Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#84216

przez (PW) ·
| Do ulubionych
No, teraz włożę kij mrowisko. A co mi tam.
KOREPETYCJE.

Ci, co już czytali jakieś moje historie wiedzą, że od ponad czterdziestu lat uganiam się z kagankiem oświaty po ugorach niewiedzy i robię to zawodowo. Za czasów dawnych i słusznie minionych korki brały dwie kategorie uczniów: tacy, którzy z racji dłuższej (nie dwa tygodnie!) choroby wymagali nadgonienia nieprzerobionego materiału i tacy o IQ rzędu temperatury pokojowej. Im trzeba było spokojnie wytłumaczyć dlaczego w nocy jest ciemno i dlaczego osiem plus trzy nie równa się dwadzieścia. A i jeszcze dlaczego odpowiedź "w klasie jest 3 i 2/7 dziewczynki" jest wadliwa.


Profitów z tego wielkich nie było (jako licealista pomagałem córce sąsiadki i dostawałem za godzinę ekwiwalent dwóch piw). Tak BTW, branie korków w owych czasów uchodziło za coś raczej wstydliwego i nikt się tym specjalnie nie chwalił. Jak ktoś czegoś nie kumał, to starał się zajarzyć, czytając podręcznik ze zrozumieniem, albo kumpel wytłumaczył na przerwie. To se ne vrati.

Jak jest teraz każdy wie. Dzieciątko nie może zrozumieć czytając podręcznik, bo czytanie ze zrozumieniem tekstu dłuższego niż dwa akapity jest mu głęboko obce. (Inna sprawa, że ja też czytając niektóre pisane hermetycznym językiem teksty, muszę dłuższą chwilę pomyśleć, o co kurnać autorowi chodziło). No to bierzemy korki. Początkowo z jednego przedmiotu, potem z trzech i łańcuszek rozkręca się. Jedynym ograniczeniem jest tylko zasobność portfela rodziców. To nie jest tak, że nauczyciele nakręcają modę na korki.

Popyt rodzi podaż po prostu. Oczywiście, rozumiem, że wyścig szczurów, że nauczyciele wymagający (a mają nie wymagać?), że wreszcie nauczyciel źle tłumaczy, bo ma z racji głodowej pensji i własnego niedokształcenia wszystko w doopie. Przykro stwierdzić, ale większość moich korkowych uczniów stałych, dodatkowych zajęć nie potrzebuje. Wcześniej informowałem o tym rodziców, ale przestałem. Im ta informacja jest zbędna. Oni chcą dla swojego dziecka jak najlepiej i skoro "wszyscy biorą korki, a o Panu tak dobrze mówią, to mój Patryczek też to będzie miał". Rynek korków w Polsce to podobno kilka miliardów (tak, tak) złotych. Dla mnie ta sytuacja, to mówiąc obrazowo noszenie ucznia w lektyce, bo co prawda nóżki ma zdrowe, ale mógłby się niebożątko zmęczyć.

Wiem, jaki padnie argument w hejciku, który się za chwilę na mnie wyleje: materiał taki trudny, nauczyciele tacy wymagający, a szanse Patryczka trzeba zwiększyć. Szanowny Czytelniku: w czasie tych minionych czterdziestu lat z programu matematyki i fizyki usunięto od połowy do dwóch trzecich treści programowych i proceder ten trwa dalej. W latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku w programie klasy ósmej z matematyki były logarytmy.

Teraz nawet poczciwa funkcja liniowa odeszła do liceum. Jak była fizyka? Żeby się przekonać, wystarczy zajrzeć do dowolnego podręcznika sprzed lat. To co jest teraz w szkole podstawowej, to są opowieści z mchu i paproci, a nie fizyka. Wymagający nauczyciele. Owszem, tacy też się zdarzają. I dobrze, bo jeśli uczę, to muszę sprawdzać efekty. Ale bez przegięć typu: co tydzień sprawdzian, dwie kartkówki i pierdyliard zadań jako praca domowa z wtorku na środę.

Czy dzieci trzydzieści lat temu były mądrzejsze od tych współczesnych? Czy tamci nauczyciele byli lepsi? Na pewno nie. To co się do jasnej cholery stało? Moda modą, ale dzieciak w podstawówce, który ma korki z trzech przedmiotów, pływalnię, jazdę konną i japoński wygląda jak blady zombi i tak się też czuje. Ciąg dalszy przemyśleń starego belfra nastąpi.

Skomentuj (69) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 208 (238)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…