25 listopada, prawie dwa tygodnie przed Mikołajkami, zamówiliśmy córce prezent z dziecięcego sklepu internetowego - sanki i inne duperele, przydatne roczniakom. Zamówienie skompletowano i przygotowano dzień później, a kolejnego dnia było już w drodze.
Nie przedłużając - na 6 grudnia jednak nie dotarło. Nie przyjechało też dzień, ani nawet tydzień później! Kiedy traciłam już nadzieję na to, że paczka dojdzie choćby przed świętami i kiedy cały szary śląski śnieg poszedł w diabły, do mych drzwi zadzwonił zadowolony kurier.
- Panie, miał pan być na Mikołaja, co ja teraz dziecku powiem? - zażartowałam.
- Proszę podpisać tu - powiedział wyciągając rozbity tablet - palcem. Podpisałam, jak kura pazurem. Wręczył mi paczkę, odwrócił się na pięcie i zaczął odchodzić rzucając przez ramię: - Sanki się zepsuły.
Mina mi zrzedła. Pomna wszystkich piekielnych historii dot. kurierów, reklamacji i przepychanek ze sklepami internetowymi, wściekając się w duchu na własną głupotę (nie sprawdziłam paczki przed podpisem) i bezczelność kuriera, zaczęłam drzeć gębę:
- Stop! Stop! - boso wybiegłam na klatkę schodową - Protokół szkody! Pana nazwisko! Skąd pan do cholery wie, co kupiłam?! Ja tego tak nie zostawię!
Popatrzył na mnie jak na wariatkę. Puknął się w czoło i powiedział:
- Mikołajowi! Że Mikołajowi się sanki popsuły!!
Panie kurierze! Przepraszam. To Piekielni mnie opętali.
Nie przedłużając - na 6 grudnia jednak nie dotarło. Nie przyjechało też dzień, ani nawet tydzień później! Kiedy traciłam już nadzieję na to, że paczka dojdzie choćby przed świętami i kiedy cały szary śląski śnieg poszedł w diabły, do mych drzwi zadzwonił zadowolony kurier.
- Panie, miał pan być na Mikołaja, co ja teraz dziecku powiem? - zażartowałam.
- Proszę podpisać tu - powiedział wyciągając rozbity tablet - palcem. Podpisałam, jak kura pazurem. Wręczył mi paczkę, odwrócił się na pięcie i zaczął odchodzić rzucając przez ramię: - Sanki się zepsuły.
Mina mi zrzedła. Pomna wszystkich piekielnych historii dot. kurierów, reklamacji i przepychanek ze sklepami internetowymi, wściekając się w duchu na własną głupotę (nie sprawdziłam paczki przed podpisem) i bezczelność kuriera, zaczęłam drzeć gębę:
- Stop! Stop! - boso wybiegłam na klatkę schodową - Protokół szkody! Pana nazwisko! Skąd pan do cholery wie, co kupiłam?! Ja tego tak nie zostawię!
Popatrzył na mnie jak na wariatkę. Puknął się w czoło i powiedział:
- Mikołajowi! Że Mikołajowi się sanki popsuły!!
Panie kurierze! Przepraszam. To Piekielni mnie opętali.
Ocena:
199
(239)
Komentarze