Mieszkanie obok wynajmowała para. Włoch i Hiszpanka. Sympatyczni, do pogadania od czasu do czasu, zawsze uśmiechnięci.
Niestety, wszystko co dobre szybko się kończy i para znalazła mieszkanie w innej części miasta (tuż obok miejsca zatrudnienia).
Przez dwa tygodnie mieszkanie stało puste, aż pewnego wieczoru zapukała do mnie właścicielka owego M, że znalazła nowych lokatorów i na wszelki wypadek zostawia mi swój numer telefonu, gdyby coś się działo.
Niestety działo się. Drugiej nocy chłopcy zrobili imprezę. Mieszkam w starym, solidnym budownictwie z cegły, a ściany mają po 50 do 80 cm grubości, podobnie jak stropy. U mnie w mieszkaniu wszystko było słychać doskonale. Stwierdziłem, że jedną parapetówkę przeżyję.
W okolicach świąt chłopaki znaleźli sobie z kolegami rozrywkę w postaci wyrzucania petard za okno i nie były to pchełki lecz wielkie hukowe naboje, przyprawiające chyba wszystkich wokół o palpitacje serca. Wezwałem policję, która rozpędziła imprezę i nastał błogi spokój.
Nie na długo...
Wybieram się na spacer. Nakładam buty w przedpokoju i słyszę, jak coś obiło mi się o drzwi do mieszkania. Zerkam przez wizjer i widzę kawałek męskiego łba.
Pomyślałem, że może sąsiad po drugiej stronie zasłabł i rozłożył mi się na drzwiach, więc szybko je otworzyłem i na ułamek sekundy zbaraniałem kompletnie.
Jeden z łepków z oczami jak spodki, nieprzytomny od alkoholu sikał mi pod drzwiami!
Ręka wyskoczyła mi sama i przyrąbałem chłopcu dość konkretnie.
Był w takim stanie upojenia, że nie wiedział zupełnie, co się dzieje ani gdzie jest. Zatoczył się jeszcze trochę i nie chowając przyrodzenia do sporni poczłapał do mieszkania.
Po dwóch godzinach przyjechała wezwana przeze mnie właścicielka mieszkania (btw, naprawdę sympatyczna i fajna dziewczyna), z wypowiedzeniem umowy dla tych gnojków. Dostali 24 godziny na spakowanie się i wyprowadzkę (wynajem okazjonalny, gdzie niedotrzymanie warunków umowy skutkować może natychmiastowym zerwaniem kontraktu).
Wyprowadzili się rzeczywiście następnego dnia.
Mieszkanie doprowadzili do stanu ruiny. Czuć było mocz, a parkiet zniszczyli tak, że już nie dało się go uratować.
Czekam na nowych sąsiadów z coraz większym zaciekawieniem...
Niestety, wszystko co dobre szybko się kończy i para znalazła mieszkanie w innej części miasta (tuż obok miejsca zatrudnienia).
Przez dwa tygodnie mieszkanie stało puste, aż pewnego wieczoru zapukała do mnie właścicielka owego M, że znalazła nowych lokatorów i na wszelki wypadek zostawia mi swój numer telefonu, gdyby coś się działo.
Niestety działo się. Drugiej nocy chłopcy zrobili imprezę. Mieszkam w starym, solidnym budownictwie z cegły, a ściany mają po 50 do 80 cm grubości, podobnie jak stropy. U mnie w mieszkaniu wszystko było słychać doskonale. Stwierdziłem, że jedną parapetówkę przeżyję.
W okolicach świąt chłopaki znaleźli sobie z kolegami rozrywkę w postaci wyrzucania petard za okno i nie były to pchełki lecz wielkie hukowe naboje, przyprawiające chyba wszystkich wokół o palpitacje serca. Wezwałem policję, która rozpędziła imprezę i nastał błogi spokój.
Nie na długo...
Wybieram się na spacer. Nakładam buty w przedpokoju i słyszę, jak coś obiło mi się o drzwi do mieszkania. Zerkam przez wizjer i widzę kawałek męskiego łba.
Pomyślałem, że może sąsiad po drugiej stronie zasłabł i rozłożył mi się na drzwiach, więc szybko je otworzyłem i na ułamek sekundy zbaraniałem kompletnie.
Jeden z łepków z oczami jak spodki, nieprzytomny od alkoholu sikał mi pod drzwiami!
Ręka wyskoczyła mi sama i przyrąbałem chłopcu dość konkretnie.
Był w takim stanie upojenia, że nie wiedział zupełnie, co się dzieje ani gdzie jest. Zatoczył się jeszcze trochę i nie chowając przyrodzenia do sporni poczłapał do mieszkania.
Po dwóch godzinach przyjechała wezwana przeze mnie właścicielka mieszkania (btw, naprawdę sympatyczna i fajna dziewczyna), z wypowiedzeniem umowy dla tych gnojków. Dostali 24 godziny na spakowanie się i wyprowadzkę (wynajem okazjonalny, gdzie niedotrzymanie warunków umowy skutkować może natychmiastowym zerwaniem kontraktu).
Wyprowadzili się rzeczywiście następnego dnia.
Mieszkanie doprowadzili do stanu ruiny. Czuć było mocz, a parkiet zniszczyli tak, że już nie dało się go uratować.
Czekam na nowych sąsiadów z coraz większym zaciekawieniem...
usługi wynajem
Ocena:
145
(155)
Komentarze