Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#84438

przez ~Vanilla ·
| Do ulubionych
Należę do osób raczej skrytych, zamkniętych w sobie i długo mi zajmuje przekonanie się do kogoś. Za to kiedy już zbliżę się, jestem gotowa wiele poświęcić w imię tej znajomości. Niestety, przez to często daję się wykorzystywać, a zdaję sobie sprawę z tego dopiero wtedy, gdy całkowicie tracę kontakt z moimi byłymi znajomymi.

Co ważne dla tej historii - moi rodzice dość dobrze zarabiają. Nie są może milionerami, ale standard życia mamy dość wysoki. Na tyle, by pozwolić sobie na ładne mieszkanie, wakacje za granicą, a ja nigdy nie miałam problemów z pieniędzmi na imprezę, czy kino. Co finalnie też wychodziło na moją niekorzyść.
Kilka historii z ludźmi, którzy przewinęli się przez moje życie i byli mi bardzo bliscy.

1. Imprezy.
Czy to halloween, czy sylwester, czy po prostu jakieś spotkanie towarzyskie, zawsze u mnie. Nie przeszkadzało mi to, rodzice się zgadzali. Kupowałam jedzenie i picie. W 90% przypadkach, moi goście nie przynosili nic, a potem narzekali, że kupiłam za mało. Przychodzili na gotowe, bawili się, a nad ranem nie chcieli nawet pomóc przy sprzątaniu. Jak sugerowałam, że mogliby, nagle wszyscy bardzo się spieszyli na autobus. Czasami udawało mi się poprosić ich o wyniesienie śmieci.
Całość sprzątałam sama.

Kilka razy spotkałam się z tym, że któryś z moich znajomych po prostu chciał urządzić w moim domu swoją imprezę. Nie mówił tego wprost, ale intencja była dość jasna. Najpierw pytał czy może robię imprezę z okazji x, a jeżeli mówiłam, że mogę, to nagle pytał, czy może przyprowadzić grupkę swoich kolegów, których być może kiedyś tam widziałam. Nie jedną osobę, czy nawet dwie. Pięć, albo sześć. Kiedy odmawiałam, następowała obraza i sam znajomy też nie przychodził. Jestem pewna, że gdybym się zgodziła, znajomi znajomego nie kwapiliby się do kupienia jedzenia, czy posprzątania po imprezie.

Raz przed imprezą napisałam na stronie wydarzenia, że jeżeli chcą zamówić pizzę, to niech przyniosą gotówkę, żeby było wygodniej się rozliczać. Jeden znajomy, który nawet nie planował przyjść, był oburzony, że oczekuję, że na imprezie sami będą musieli kupować sobie jedzenie, bo od tego jest gospodarz.
Jakoś nie było mi szkoda, że nie przyszedł.

Za alkoholem raczej nie przepadam. Czasami piję, gdy ktoś mnie poczęstuję, ale sama raczej nieczęsto kupuję cokolwiek. Na jednej imprezie, jakoś zaraz po 18, kupiłam kilka piw kierując się opiniami znajomych. Większość zostało, więc cała impreza zabrała je sobie do domu. Nawet nie zapytali, po prostu zaczęli pakować je do toreb. Było to o tyle niefajne, że kupowałam to za pieniądze rodziców, a nie swoje, więc oni mogli to wypić.

2. Wakacje.
Mam to szczęście, że moja rodzina ma niewielki domek w górach, gdzie co roku jeżdżę na wakacje. Gdy miałam te 15-16 lat, zdecydowałam się jeździć tam ze znajomymi. A chociaż spędziłam tam z nimi świetny czas, to kilka sytuacji co roku podnosiło mi ciśnienie.

Wszystko organizowałam sama. Począwszy od daty, po bilety dla wszystkich. Większość musiałam prosić po kilka razy, żeby w ogóle mi powiedzieli pasującą im datę. Finalnie i tak trzeba było to kilka razy przekładać, bo ktoś rzucił jakiś dzień na odczepnego, a potem się okazało, że jednak nie może.
Prosiłam ich, żeby ściągnęli muzykę, filmy (w domku nie ma internetu), czy wzięli jakieś gry. Nikt nie poczuwał się do tego, żeby mi jakkolwiek pomóc, więc wszystko organizowałam sama. Później tylko słyszałam, że "ojeeeny, szkoda, że nie mamy żadnych fajnych filmów, albo muzyki", bo nie ściągnęłam akurat tego, co oni by chcieli.

