Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#85069

przez ~MadHatter ·
| było | Do ulubionych
Od lat czytam Piekielnych, ale nigdy jakoś nie miałam okazji, by się podzielić czymś od siebie. Jednakże ta mała scenka rodzajowa, która mi się przydarzyła w zeszłym tygodniu, myślę że się ładnie wpisuje w ogólny Piekielny trend, przynajmniej jeśli się nad tym głębiej zastanowić.
Mianowicie, kopytkuję sobie w dość ciepłe popołudnie w drodze z pracy i jestem w sumie już na ostatnich dwóch prostych do domu. Z reguły skracam sobie drogę przez teren stacji benzynowej na moim osiedlu, gdyż inaczej musiałabym drałować naokoło. Tym razem przeszkoda na drodze - na wyjeździe ze stacji stoi sobie czarniutkie lśniące volvo na nietubylczych blachach, a obok tegoż szwedzkiego cuda motoryzacji niechybnie jego pan i władca.. tfu wróć, pan kierowca. Zmierzam w jego kierunku, owszem, żeby wyminąć i kontynuować ustaloną trasę do domu. Gdy wtem, pan i władca raczy przemówić:

[PiW] - Pan i władca, [J] - ja

[PiW]: hej, powiesz mi jak dojechać na ulicę Piekielną?

Na sekundę przystaję, bo tak się składa że o ile miasto w którym mieszkam i pracuję nie jest moim rodzinnym miastem, to akurat ulica, o którą pan pyta jest również ulicą na której znajduje się mój zakład pracy, i ponieważ chodzę pieszo do i z rzeczonej pracy, jest to dość blisko od naszego obecnego położenia. Nadmienię również że o ile na swój wiek nie wyglądam, to już przekroczyłam trzydziestą wiosnę życia i choć pan i władca nie wyglądał na wiele starszego ode mnie, to jakoś niekomfortowo się poczułam z tym takim tykaniem od razu na wejście.. no ale dobra, przemawiam i ja:

[J]: och, to blisko stąd, właśnie stamtąd idę, pojedzie pan prosto tu przez rondo i cały czas tą ulicą prosto i dojedzie pan do Piekielnej za jakiś kilometr.

[PiW]: ojoj, no nie wiem, może byś ze mną pojechała? {obleśny uśmiech.jpg w załączniku)

[J](całkiem stanowczo): nie dziękuję, już mi wystarczy tej okolicy na dzisiaj, da pan sobie radę, to prosta droga.

Chwilowa cisza zapadła, więc uznałam za stosowne podjąć ponownie przerwaną czynność kopytkowania, jednakże nie dane mi było oddalić się zanadto od pana i władcy..

[PiW]: taka fajna dziewczyna z Ciebie i tak się nam fajnie gada (słucham??), może byśmy się zapoznali bliżej? (obleśny uśmiech2.jpg)

[J](lekko już podkur..zirytowana, znów przystaję i odwracam się w stronę PiW): no chyba nie bardzo.

[PiW]: ale dlaczego? wiesz ja szukam takiej dziewczyny żeby mieć z kim fajnie czas spędzać gdy jestem przejazdem tutaj w tej okolicy, no rozumiesz o co mi chodzi? (najszerszy obleśny uśmiech.jpg jaki widziałam w swoim trzydziestojednoletnim życiu)

Że słucham co proszę? Czy on mi właśnie proponuje żebym została jego osobistą dziwką dojazdową? No chyba wolne żarty..

[J]: Słucham?? Nie ma takiej opcji. (odwracam się na pięcie i rozpoczynam kopytkowanie w swoim kierunku)

[PiW]: ale zaczeeekaj! daj mi swój numer telefonu! (już całkiem go posrało?)

[J](nie przerywając kopytkowania, tyłem do niego, dobitnie): wykluczone!

Znów chwilowa cisza, ja już szczęśliwa że się pozbyłam natręta, skręcam sobie w prawo za stacją paliw, gdy nagle.. wruuum wrruuum, czarne lśniące volvo wyrasta obok mnie, ziuuu elektryczna szybka w dół, pan i władca nie przyjmuje odmowy:

[PiW]: no daj ten numer, nie daj się prosić!
[J](przyspieszam kroku): nie!
[PiW](dotrzymując mi tempa samochodem): no co Ci szkooodzi? lubię takie charakterne!

Jestem niedaleko swojego bloku, ale co mam robić z takim "ogonem"? Zaczynam się bać, że pojedzie za mną, będzie czekał pod blokiem albo jeszcze co gorszego.. Podejmuję męską decyzję żeby go zgubić i wypalam przez trawnik (oby nie psia kupa, oby nie psia kupa..) na skos do chodnika biegnącego w serce osiedla, tam za mną nie wjedzie, no chyba raczej nie zacznie mnie też gonić pieszo.. Słyszę jeszcze "no weeeź!" jak znikam za rogiem sklepu osiedlowego, ale kopytkuję dalej świńskim truchtem już w sumie, wgłąb osiedla, gdzie w końcu przysiadam na ławce żeby odetchnąć, zanim zawrócę do swojego bloku.
Może część z Was będzie podśmiechujkować, no bo w sumie co mi szkodziło? Może kiepski podryw, ale gościo zdeterminowany i może wcale nie taki zły, a ja nie jestem teraz w stałym związku więc co komu szkodzi odrobina szaleństwa? Ano już spieszę z wyjaśnieniem. W pięknym jeszcze lipcowym słońcu bardzo gruba i sądząc po sile błyszczenia, nowa obrączka ślubna pięknie się prezentowała na prawej dłoni pana i władcy...

Przypadki na ulicy

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 23 (119)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…