Moja poprzednia historia dotycząca wychowywania (bądź nie) dzieci nie spotkała się z entuzjastycznym przyjęciem, ale mimo wszystko napiszę drugą, na podobny temat.
Siedzę sobie w pokoju i słyszę głosy z hallu. Moją córkę poznaję, siostrzenicę mojego partnera też, ale coś tych głosów za dużo. Wychodzę, a tam stoją wnuki sąsiadów, sztuk dwoje, i negocjują z moją córką, żeby poszła się z nimi bawić. Do tego chłopiec miał ze sobą strzelbę na kapiszony i strzelił ze dwa razy w progu pokoju mojej córki. Podejrzewam, że właśnie to ją wkurzyło. :D
Zanim się odezwałam, córka ich pogoniła ("To mój pokój, nie zapraszałam was!"), więc skierowali się w stronę schodów. Moje sarkastyczne pytanie: "A co się mówi, jak się do kogoś wchodzi?" spotkało się jedynie ze spojrzeniem mówiącym: "O co ci właściwie chodzi?".
Nie wiem, czy to taki trend w wychowaniu dzieci, że ładują się komuś do domu jak do obory? Bez zaproszenia? Ani "dzień dobry" ani "do widzenia"? Jeszcze jakby często u nas bywali, ale nie, to była ich pierwsza "wizyta", odkąd tu mieszkam.
Dla porównania - siostrzenica mojego partnera, bywająca u nas niemal codziennie, potrafi ze schodów zawołać: "Cześć, ciociu, N. u siebie?" i już wiem, kto przyszedł, kiedy i do kogo.
I że ten ktoś zauważa moje istnienie, a to też jest przecież ważne.
Siedzę sobie w pokoju i słyszę głosy z hallu. Moją córkę poznaję, siostrzenicę mojego partnera też, ale coś tych głosów za dużo. Wychodzę, a tam stoją wnuki sąsiadów, sztuk dwoje, i negocjują z moją córką, żeby poszła się z nimi bawić. Do tego chłopiec miał ze sobą strzelbę na kapiszony i strzelił ze dwa razy w progu pokoju mojej córki. Podejrzewam, że właśnie to ją wkurzyło. :D
Zanim się odezwałam, córka ich pogoniła ("To mój pokój, nie zapraszałam was!"), więc skierowali się w stronę schodów. Moje sarkastyczne pytanie: "A co się mówi, jak się do kogoś wchodzi?" spotkało się jedynie ze spojrzeniem mówiącym: "O co ci właściwie chodzi?".
Nie wiem, czy to taki trend w wychowaniu dzieci, że ładują się komuś do domu jak do obory? Bez zaproszenia? Ani "dzień dobry" ani "do widzenia"? Jeszcze jakby często u nas bywali, ale nie, to była ich pierwsza "wizyta", odkąd tu mieszkam.
Dla porównania - siostrzenica mojego partnera, bywająca u nas niemal codziennie, potrafi ze schodów zawołać: "Cześć, ciociu, N. u siebie?" i już wiem, kto przyszedł, kiedy i do kogo.
I że ten ktoś zauważa moje istnienie, a to też jest przecież ważne.
własny dom
Ocena:
99
(143)
Komentarze