Firmy rekrutacyjne, w których pracują panienki po takich kierunkach jak europeistyka czy kulturoznawstwo, niemające bladego pojęcia o niczym, ale decydujące o tym, czy dana osoba będzie miała szanse na zatrudnienie w danej firmie.
Znacie? O tym będzie historia.
Mam kolegę, który do niedawna pracował jako analityk danych. Jego firma zmieniała lokalizację, a że on nie chciał się przeprowadzać, to zakończyli współpracę. Teraz kolega szuka pracy. U mnie (pracuję w korpo) ciągle zatrudniają analityków, więc poradziłem koledze by się zgłosił i jednocześnie powiedziałem kierownikowi, że kolega będzie aplikował.
Rekrutacją zajmowała się właśnie zewnętrzna firma. Kolega poszedł na rozmowę i wrócił nieziemsko zażenowany. Otóż rozmowę prowadziła 20-kilkuletnia panienka z kolczykiem w nosie i kilkucentymetrowymi tipsami. Zadawała mu pytania typu jakim zwierzęciem chciałby być, co by zrobił jakby go zmniejszyli i wsadzili do blendera albo gdzie się widzi za 5 lat. Żadnych pytań o doświadczenie, kompetencje, itd.
Kolega mówił, że normalnie to na widok takiej błazenady by wyszedł, ale firma oferowała atrakcyjne warunki, jemu akurat zależało, więc poprowadził tę szopkę do końca i miał czekać na telefon.
Minęło kilka dni i kierownik mnie pyta:
- I co, ten twój kolega chce do nas przyjść czy nie?
Zdziwiłem się:
- No był na rozmowie przecież...
- Jak to? Nic mi o tym nie wiadomo, żadnych papierów nie dostałem.
Kierownik skontaktował się z firmą rekrutacyjną i co się okazało? Kolega został na wstępie odrzucony, bo pani prowadząca rozmowę uznała, że się nie nadaje.
Co zrobił źle? Wybrał zbyt mało ambitne zwierzę czy niewłaściwą taktykę ucieczki z blendera?
Znacie? O tym będzie historia.
Mam kolegę, który do niedawna pracował jako analityk danych. Jego firma zmieniała lokalizację, a że on nie chciał się przeprowadzać, to zakończyli współpracę. Teraz kolega szuka pracy. U mnie (pracuję w korpo) ciągle zatrudniają analityków, więc poradziłem koledze by się zgłosił i jednocześnie powiedziałem kierownikowi, że kolega będzie aplikował.
Rekrutacją zajmowała się właśnie zewnętrzna firma. Kolega poszedł na rozmowę i wrócił nieziemsko zażenowany. Otóż rozmowę prowadziła 20-kilkuletnia panienka z kolczykiem w nosie i kilkucentymetrowymi tipsami. Zadawała mu pytania typu jakim zwierzęciem chciałby być, co by zrobił jakby go zmniejszyli i wsadzili do blendera albo gdzie się widzi za 5 lat. Żadnych pytań o doświadczenie, kompetencje, itd.
Kolega mówił, że normalnie to na widok takiej błazenady by wyszedł, ale firma oferowała atrakcyjne warunki, jemu akurat zależało, więc poprowadził tę szopkę do końca i miał czekać na telefon.
Minęło kilka dni i kierownik mnie pyta:
- I co, ten twój kolega chce do nas przyjść czy nie?
Zdziwiłem się:
- No był na rozmowie przecież...
- Jak to? Nic mi o tym nie wiadomo, żadnych papierów nie dostałem.
Kierownik skontaktował się z firmą rekrutacyjną i co się okazało? Kolega został na wstępie odrzucony, bo pani prowadząca rozmowę uznała, że się nie nadaje.
Co zrobił źle? Wybrał zbyt mało ambitne zwierzę czy niewłaściwą taktykę ucieczki z blendera?
praca hr
Ocena:
206
(218)
Komentarze