Duża impreza u nas w restauracji, firmowa, młody, dynamiczny zespół. Od organizatora wiemy, że jedna z pań jest wegetarianką, więc do wybranego menu musimy przygotować wariant wegetariański.
W wieczór imprezy okazuje się, że zonk, pani jest weganką, a nie wegetarianką, co trochę komplikuje sprawę, ale kuchnia na szybko obmyśla nowy zestaw dań dla spanikowanej kobiety, która już zdążyła zacząć się drzeć, że pewnie jak zwykle nic do jedzenia nie dostanie, zaczynają się głupie zaczepki w stylu:
- Pfff, jak nie umiecie nic przygotować bez ładowania wszędzie padliny, to zaraz sobie przyniosę sałatkę z McDonaldsa
Ale udało się, wszystkie 4 dania wykombinowaliśmy wegańskie, przedstawiamy pani jej menu, kiwa głową bez zachwytu, ale się zgadza.
Przystawkę zjadła, zupę wychłeptała z apetytem, a przed podaniem dania głównego, zagaja mnie i słodkopierdzącym głosikiem pyta:
- A mogę te kotleciki jaglane jeszcze zamienić na sznycel cielęcy, który dostaną moi koledzy? Tak mnie ochota naszła...
W wieczór imprezy okazuje się, że zonk, pani jest weganką, a nie wegetarianką, co trochę komplikuje sprawę, ale kuchnia na szybko obmyśla nowy zestaw dań dla spanikowanej kobiety, która już zdążyła zacząć się drzeć, że pewnie jak zwykle nic do jedzenia nie dostanie, zaczynają się głupie zaczepki w stylu:
- Pfff, jak nie umiecie nic przygotować bez ładowania wszędzie padliny, to zaraz sobie przyniosę sałatkę z McDonaldsa
Ale udało się, wszystkie 4 dania wykombinowaliśmy wegańskie, przedstawiamy pani jej menu, kiwa głową bez zachwytu, ale się zgadza.
Przystawkę zjadła, zupę wychłeptała z apetytem, a przed podaniem dania głównego, zagaja mnie i słodkopierdzącym głosikiem pyta:
- A mogę te kotleciki jaglane jeszcze zamienić na sznycel cielęcy, który dostaną moi koledzy? Tak mnie ochota naszła...
gastronomia
Ocena:
216
(242)
Komentarze