Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#84825

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak rodzona matka psuje krew człowiekowi nawet na odległość i nieświadomie...

Na wstępie muszę uprzedzić, że moja matka miała kiedyś nade mną wadzę absolutną, od dzieciństwa uparcie tępiła we mnie dążenie do samodzielności (nie wolno było mi wychodzić wieczorami, nawet w wieku nastoletnim) oraz asertywność. Efekt tego był taki, że w wieku 20 lat pytałam jej czy wolno mi wyjść na dwie godzinki.

Oczywiście miała swój arsenał środków, sprzyjających osiągnięciu celu, na czele z płaczem. Dopiero niedawno się na niego uodporniłam, jeszcze parę lat temu pomagałam jej tylko po to, żeby przestała jęczeć.

Z czasem udało mi się wyrobić asertywność, ale tylko w stosunku do innych osób, do matki mam raczej takie "Jezus, ona znowu zaczyna..." i jeszcze do niedawna potrafiłam jej ustępować dla świętego spokoju.

Moja matka mieszka w domu razem z moją babcią i moją młodszą siostrą. I tu muszę zaznaczyć ważną rzecz - matka jest alkoholiczką. Nie wiem, na jakim jest teraz etapie, dochodzą do mnie sprzeczne wiadomości, a ja też nie po to się przeprowadziłam, żeby się teraz pijaństwem matki przejmować.

Oczywiście i babcia (na emeryturze) i siostra (pracująca, chyba nawet pracoholiczka) ciosają matce kołki na głowie, żeby poszła do pracy. Więc matka znalazła świetną metodę, o ile mogę wierzyć memu ojcu stosowała ją jeszcze przed moim urodzeniem. Znalazła sobie w okolicy zaprzyjaźniony dom i przesiadywała tam całymi dniami, udając że jest w pracy.

Dawno temu był to dom nieżyjącej już obecnie sąsiadki. Potem na jakiś czas matka się ustabilizowała, urodziła mnie, moje rodzeństwo, pracowała, posiedziała trochę na wychowawczych (było nas czworo jednak...), potem znów pracowała.

Dygresji wstecz koniec, jesteśmy w czasach mniej więcej obecnych. Powiedzmy niedaleka przeszłość, tak ze trzy lata temu.

Ponieważ miałam własne mieszkanie, moja matka potrafiła po stracie pracy przesiadywać u mnie, póki się sprawa nie wydała. Skąd brała pieniądze - nie wiem, ja ją wtedy już przestałam wspomagać, mam dziecko i o nie muszę zadbać. Matka dorosła jest, ręce, nogi ma, niech zarobi.

I znowu relacje są sprzeczne. Zdaniem mojej siostry matka codziennie wracała pijana (ode mnie wychodziła trzeźwa!). Od jakiegoś sąsiada, który z matką kilka miesięcy na magazynach pracował, dowiedziałam się że matka pracuje tylko co drugi dzień, bo moja babcia od dwóch tygodni leży w szpitalu. No patrzcie, a wczoraj ją na targu widziałam...

Znajdowała pracę i ją traciła, siedziała u mnie po 7 godzin, gadając coś do mnie, a na mnie jej obecność działała okropnie - ręce mi opadały i odechciewało mi się wszystkiego, w efekcie ona grała na tablecie, ja na telefonie, a córka oglądała bajki. Ach te rodzinne popołudnia... Ale jak zaznaczyłam na początku - moja asertywność w przypadku matki leży i kwiczy, zresztą - co mi szkodzi, że sobie posiedzi?

W końcu nadszedł upragniony czerwiec (zeszłego roku), dziecię skończyło zerówkę, zapakowaliśmy toboły i się przeprowadziłam, oficjalnie kończąc z byciem samotną matką. Mamie zostawiłam jeszcze klucze, bo chciała dla siebie moje meble, których nie zabierałam.

Niestety, zostawiłam też sąsiadom mój numer telefonu.

Okazało się, że moja matka zrobiła sobie z mojego mieszkania melinę. Gdy któregoś dnia przyczołgała się pijana w sztok i zaczęła rozpalać w piecach tak, że dym poszedł na całe podwórko, najbliższa sąsiadka się zeźliła, wyrzuciła ją z mojego mieszkania i zabrała klucze.

Oczywiście gruba awantura obiła się i o mnie, dzwonili do mnie po kolei sąsiadka, matka i ojciec. Co się nerwów najadłam, to moje. Po tym incydencie przestałam do matki dzwonić, o co miała pretensje, co jakiś czas albo dzwoni albo wysyła sms-y, jaka jestem niedobra, że się od rodziny odwracam.

Dlaczego piszę o tym akurat teraz?

Ano dlatego, że dostałam wiadomość na messengerze. Od młodej kobiety, której nie znam, ale znam jej mamę, pracowałam z nią kiedyś.

Jest to samotna matka (ta młoda), ma małe dziecko (dzieci?), na pewno ma córeczkę ciut młodszą od mojej, bo odkładałam dla niej ubrania. W wiadomości było napisane "Powiedz matce, żeby oddała mi moje pieniądze, siedziała u mnie całe dnie, jadła za moje, pożyczyła kasę i zniknęła, tak się nie robi."

Ano nie robi się. Szkoda mi tej dziewczyny, ale co jej poradzę? Sama z siebie do matki nie zadzwonię, jak zadzwoni to jej powiem, ale co to da?

I tylko nerwy znów od rana, bo przeczytałam tę wiadomość o piątej...

Czy ja się kiedykolwiek uwolnię od tej kobiety i jej wpływu? Czy nawet 200 km od niej nadal będę z nią kojarzona?

I te ciągłe wyrzuty, że na święta nie przyjeżdżam, że nie dzwonię, że jej nie zapraszam, że wnuczki jej nie przywożę... Serio mam taki obowiązek? Bo jakoś się nie poczuwam.

rodzina...

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 140 (176)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…