Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#84075

przez ~Sharon ·
| Do ulubionych
O służbie zdrowia i pacjentach. Przepraszam za długi wstęp, ale jest on konieczny do zrozumienia beznadziejności sytuacji.

Zacznę od tego, że mam 22 lata, pracuję i jestem osobą mało asertywną, unikającą kłótni, awantur. Jestem też bardzo uczciwa, co zazwyczaj sprawia, że tracę na wielu rzeczach zamiast zyskiwać - powtarzam sobie jednak, że wolę stracić, ale za to rano mogę spojrzeć na swoje odbicie w lustrze bez wstydu.

Dwa tygodnie temu miałam operację kręgosłupa lędźwiowego. Operacja poważna, wyjęty jeden dysk, drugi oskrobany, brak jakichkolwiek wstawek - w wyniku tego przez kolejne 5 tygodni nie mogę siedzieć, od nowa uczę się chodzić, wykorzystywać mięśnie nóg etc. Tego dnia, gdy przytrafiła mi się piekielność, po raz pierwszy samodzielnie ubrałam buty (robiąc cuda na kiju na fotelu, żeby tego dokonać). Spacer półgodzinny jest dla mnie wciąż bardzo męczący i po powrocie z takiego czuję się dość zmęczona.

Złośliwość losu w moim przypadku sprowadza na mnie kilka nieszczęść na raz - wobec tego po wyjściu ze szpitala złamałam zęba (5-tka na górze). Nie bolało, ja leżeć na plecach nie bardzo mogę, więc do dentysty nie szłam od razu.

Ale po tygodniu zaczęło mocno boleć. Ruszyłam do dentysty, na prywatną wizytę, mimo że posiadam ubezpieczenie NFZ. Tam zrobiono mi na stojąco RTG, powiedziano, że to niemożliwe, żeby ten ząb mnie bolał, bo on był leczony kanałowo (faktycznie był, kilka lat temu) i wygląda na zdrowego. No ale popukana we wszystkie inne zęby miałam 100% pewności, że to jednak ta piątka. Zatem trzeba otwierać. Ale dentysta się tego nie podejmie, bo nie mogę leżeć na plecach przez 2 godziny ciągiem (udaje mi się wyleżeć max 10 minut) - a więc antybiotyk i do domu z nakazem powrotu za 3 tygodnie, jak już będę mogła leżeć na plecach.

Mijają 4 dni i ból zęba zamienił się w ból całej lewej strony twarzy. Taki, że mimo posiadania wysokiej odporności na ból, budził mnie w nocy ze snu. Dentysta przyjąć mnie nie chce (konsultowałam to też z innym prywatnym dentystą), idę więc do rodzinnego, żeby przepisał mi silniejszy antybiotyk.

Piekielność właściwa.

Z domu wyszłam o godzinie 8 rano. Do internisty doszłam na piechotę, bo był ulicę dalej. Trochę poczekać musiałam, ale akurat tam, gdy poprosiłam o jakąś leżankę, tłumacząc, że po operacji nie mogę siedzieć - w zabiegowym od razu się dla mnie taka znalazła. Około 9 wyszłam od internisty bez antybiotyku, ale ze skierowaniem do poradni chirurgii twarzowej, ponieważ ropień w zębie, który mi się zrobił, spowodował zapalenie okostnej i generalnie trzeba usunąć przyczynę. Zaopatrzona w skierowanie na cito ruszyłam w trasę przez całe miasto autobusem (bo bezpośredni) na stojąco do szpitala uniwersyteckiego. Dotarłam prawie na miejsce, jeden przystanek musiałam się przespacerować, weszłam do szpitala, pokazałam pani na ochronie, potem dwóm pielęgniarkom skierowanie z prośbą o pokierowanie mnie, gdzie mam iść. Ostatecznie stanęłam przy rejestracji w kolejce, która była dość długa - 5 osób przede mną. Jako, że stałam tam już jakieś 10 minut a było po 10-tej (od godziny byłam na nogach) grzecznie poprosiłam:

Ja: Przepraszam państwa, jestem po operacji kręgosłupa lędźwiowego, mam skierowanie na cito i nie mam już siły stać, czy mogłabym wejść przed państwa w kolejkę?

Tutaj ogólny pomruk czterech osób oznaczający, że zachwyceni nie są, ale jakoś to przeżyją, gdy nagle odzywa się agresywnie piąty pan:

5P: Nie! Ja też mam problemy z kręgosłupem, jak ci niewygodnie, to sobie usiądź!

