Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#84148

przez ~Hanna234 ·
| Do ulubionych
Historia o pracy, która pojawiła się parę dni temu, przypomniała mi moją drugą pracę w zawodzie - jak u autorki poprzedniej, również podjętą podczas studiów. Nadal gdy o tej pracy pomyślę, trzęsę się z nerwów, jaka to głupia byłam.

Zaczęło się niewinnie od rozmowy kwalifikacyjnej. W biurze była tylko jedna dziewczyna, szukano drugiej, gdyż poprzedniczka, dajmy na to Kasia (jak mi powiedziano) ze względów rodzinnych musiała się przeprowadzić. Zaoferowano mi 1500 zł, co było wtedy dla mnie dużą kwotą. Po pytaniu, kiedy mogę zacząć, ustaliliśmy, że przychodzę od jutra. Wcześniej odbywałam praktyki i wiedziałam co nieco o pracy, tak że nie bałam się wejścia bez przeszkolenia w młyn, jak to ujął szef na rozmowie.

Pracowałam przez miesiąc z Anielą. Jak się okazało, ona również była świeżym nabytkiem, bo pracowała tu od półtora miesiąca. Nie została przeszkolona przez poprzednią dziewczynę - Kasię, która miała już wszystko gdzieś, gdy była na wypowiedzeniu. Dała jej najważniejsze informacje, a z resztą Anieli miał pomóc zaznajomić się szef. Oczywiście tego nie zrobił.

Pomogłam jej ja i podzieliłyśmy się zadaniami tak, aby ona robiła to, co łatwiejsze. Jednakże w biurze był taki ruch, że nie dawałyśmy we dwie rady, co irytowało szefa. Gdy na jedną godzinę przypadały 3 osoby, które trzeba było wprowadzić do systemu wraz z informacją, po co przyszły i ewentualnie pobranymi opłatami (+ wystawienie faktury) to było dla nas za dużo. Do tego trzeba było przygotować kolejne spotkania i, mimo chęci, nie dawałyśmy rady.

Zatrudnił więc Patrycję, która z branżą nie miała nic wspólnego, ale miała to, co najważniejsze - status studentki i małe oczekiwania finansowe. Niejako przejęłam dowodzenie, bo szef miał wszystko w poważaniu. Zostałam zaproszona przez niego na rozmowę. Powiedział, że nie jest zadowolony z Anieli, bo nie robi ona żadnych postępów. Powiedziałam, że ona nie jest wyszkolona i że szef miał to zrobić według jej słów. Spytał o Patrycję, nie odnosząc się do mojej uwagi. Odparłam, iż może coś z niej być. Pokiwał głową na znak zgody.

Jakiś tydzień później zaprosił mnie na podobną rozmowę i na niej stwierdził, że z Anielą będziemy się żegnać. Spytał, czy ma ona jakieś projekty, które trzeba skończyć. Wymieniłam jej zadania. Odparł, że tym może zająć się Patrycja, po czym zawołał do siebie Anielę i z dnia na dzień wręczył jej wypowiedzenie, bo, jak my wszystkie, miała umowę zlecenie.

I tak oto zostałam sama z pełną ilością klientów i dziewczyną pracującą 2 tygodnie w tej branży. Czyli musiałam ogarnąć wszystko, co podzieliłyśmy na trzy i jeszcze uczyć Patrycję. Nie miałam tego w umowie, a więc chciałam aneks i podniesienie płacy, skoro pracowałam teraz za dwie. Szef pokręcił nosem, ale dał mi podwyżkę… o 100 złotych. Na tyle wycenił moją pracę.

Raz, nie spodobało mi się to, że zwolnił Anielę nawet bez uprzedzenia słownego. Dwa, nie dostałam podwyżki. Zapaliła mi się czerwona lampka i przestałam się starać. Bo po co, skoro ze mną może zrobić tak, jak z Anielą? Po co, skoro na podwyżkę konkretną nie mam co liczyć? Czy na umowę o pracę? Zwyczajnie moje zaangażowanie spadło proporcjonalnie do faktów.

W tym czasie moim i Patrycji ulubionym powiedzeniem było "jaka płaca, taka praca", co odbijało się na klientach. Na początku potrafiłam posiedzieć dłużej albo zrobić coś szybciej, byleby klient był zadowolony. Potem robiłam wszystko wolno, tak, jak mi się akurat chciało. Patrycja również, po tym jak nie dostała podwyżki i okazało się, że szef nie odprowadził za nią ubezpieczenia, nawet o tym nie wspominając (jako że umowa zlecenie ze studentem, to nie ma obowiązku). Patrycja od początku zatrudnienia była bez ubezpieczenia i dowiedziała się o tym przypadkiem, gdy chciała iść na rutynową wizytę u lekarza.

Zaczęłam rozglądać się za inną pracą, Patrycja również. Jako że obie byłyśmy na zleceniu, ustalałyśmy godziny tak, aby jedna mogła pójść na rozmowę kwalifikacyjną. Mnie się udało szybciej niż jej, chociaż z tego, co mi mówiła, znalazła pracę jakoś miesiąc po mnie.

Spotkała do tego czasu byłą pracownicę, która przyszła po PIT - Kasię. Jako że szef był poza biurem, zapytała, dlaczego ona się zwolniła. Kobieta miała wtedy 31 lat i z pełną szczerością opowiedziała, dlaczego już tu nie pracuje i radzi zrobić to Patrycji, jeśli ma możliwość.

Chciała być dobrą pracownicą i zakomunikowała szefowi, że chce zacząć starać się o potomka, dlatego trzeba będzie rozważyć poszukanie zastępstwa. Szef podobno na tę wiadomość się ucieszył, że będzie młode pokolenie w biurze, po czym dwa tygodnie później wręczył jej wypowiedzenie, gdyż nie spełniała jego oczekiwań.

Patrycja, jak już pisałam, zwolniła się krótko po mnie. Niestety, z tego, co widziałam, biuro szefa dalej działa i ma nowych pracowników.

pracodawcy

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 56 (92)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…