Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#84124

przez ~Kuprzestrodze1234 ·
| Do ulubionych
O tym jak wygląda "na pełnym etacie zarobi Pani więcej" w praktyce.

We wrześniu zatrudniłam się w miejscu. Miejsce prestiżowe, klienci prestiżowi, w końcu to kancelaria. Przyjęłam tę propozycję, gdyż byłam pod ścianą, a praca w przeszłym zawodzie i miała być lepiej płatna.

Zaczęłam od umowy zlecenia, gdzie wynagrodzenie było ryczałtem. 1500 zł za 3,5 dni pracy w tygodniu, ponieważ w poniedziałki i połowę piątku miałam wolne ze względu na studia. Potem jednak zajęcia w piątek odpadły, stawka się nie podniosła, mimo że godzin miałam więcej. Poszłam do szefa i obiecał, że w przyszłym miesiącu da mi więcej.
Nie dał. W dodatku w styczniu sukcesywnie odpadały mi poniedziałkowe zajęcia i już od 2 tygodnia pracowałam na pełen etat. Przyszedł dzień wypłaty i co widzę? 1500 zł. Wściekła, bo godzin zrobiłam o wiele więcej, aby 1500 zł mi się opłacało, poszłam się rozmówić z szefem. Powiedziałam, że albo dostaję wyrównanie i liczymy się po stawce godzinowej (którą mam formalnie w umowie), albo ja oddaję klucze i od jutra się nie widzimy.

Poza mną pracuje jeszcze jedna dziewczyna, która nie za bardzo orientuje się w temacie, chociaż ciągle się uczy. Jednak beze mnie, szef musiałby robić wszystko sam od początku do końca.

Zarzucił mi, że moje zagranie jest "nie fair" i że "to jest szantaż", że "nie zasługuję na większą wypłatę, bo on i tak musi dużo rzeczy sam robić!". Wobec tego powiedziałam, że skoro jest niezadowolony, to się żegnamy. Ton zmienił się, gdy zobaczył, iż nie żartuję i jestem gotowa go zostawić z dnia na dzień (zalety zlecenia!). Dał mi wyrównanie i spytał się czy w lutym na pełen etat. Odparłam, że owszem.

Dziś zaprosił mnie na rozmowę. Chciałby, abym już na stałe przeszła na cały etat. Oczywiście pozostając na umowie zlecenie (bez odprowadzania składek, bo przecież studiuje, ha) i za szalone wynagrodzenie w wysokości 2000 zł, gdzie pokoje w tym mieście do wynajęcia kosztują około 800 zł. Powiedziałam, że jeśli mam przejść na pełen etat, to umowa o pracę i wyższe wynagrodzenie, bo gdy opłacę połowę mieszkania, opłaty oraz studia zaoczne, konieczne będzie przeżycie za 500 zł. Do tego musiałabym zrezygnować z korepetycji, które daję w weekendy.

Szef spytał się więc jaka kwota by mi odpowiadała. Po dodaniu wszystkich kosztów, stwierdziłam, że około 3000 tysięcy. I nie była to kwota wygórowana, gdyż doświadczenie pozwalało mi zastępować go w wielu czynnościach oraz sprawnie prowadziłam dokumentację, sekretariat itd.
Zapytał się mnie, czy ja żartuję, bo on może się zgodzić na maksymalnie 2500 zł, ponieważ kancelaria jest w złej kondycji finansowej.

A więc skoro nie stać go na pracownika na pełen etat, pozostaję na obecnych warunkach, czyli rozliczeniu godzinowym. I chyba zacznę rozglądać się za czymś lepszym, bo mieć tyle obowiązków i bez perspektywy obiecanej podwyżki w miarę rozwoju współpracy (bo przecież kancelaria jest w złej kondycji!), a na koniec wysłucham jakie to moje pokolenie jest roszczeniowe, bo oni pracowali kiedyś za darmo i cieszyli się, że praca była ;)

kancelaria praca

Skomentuj (42) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 114 (138)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…