Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#84067

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przeczytałem historię o utracie dziecka i niezrozumieniu żałoby, którym wykazała się znajoma pytając po kilku miesiącach kiedy następne dziecko. Uważam, ze historia jak najbardziej piekielna, ale również w komentarzu zaznaczyłem, że w moim odczuciu, kobieta ta chciała dobrze - uznała to za formę 'pocieszenia'. I zostałem odżegnany od czci i wiary...

Opowiem historię, o której moi 'nowi znajomi' - czyli ludzie, których spotkałem już po moim wyjeździe z ojczyzny, nie wiedzą i nawet się nie mogą, mam nadzieję domyślać. Niebawem rocznica rocznicy...

W marcu 2014 roku postanowiliśmy z Miłością Mojego Życia wybrać się na narty. 'Byliśmy' w 3-cim miesiącu ciąży, ale po konsultacji z lekarzem - żadnych przeciwwskazań, tylko uważać trochę bardziej niż zwykle. Dla bezpieczeństwa - MMŻ miała karnet kupowany tylko na ośle łączki.

Spędziliśmy jeden z najlepszych urlopów w życiu - nie pokłóciliśmy się ani razu przez blisko 2 tygodnie (a zdarzało nam się kłócić 3 razy dziennie). Gdy zobaczyłem MMŻ zjeżdżającą na tej oślej łączce w otoczeniu dzieci, wyobrażałem sobie siebie za 4 lata, jak szukam takich maleńkich nart, kasku. I uśmiecham się pod nosem, patrząc jak mój syn niezdarnie, po ojcu, próbuje chwycić się orczyka i jak z duszą na ramieniu patrzę na jego każdy jego upadek.

3 dni przed wyjazdem zaproponowałem, że pojedziemy do sąsiedniego państwa - mieliśmy hotel bardzo blisko granicy, a wyczytałem, że w sąsiednim państwie można znaleźć znacznie lepsze stoki i widoki są podobno niesamowite. To była nasza pierwsza kłótnia - MMŻ nie chciała jechać. Bo jej było dobrze, bo podróż 2 godziny w jedną stronę, że będziemy zmęczeni. Skończyło się tym, że MMŻ miała się wybrać taksówką na zakupy do Większego Miasta 30 km od hotelu, a ja o 5 rano wyjechałem do sąsiedniego państwa.

Kto był na nartach wie, że jak zjeżdżasz, to telefonu nie słyszysz... A jak jesteś na dole, to biegniesz na górę i telefonu z kieszeni wyciągać się nie opłaca, bo zanim zdejmiesz te wielkie mokre rękawice, kurtkę i spodnie to już ci kolejka przejdzie. Telefon sprawdziłem po około 4 godzinach zjeżdżania - około 12, jak szedłem na obiad. Miałem 20 nieodebranych połączeń od MMŻ. Nogi się pode mną ugięły, próbowałem oddzwonić. Kilka razy. Nie odbierała, więc praktycznie pobiegłem do auta i bez zastanowienia postanowiłem wrócić do hotelu, próbując dzwonić co jakiś czas do MMŻ.

Gdy dojechałem na miejsce już wiedziałem, że 'coś' się stało - recepcjonista w hotelu zaprosił mnie do takiego małego pomieszczenia za recepcją. Powiedział, że MMŻ poprosiła rano o zamówienie taksówki, że taksówkarz dzwonił chwilę po wyjeździe, że szpital, że MMŻ... niewiele pamiętam z tej rozmowy, odpłynąłem, nie wiedziałem co się dzieje. Po chwili zacząłem myśleć o tym, co się mogło stać - myślałem o poronieniu... Zamówioną taksówką pojechałem do szpitala w Większym Mieście. Zajęło mi 40 minut znalezienie kogokolwiek, kto mógłby mi udzielić jakiejkolwiek informacji, wtedy wydawało mi się, że ja całe lata chodzę po tych korytarzach, że czuję jak mi włosy siwieją ze zmartwienia.

MMŻ nie lubiła siedzieć na tylnym siedzeniu. Po prostu nie lubiła. Jadąca za szybko osbówka wypadła ze swojego pasa na zakręcie, prosto w taksówkę, którą jechała MMŻ. Kierowcy osbówki ani taksówkarzowi nic poważnego się nie stało - poza ogólnym szokiem i siniakami. MMŻ zginęła na miejscu. Ratownicy próbowali dzwonić z jej numeru na numer, który miała zapisany jako ICE, ale jej 'ICE' zamiast spędzać z nią czas wolał szusować w sąsiednim kraju. Bo widoki były piękne. I na góry i na życie...

Ja do swojej żałoby potrzebowałem kopa. Najpierw to była praca, z której prawie nie wychodziłem, później doszła siłownia. Ale nic mnie bardziej nie doprowadzało do szału niż ludzie chodzący na paluszkach, żeby mnie nie urazić. Miałem ochotę krzyczeć na każdego, który chciał być wrażliwy i miły...

Żałoba

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 142 (202)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…