylko na dłoniach, teraz to wiem.

A sytuacja przy zdejmowaniu gipsu zasługuje na inną piekielną opowieść.

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 123 (145)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…