Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#84424

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia z ostatniej soboty.

Wracałam samochodem z Warszawy do mojej satelickiej mieściny z synem i córką przyjaciółki. Już blisko domu przypomniało mi się, że muszę wstąpić do sklepu. Podjechałam pod mój osiedlowy sklepik. Szybko wzięłam, co musiałam i biegiem do kasy, bo już mi się robiło krótko z czasem. Przy kasie lekki zator, jakaś starsza pani o kuli i z torbą na kółkach wyraźnie nie radzi sobie z ogarnięciem całkiem sporych zakupów. Na szczęście ekspedientki u nas fajne, pomogły, zapakowały wózeczek i pani rusza do wyjścia. W drzwiach się zachwiała, jakaś klientka pomogła, woła do ekspedientek o stołek, bo pani słabo. Dziewczyny niosą jakąś skrzynkę, wyprowadzają panią na powietrze.

Mimo woli uczestniczę w całej akcji, bo panie blokują wejście przez dłuższą chwilę. Włączam się do rozmowy, pytam, gdzie pani mieszka, czy da radę sama wrócić. Pytanie głupie, bo przecież widzę, że pani do przystanku nie dojdzie sama i nie da rady doczekać autobusu, który jeździ co godzinę, a na przystanku nie ma nawet ławki. Pani podaje ulicę, szybka kalkulacja – blisko, 10 minut mnie nie zbawi. Mówię „zapraszam ze mną, odwiozę panią”. Pani szczęśliwa, ruszamy wolnym krokiem do samochodu, ostrożnie holuję panią i jej torbę na kółkach. Po drodze pani opowiada, jak to syn i synowa długo pracują, wnuki w szkole, ona wprawdzie ma kłopoty z chodzeniem, ale chce rodzinę odciążyć i zakupy sama robi. Słucham sobie uprzejmie, chociaż tak mi się ciśnie na usta, że te dwa przystanki autobusem to każdy może podjechać, nasz sklep jest czynny od 6-22, a wnuki przecież od świtu do nocy w szkole nie siedzą? Zwłaszcza że dziś sobota. Ale dobra, nie komentuję, wsadzam panią do samochodu i jedziemy.

5 minut później wysadzam panią pod furtką. Za ogrodzeniem ujadają dwa spore pieski, na końcu długiego podjazdu widzę młodą dziewczynę, która na nasz widok odwraca się w stronę domu i woła „mamo!”. Aha, czyli ktoś jest w domu i nie będę musiała holować pani przez cały podjazd w towarzystwie średnio przyjaznych psów. I tak sobie stoimy, czekam, żeby dziewczyna podeszła, ale ona się jakoś nie wybiera, a ja nie chcę zostawić chwiejącej się staruszki samej pod tą furtką. W końcu zniecierpliwiona przywołuję ją ręką. Podbiega, widać, że niezadowolona i mówi cicho „babciu, co ty wyprawiasz?!”. Nie mam siły i czasu na dyskusje, przekazuję panią w ręce wnuczki i odjeżdżam.

I tak sobie myślę: co miały w głowie córka i wnuczka, wysyłając schorowaną, ledwo chodzącą staruszkę samą na zakupy?! Czy młoda, zdrowa licealistka (wiem z opowiadań babci) nie jest w stanie przejść 800 metrów z zakupami? Albo poczekać na autobus? Nie wiem, znieczulica, głupota czy brak wyobraźni?

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 110 (172)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…