Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#84531

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia miała miejsce około roku temu. Był to marzec lub kwiecień, nie pamiętam już.

Przeziębiłam się wtedy na tyle mocno, że musiałam zostać w domu na kilka dni. Bardzo nad tym ubolewałam, bo o ile z wykładami nie było problemu, o tyle zajęcia laboratoryjne trzeba było w późniejszym czasie odrobić. Udałam się zatem do lekarza rodzinnego, by wypisał mi zwolnienie i, co najważniejsze, zaradził coś na chorobę. Pani doktor przebadała mnie i stwierdziła, że mam co kilka godzin łykać tabletkę przeciwbólową i brać jakiś lek na gardło.

Okej, pomyślałam sobie, nie jest tak źle, więc przeboleję tych kilka dni. Jednak pierwszego i drugiego dnia po wizycie u lekarza ból gardła i zatok nasilił się na tyle mocno, że bolało mnie pół twarzy. Nie mogłam spać i płakałam do poduszki, że boli. Mama starała się pomóc, jak mogła, ale kolejna wizyta u lekarza była konieczna. Poczłapałam znowu do przychodni, trafiając tym razem na inną panią doktor, nieco mniej sympatyczną. Nakreśliłam, jak sprawa wygląda, że byłam tu dwa dni temu, ale boli coraz bardziej. Oto, co mniej więcej usłyszałam:

- A co pani sobie myśli? Była tu pani dwa dni temu! Przecież to jest infekcja, musi boleć!

Wyrzuciła to z siebie, niemal krzycząc na mnie i z łaską przepisała mi trzydniowy antybiotyk. Widocznie jej zdaniem powinnam tak płakać z bólu, dopóki by samo nie przeszło, bo przecież infekcja.

Zaczęłam się ciężko zastanawiać, po co są niektórzy lekarze. :P

słuzba_zdrowia

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 102 (188)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…