Ja: Ale ja nie mogę siedzieć jeszcze przez 5 tygodni...

Cała kolejka na te słowa odwróciła się do mnie plecami, a jedna pani prychnęła śmiechem. Do tej pory nie wiem, co ją rozbawiło. Jak wspominałam, nie należę do osób przebojowych, więc pokornie odczekałam jeszcze kilkanaście minut w kolejce, przestępując z nogi na nogę i obserwując innych ludzi, jak wpychają się pod same okienka bez kolejki - żałowałam, że tak nie potrafię, ale nie zniosłabym wzroku tych ludzi i bałam się awantury. Pani w rejestracji w mniej niż pół minuty zerknęła na skierowanie, rzuciła że to pokój 52 i jak mnie lekarz nie przyjmie, to mam przyjść do niej jeszcze raz. Poczłapałam do pokoju 52, który był poradnią neurologiczną. Trochę się zdziwiłam, ale stwierdziłam, że może tutaj przyjmuje ten chirurg.

Lekarza miało nie być jeszcze przez półtorej godziny, mimo że od 15 minut zgodnie z rozpiską rozpoczął swoją pracę. Pacjenci już tutaj, mimo, iż nie patrzyli na mnie zbyt radośnie (nie dziwię im się), to jednak nie okazywali tak jawnej wrogości, gdy wyjaśniłam im, co tutaj robię, i że tylko przekażę lekarzowi swoje skierowanie i poczekam grzecznie w kolejce.

Taki był mój plan, jednak... Wszędzie niskie krzesła, nigdzie leżanki... Spytałam więc dwójki ratowników medycznych, którzy, sądząc po scrollowaniu w telefonie, mieli akurat przerwę i stali obok złożonej leżanki, czy mogłabym się na niej położyć, bądź czy wiedzą, gdzie w tym szpitalu są jakieś takie miejsca do leżenia.

Oczywiście wyjaśniłam, co mi się stało, całą historię, po raz pięćdziesiąty. W odpowiedzi usłyszałam, że tutaj takich leżanek nie ma i mam sobie postać. Po czym wrócili do obserwacji ekranu telefonu.

W tym momencie w oczach miałam już łzy bólu i złości. Bolała mnie twarz, żołądek od antybiotyku i plecy od nadmiernego wysiłku. Skracając już historię - pielęgniarka, która przyszła do tej poradni neurologicznej jako pacjentka w trakcie swojej pracy pokierowała mnie do właściwej poradni.

Tam przyjęto mnie szybko, ale nikt mi nie pomógł, ponieważ 3 panie pielęgniarki zaczęły na mnie krzyczeć, że to jakaś kpina to moje skierowanie, że to nie jest ich sprawa, i że mam iść do dentysty. Lekarz był jakby przyćmiony przez te kobiety i jedynie się do mnie uśmiechał.

Wyszłam z tego strasznego szpitala po godzinie 12. Do domu wróciłam na godzinę 13. Na nogach byłam przez ponad 4 godziny. Całą drogę płakałam z bólu i bezsilności.

Po powrocie padłam na łóżko z drgawkami i przez resztę dnia nie mogłam wstać nawet do łazienki.

Żałuję, że nie potrafię zrobić awantury, że nie wzięłam od nich zaświadczenia o odmowie leczenia, że nie umiem reagować chamstwem na chamstwo.

A o tym szpitalu opinię mam jedną - byłam tam wcześniej z zanikiem czucia w nogach i odsyłali mnie od ortopedy do neurologa, a każdy mówił, że to nie jego sprawa - teraz chirurg zrobił to samo - więc skoro oni nie zajmują się niczym, to dlaczego ten szpital jeszcze działa?

Gwoli wyjaśnienia - pracuję uczciwie, na umowę o pracę, kokosów nie zarabiam, ale odprowadzam podatki, nie mam żadnych "lewych dochodów". Mimo to rozpoznanie i leczenie kręgosłupa robiłam prywatnie (poza samą operacją), do dentysty chodziłam prywatnie a z NFZ korzystam tylko wtedy, gdy naprawdę muszę albo mogę poczekać.

Ach i tak, jak już wróciłam do domu, to żałowałam, że po prostu nie wzięłam taksówki - jednak w tym zamęcie naprawdę nie pomyślałam o jej wezwaniu, rutynowo kierując się na przystanek autobusowy.

Uniwersytecki Szpital Kliniczny we Wrocławiu

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 240 (396)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…