Osoby jedzące w tej chwili proszone są o zakończenie konsumpcji, ewentualnie o przeczytanie tej historii później.
Moja psica, Kruszyna, dostała potężnych (choć krótkotrwałych) sensacji żołądkowych. Jako że miłość i sra**ka przychodzą znienacka, biedna zdążyła tylko przybiec do mnie pod łazienkę i krótkim piśnięciem zaalarmować, że coś jest nie tak, ale już w następnej chwili środek przedpokoju został "przyozdobiony" imponującej wielkości psią kupą o półpłynnej konsystencji i powalającym smrodzie.
No cóż, Kruszyna z Młodą na spacer (bo może to jeszcze nie koniec), a ja sprzątam, gratulując sama sobie posiadania w domu jednorazowych rękawiczek, bez tego ciężko by było. Po usunięciu "konkretu" przymierzałam się już do czyszczenia/prania chodniczka w przedpokoju, kiedy olśniło mnie, że co ja do chole*y robię! Chodniczek był stary, nawet (kiedyś) ładny, ale już mocno zniszczony, więc w sumie dobra okazja, aby go wyrzucić. Zwinęłam w ładny, ciasny rulon, związałam, aby się nie rozwalał i wyniosłam do śmietnika.
Po upływie dwóch czy trzech godzin pukanie do drzwi. Sąsiadka. Z moim chodniczkiem. I z pretensjami. Nie przytoczę słowo w słowo, ale postaram się możliwie najwierniej.
Sąsiadka z wojowniczą miną, napastliwym tonem:
- To pani wyrzuciła ten chodniczek?
- Tak, ja... - moja odpowiedź była lekko niepewna, bo już zastanawiałam się, jakiż to straszliwy błąd popełniłam, do niewłaściwego pojemnika wyrzuciłam czy co?
- No jak tak można!?! Przecież on śmierdzi! I środek jest cały w g*wnie!
- Właśnie dlatego go wyrzuciłam...
- Ale on się do niczego już nie nadaje!
- ???
- Bo ja go chciałam sobie do domu wziąć! Kawałek odwinęłam, ładny był, to zabrałam, a w domu co się okazało! Zniszczony! I śmierdzi! Jak ja ten smród wywietrzę?
No cóż, ja wywietrzyłam w parę minut, nie wiem jakie pani sąsiadka stosuje metody wietrzenia, bo jeśli poprzez uchylenie jednego okna na parę milimetrów, to faktycznie może być problem. Tego jednak już nie powiedziałam (udało mi się odpowiednio wcześniej ugryźć w język), zamiast tego zapytałam grzecznie:
- Ale ja nadal nie rozumiem, o co pani ma do mnie pretensje i czego pani oczekuje?
- No jak to? Śmierdzi mi w domu! I myślałam, że chodniczek do przedpokoju będę miała, bo potrzebuję, a tu co? On zniszczony...
Ponieważ sytuacje o takim natężeniu absurdu raczej mnie śmieszą, niż wkurzają, gdzieś od połowy tej konwersacji miałam coraz lepszy humor. W odpowiedzi na wyczekujące spojrzenie sąsiadki po jej ostatnim zdaniu rzuciłam "proszę poczekać" i weszłam na chwilę do mieszkania. Szybko zlokalizowałam potrzebne mi rzeczy, po czym wręczyłam jej: ulotkę o likwidacji hurtowni dywanów w okolicy (ceny do -70%), kupiony kiedyś tam odświeżacz powietrza o nie pasującym mi zapachu oraz kilka jednorazowych rękawiczek (w razie gdyby jednak zdecydowała się czyścić ten chodniczek). Głośno powiedziałam "do widzenia" i zamknęłam drzwi, specjalnie głośno przekręcając klucz w zamku od wewnątrz.
Na koniec apel - bo wiem, że Piekielni uwielbiają apele. Otóż nie wyrzucajmy do śmietnika zniszczonych, nie nadających się do użytku rzeczy! Wyrzucajmy tylko takie, które ktoś jeszcze może sobie wziąć, użyć, skorzystać! Nie bądźmy egoistami.
