Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#83690

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Są... Nareszcie, piękne bielutkie, ładnie kontrastują na czarnym asfalcie... Tak, mówię o liniach na jezdni, czyli oznakowaniu poziomym... Dokładnie chodzi mi o oznakowanie na trasie 12 od mostu w Puławach w stronę Radomia, do świateł w Anielinie (formalny koniec obwodnicy Puław), a na potrzeby historii do pierwszego zjazdu (Bronowice). Pisałem już o tym, że remonty u nas pełną gębą...

Jako, że apokalipsa braku wydzielonych pasów to już pieśń przeszłości, opiszę 2 potencjalnie niebezpieczne dla mnie sytuacje i jednego Szeryfa Lewego Pasa z jakim jeszcze się nie spotkałem.

1. Sprasowany przez TIR-a
Jak co rano jadąc do pracy wjeżdżałem na obwodnicę. Przed ostatnim zakrętem odruchowo już spojrzałem w "tył". Zwykle pomaga mi to ocenić sytuacje czy mogę niemal od razu wjeżdżać na lewy i pojechać... Tym razem była tam tylko ciężarówka z naczepą, ale wydawała mi się coś za blisko. Zwolniłem i w sumie to uratowało moje boczki. Gdy wyjechałem, uwzględniając fakt, że wyjechałem niemal po samym krawężniku, gigant sięgał pół samochodu... Dokładnie, gdybym nie zwolnił byłbym pomiędzy ciągnikiem i barierą, ale miejsca starczało góra na 3/4 samochodu... A oznakowanie, na ślimaku nie było nic wskazującego na jakiekolwiek utrudnienia lub wskazującego na brak oznakowania poziomego. Nie było nawet STOP-u. Z poziomego w tym czasie były te cienkie linie, którymi drogowcy trasowali jak mają później malować na stałe. Sam te cienkie linie z taśmy traktowałem jak normalne oznakowanie, ale dla kierowców ciężarówek były chyba słabo widoczne, bo wielu jeździło w ten sposób.

2. Nietrzymanie pasa ruchu.
Tym razem jechałem od Puław. Gdy kończy się most i estakada jest małe przesunięcie, bo zaczyna się pas zieleni na nasypie. Dosłownie o pół pasa ruchu. Zwykle każdy się trzymał odskoku, nawet bez na trasowanych cienkich linii (które wtedy już były). Tam też kończy się oznakowanie (na moście i estakadzie cały czas było).
Wieczór, padał lekki deszcz, więc prawy pas magicznie zwolnił do 70-80 km/h. Dozwolone jest znacznie więcej (teraz to ekspresówka), więc leciałem sobie cit szybciej lewym w nadziei, że mi nikt nie wyskoczy z prawego... Tak się złożyło, że na rozszerzeniu byłem jakieś 1,5 długości za feralnym pojazdem (mały dostawczak, chyba peugeot partner). O ile cała kolejka grzecznie zjechała bliżej prawej, tak ten został na środku drogi. Oczywiście dałem po heblach, bo bym mu zrobił z tyłka garaż... Dopiero wtedy domyślił się co robił nie tak...

3. Szeryf.
Historia trochę spoza tematu. Też na tej trasie, ale jej finał już był w miejscu z normalnie wytyczonymi pasami ruchu. Ale to dodaje jej pikanterii.
Jak to na jesieni padał deszcz, czyli prawy 70-80, a ja ciut szybciej i tradycyjnie czatujemy, czy nikt nie pcha się przed maskę. I jest, na szczęście kilka długości dalej, na tyle daleko, że nie musiałem ostro hamować, ale na tyle blisko, że hamowanie silnikiem nie wystarczyło. Jak dla mnie spoko, byle by zebrał dzikie konie, przyspieszył i wyprzedził tych przed sobą... Było by tak pięknie, ale nie. Kierowca postanowił jechać na równo, tym samym blokując pas. W końcu się zdenerwowałem i mignąłem mu światłami. Ruszył się, ale... Gdy wyprzedził i byłem pewien, że wróci grzecznie na prawy, a ja zniknę zaraz za horyzontem, Szeryf zablokował oba pasy. Jak? Po prostu zamiast zjechać całkowicie, postanowił jechać okrakiem środkiem jezdni i zwolnić. Podejrzewam, że wyprzedzeni też musieli hamować by nie wjechać mu w kuper. Gdy się ogarnąłem z szoku co się dzieje otrąbiłem Szeryfa... Słysząc ciągły, nieprzerwany klakson z tyłu zwątpił w swoje metody i słuszność celów...

droga

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -12 (16)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…