Za domek nie musieliśmy płacić, ale żeby było fair w stosunku do rodzinki, zbierałam od każdego trochę kasy, żeby chociażby zwrócić za prąd, wodę, gaz no i czas, gdy domek nie był wynajmowany innym. Ogólnie za cały tydzień płaciliśmy tyle, ile kosztowałby jeden dzień w takim domku. Cen dokładnych nie pamiętam, ale to było jakieś 20 zł od osoby. Reakcja?
- W sensie, że od wszystkich chcesz te x złotych łącznie, czy każdy ma tyle płacić? Co? Czemu tak drogo? Za taką cenę to moglibyśmy wynająć coś znacznie lepszego.
I chociaż tego typu tekst usłyszałam może ze 2 razy, to jednak nie było to miłe, bo starałam się być fair w stosunku do rodziny i kolegów, a ci i tak tego nie doceniali.

Nigdy nie usłyszałam nic w rodzaju: "dziękuję", czy: "ale fajnie, że możemy spędzić tu tydzień". Nigdy. Za to praktycznie co roku słyszałam:
- Szkoda, że ten domek nie jest bezpośrednio przy jeziorze (mieliśmy do przejścia raptem 5 minut).
- Słabo, że dookoła mieszkają inni ludzie. Fajnie byłoby, gdybyśmy byli tu sami.
- Fajniej byłoby, gdybyś miała ten domek gdzieś nad morzem, a nie tutaj. No bo w sumie w górach niewiele jest do roboty...
I może tutaj przesadzam, ale słyszałam to praktycznie za każdym razem i zwyczajnie było mi przykro. Bo starałam się jak mogłam, a ciągle miałam wrażenie, że wszystko jest źle. Do tego stopnia, że potrafiłam poczuć się winna, kiedy zaczęli stawiać koło nas nowy domek, chociaż sama nie miałam na to wszystko wpływu.

3. Zachłanność.
Były momenty, gdy naprawdę się zastanawiałam, czy przyjaciele lubią mnie za to, jaka jestem, czy za to, ile mam. W sumie częściowo to się łączy z poprzednimi punktami, ale dodam tutaj jeszcze kilka punktów.

Wyjścia na miasto.
Wiadomo, zdarzają się w każdej grupie. Często chodziliśmy po centrum, czy do parków, czy do galerii, po prostu, żeby się powłóczyć. Kiedy szliśmy na pizzę, czy do maca, często ktoś zapominał portfela, czy karty, a gdy oferowałam pomoc, obiecywali oddać.
Po kilku próbach odpuszczałam. Nie będę przecież się kłócić o kilka złotych.

Gdy mnie odwiedzali, często padało nieśmiertelne pytanie, czy mam coś konkretnego do jedzenia. Prośby były różne, zwykle konkretne chipsy, czy napój gazowany. Jeżeli nie miałam, szliśmy to kupić. Oczywiście kupował "gospodarz".

Znajoma miała kłopoty finansowe i pożyczyłam jej większą kwotę pieniędzy z własnych oszczędności. Wychodziła na prostą kilka lat, w międzyczasie kupując masę niepotrzebnych rzeczy, chodząc na imprezy etc. O pieniądze doprosiłam się po kilku latach, gdy właściwie nie miałyśmy już prawie kontaktu.

Próbowałam zorganizować spotkanie, bo jakoś kontakt zaczął nam się psuć, ale wiecznie coś komuś nie pasowało, bo zły termin, bo inne plany, bo jest zajęty/a. Wyjechałam za granicę i napisałam, że kupiłam im pamiątki. Spotkanie udało się zorganizować w przeciągu godziny. Od tamtego czasu więcej się nie widzieliśmy.

I pewnie powiecie, że sama jestem sobie winna i pozwalałam się wykorzystywać. Częściowo tak i teraz jestem tego świadoma, chociaż dalej mi się to zdarza. A to wszystko przez to, że z tymi ludźmi przeżyłam naprawdę masę wspaniałych chwil, długo byli moimi przyjaciółmi i nie chciałam się z nimi kłócić o pieniądze, czy to, że czasami przez nich było mi przykro. Wolałam się cieszyć dobrymi chwilami.
Tylko jakoś tak... momentami miałam wątpliwości, czy naprawdę warto...

znajomi

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 160 (196)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…