Stereotypy...
Szukałam specjalisty ds. obsługi biura zarządu. W wymaganiach wypunktowana była przynajmniej podstawowa znajomość kodeksu spółek handlowych, ustawy o zamówieniach, procedur zwoływania i protokołowania posiedzeń rad nadzorczych czy walnego zgromadzenia no i Excel na poziomie bardzo dobrym.
Pensja 4,5 brutto w średnim mieście na południu Polski, więc pomimo braków na rynku zgłosił się tabun chętnych. Wpłynęło prawie 150 cv, z czego prawie 100 nadawało się od razu do kosza.
Przede wszystkim zgłosiły się osoby, których nie chciałabym zatrudnić nawet w recepcji. Panienki po ogólniaku z doświadczeniem jako ekspedientka. Na rozmowę od biedy zapraszałam nawet byłe sekretarki z nadzieją, że może ich stanowisko to taka zmyłka. Część z nich oczekiwała dużych pieniędzy za kompletny brak kompetencji. "Bo przecież to rekrutacja do biura zarządu, a biuro zarządu to taki sekretariat, a jeśli sekretariat, to nauczę się książki telefonicznej z firmy i będę ładnie łączyć rozmowy."
Na 150 osób nie zgłosił się nikt, kto znałby dobrze ksh, wymagane podstawy znało 11, ci sami znali również ustawę o zamówieniach publicznych, a do ich nauczenia nie trzeba przecież kończyć prawa.
11 osób na 150 zrozumiało właściwie sens ogłoszenia. Reszta wyobraziła sobie, że to praca sekretarki, a do tego każda ładna się nada.
Zgroza.
Szukałam specjalisty ds. obsługi biura zarządu. W wymaganiach wypunktowana była przynajmniej podstawowa znajomość kodeksu spółek handlowych, ustawy o zamówieniach, procedur zwoływania i protokołowania posiedzeń rad nadzorczych czy walnego zgromadzenia no i Excel na poziomie bardzo dobrym.
Pensja 4,5 brutto w średnim mieście na południu Polski, więc pomimo braków na rynku zgłosił się tabun chętnych. Wpłynęło prawie 150 cv, z czego prawie 100 nadawało się od razu do kosza.
Przede wszystkim zgłosiły się osoby, których nie chciałabym zatrudnić nawet w recepcji. Panienki po ogólniaku z doświadczeniem jako ekspedientka. Na rozmowę od biedy zapraszałam nawet byłe sekretarki z nadzieją, że może ich stanowisko to taka zmyłka. Część z nich oczekiwała dużych pieniędzy za kompletny brak kompetencji. "Bo przecież to rekrutacja do biura zarządu, a biuro zarządu to taki sekretariat, a jeśli sekretariat, to nauczę się książki telefonicznej z firmy i będę ładnie łączyć rozmowy."
Na 150 osób nie zgłosił się nikt, kto znałby dobrze ksh, wymagane podstawy znało 11, ci sami znali również ustawę o zamówieniach publicznych, a do ich nauczenia nie trzeba przecież kończyć prawa.
11 osób na 150 zrozumiało właściwie sens ogłoszenia. Reszta wyobraziła sobie, że to praca sekretarki, a do tego każda ładna się nada.
Zgroza.
Ocena:
148
(198)
Komentarze