Podjechałam parę dni temu po córkę do szkoły.
Zazwyczaj kończy ostatnią lekcję 12:25, ja odbieram ją ok 12:30-35, żeby już zaczęła się następna lekcja, bo nie znoszę tego szkolnego rejwachu. Wbijam więc na świetlicę, witam się, oglądam prezentowane rysuneczki, powoli się zbieramy, summa summarum zrobiła się nawet 12:45, więc lekcja trwała już od kwadransa.
Wychodząc z sali spotkałam na korytarzu chłopca ze starszej klasy i nauczycielkę. Wywiązał się między nimi dialog:
N: Janek, chodź do klasy.
J: Zaaaraz...
I kieruje się w stronę drzwi wyjściowych.
N: Janek, chodź do klasy, czekam na ciebie!
J: No zaaaraaz...
I wychodzi na podwórze. My zaraz za nim. Uczeń kręci się trochę w tę i nazad, aż ze środka dobiega krzyk.
N: Janek! Ja już idę do klasy!
J: No idę przecież, idę...
I krokiem anemika, jakby miał ze sto lat człapie z powrotem.
Za piekielność uważam fakt, że nauczycielka nie ma prawa w odpowiednim momencie złapać gówniarza za rękaw i zaciągnąć do klasy. Widać było po chłopaku, że kieruje nim coś pośredniego między złośliwością a lenistwem. Nie mogłabym być nauczycielką, bo bym czegoś takiego nie stolerowała i prędzej czy później wywaliliby mnie z roboty...
edit: imię chłopca oczywiście zmienione.
Zazwyczaj kończy ostatnią lekcję 12:25, ja odbieram ją ok 12:30-35, żeby już zaczęła się następna lekcja, bo nie znoszę tego szkolnego rejwachu. Wbijam więc na świetlicę, witam się, oglądam prezentowane rysuneczki, powoli się zbieramy, summa summarum zrobiła się nawet 12:45, więc lekcja trwała już od kwadransa.
Wychodząc z sali spotkałam na korytarzu chłopca ze starszej klasy i nauczycielkę. Wywiązał się między nimi dialog:
N: Janek, chodź do klasy.
J: Zaaaraz...
I kieruje się w stronę drzwi wyjściowych.
N: Janek, chodź do klasy, czekam na ciebie!
J: No zaaaraaz...
I wychodzi na podwórze. My zaraz za nim. Uczeń kręci się trochę w tę i nazad, aż ze środka dobiega krzyk.
N: Janek! Ja już idę do klasy!
J: No idę przecież, idę...
I krokiem anemika, jakby miał ze sto lat człapie z powrotem.
Za piekielność uważam fakt, że nauczycielka nie ma prawa w odpowiednim momencie złapać gówniarza za rękaw i zaciągnąć do klasy. Widać było po chłopaku, że kieruje nim coś pośredniego między złośliwością a lenistwem. Nie mogłabym być nauczycielką, bo bym czegoś takiego nie stolerowała i prędzej czy później wywaliliby mnie z roboty...
edit: imię chłopca oczywiście zmienione.
szkoła młodzież
Ocena:
110
(178)
Komentarze