Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#84657

przez ~podstarzalanastolatka ·
| Do ulubionych
Przy okazji przeglądania rodzinnego albumu przypomniały mi się średnio miłe wspomnienia ze szkoły.

W skrócie - w mojej rodzinie standardem jest szybkie stawanie się kobietą. Ja dostałam okres, gdy skończyłam 10 lat. Wraz z nim zaczęły się inne problemy.

Byłam bardzo chudym dzieckiem. Niska, drobna, ale na tle tego wszystkiego odstawały moje piersi (również zasługa genów). Będąc w 6. klasie podstawówki, nosiłam już rozmiar D. Według lekarzy rozwijałam się prawidłowo, żadnych problemów z hormonami, które mogłyby przyspieszyć proces rośnięcia piersi.

Wyglądałam, z perspektywy czasu, komicznie. Dziecięca twarz, chude nogi, ręce i ogromnie piersi. Wiązały się z tym problemy.

Na przykład na wychowaniu fizycznym.
To nie były jeszcze czasy staników sportowych, a więc duża ilość ćwiczeń oznaczała dla mnie ból. Przy bieganiu piersi podskakiwały, co w połączeniu z dojrzewaniem sprawiało, że musiałam przystawać, bo zwyczajnie mnie bolało. Zawsze byłam ostatnia z biegów. Miałam wuefistę, który nie rozumiał moich problemów. Skończyło się tak, że w dni, gdy miałam wf, nosiłam bandaż, który jeszcze bardziej uciskał piersi.

Dziewczyny zarzucały mi, że wypycham sobie piersi skarpetkami, koledzy śmiali się, że jestem cycata. Jednak najgorsze były spojrzenia podstarzałych Januszy, którzy w komunikacji miejskiej potrafili patrzeć na mój biust i nawet się z tym nie kryli.

Na szczęście żadnej traumy się nie nabawiłam, bo miałam wsparcie w mamie, czy ciotkach i kuzynce. One zawsze mi powtarzały, że mam się głupimi uwagami nie przejmować, bo za parę lat będą mi moich piersi zazdrościć.

I dziś, dwadzieścia lat później, posiadając rozmiar jeszcze trochę większy, nie mam żadnych kompleksów na tym punkcie.

dorastanie

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 108 (206)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…