P.S. Kruszyna już zdrowa.
Moja psica, Kruszyna, dostała potężnych (choć krótkotrwałych) sensacji żołądkowych. Jako że miłość i sra**ka przychodzą znienacka, biedna zdążyła tylko przybiec do mnie pod łazienkę i krótkim piśnięciem zaalarmować, że coś jest nie tak, ale już w następnej chwili środek przedpokoju został "przyozdobiony" imponującej wielkości psią kupą o półpłynnej konsystencji i powalającym smrodzie.
No cóż, Kruszyna z Młodą na spacer (bo może to jeszcze nie koniec), a ja sprzątam, gratulując sama sobie posiadania w domu jednorazowych rękawiczek, bez tego ciężko by było. Po usunięciu "konkretu" przymierzałam się już do czyszczenia/prania chodniczka w przedpokoju, kiedy olśniło mnie, że co ja do chole*y robię! Chodniczek był stary, nawet (kiedyś) ładny, ale już mocno zniszczony, więc w sumie dobra okazja, aby go wyrzucić. Zwinęłam w ładny, ciasny rulon, związałam, aby się nie rozwalał i wyniosłam do śmietnika.
Po upływie dwóch czy trzech godzin pukanie do drzwi. Sąsiadka. Z moim chodniczkiem. I z pretensjami. Nie przytoczę słowo w słowo, ale postaram się możliwie najwierniej.
Sąsiadka z wojowniczą miną, napastliwym tonem:
- To pani wyrzuciła ten chodniczek?
- Tak, ja... - moja odpowiedź była lekko niepewna, bo już zastanawiałam się, jakiż to straszliwy błąd popełniłam, do niewłaściwego pojemnika wyrzuciłam czy co?
- No jak tak można!?! Przecież on śmierdzi! I środek jest cały w g*wnie!
- Właśnie dlatego go wyrzuciłam...
- Ale on się do niczego już nie nadaje!
- ???
- Bo ja go chciałam sobie do domu wziąć! Kawałek odwinęłam, ładny był, to zabrałam, a w domu co się okazało! Zniszczony! I śmierdzi! Jak ja ten smród wywietrzę?
No cóż, ja wywietrzyłam w parę minut, nie wiem jakie pani sąsiadka stosuje metody wietrzenia, bo jeśli poprzez uchylenie jednego okna na parę milimetrów, to faktycznie może być problem. Tego jednak już nie powiedziałam (udało mi się odpowiednio wcześniej ugryźć w język), zamiast tego zapytałam grzecznie:
- Ale ja nadal nie rozumiem, o co pani ma do mnie pretensje i czego pani oczekuje?
- No jak to? Śmierdzi mi w domu! I myślałam, że chodniczek do przedpokoju będę miała, bo potrzebuję, a tu co? On zniszczony...
Ponieważ sytuacje o takim natężeniu absurdu raczej mnie śmieszą, niż wkurzają, gdzieś od połowy tej konwersacji miałam coraz lepszy humor. W odpowiedzi na wyczekujące spojrzenie sąsiadki po jej ostatnim zdaniu rzuciłam "proszę poczekać" i weszłam na chwilę do mieszkania. Szybko zlokalizowałam potrzebne mi rzeczy, po czym wręczyłam jej: ulotkę o likwidacji hurtowni dywanów w okolicy (ceny do -70%), kupiony kiedyś tam odświeżacz powietrza o nie pasującym mi zapachu oraz kilka jednorazowych rękawiczek (w razie gdyby jednak zdecydowała się czyścić ten chodniczek). Głośno powiedziałam "do widzenia" i zamknęłam drzwi, specjalnie głośno przekręcając klucz w zamku od wewnątrz.
Na koniec apel - bo wiem, że Piekielni uwielbiają apele. Otóż nie wyrzucajmy do śmietnika zniszczonych, nie nadających się do użytku rzeczy! Wyrzucajmy tylko takie, które ktoś jeszcze może sobie wziąć, użyć, skorzystać! Nie bądźmy egoistami.
P.S. Kruszyna już zdrowa.
blok_mieszkalny
Ocena:
169
(175)
Komentarze