Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#85098

przez ~kuzyn ·
| Do ulubionych
Ok. 3 miesięcy temu zmarła moja babcia. Mieszkała z nami w jednym domu. Jakoś miesiąc po jej śmierci mama postanowiła zacząć robić porządki z jej rzeczami. Natrafiła podczas nich na umowę z banku o zawarcie lokaty, do której ja miałem upoważnienie na wypadek śmierci babci. Przyszła z tym do mnie i potwierdziłem, że faktycznie coś takiego miało miejsce, i że po śmierci babci przypomniałem sobie o tym, ale póki co nie miałem głowy, żeby wybrać się tym zająć.

Wziąłem te dokumenty od mamy, akt zgonu i wybrałem się do banku. Okazało się, że razem z odsetkami jest to dokładnie kwota 24 138 PLN. Mama zapytała mnie, co zamierzam zrobić z tymi pieniędzmi, czy może zmienię samochód, czy też wpłacę na konto. Ja postanowiłem, że podzielę tę kwotę na równych 5 części (tyle jest nas, wnucząt - ja, 3 kuzynów i kuzynka) i przekażę pozostałym mówiąc co i jak. Mama się zdziwiła, że nie zostawię tych pieniędzy sobie, bo z racji tego, że mieszkałem z babcią, to ja najbardziej odczułem jej problemy ze zdrowiem, w tym psychicznym, w ostatnich latach jej życia.

Ja jednak żartobliwie odpowiedziałem, że boję się, że babcia po nocach będzie mnie prześladować, jeśli nie podzielę się z pozostałymi wnuczkami. Zresztą sprawa mogłaby się wydać za jakiś czas i byłaby z tego tylko niepotrzebna draka.

Akurat nadarzyła się impreza rodzinna, na której była cała piątka. Zawołałem ich do swojego samochodu, powiedziałem, co i jak, skąd te pieniądze, pokazałem wydruk z banku, jaka to dokładnie kwota, żeby nie było wątpliwości. Następnie wręczyłem każdemu po kopercie, w której było po 4800. Zapytałem, czy chcą też tę końcówkę, 138 zł, dzielić, czy też może mam w naszym imieniu kupić babci jakiś ładny wieniec. Wszyscy zgodnie odpowiedzieli, żebym kupił wieniec. Każdy ucieszył się z takiego niespodziewanego zastrzyku gotówki i w miłej atmosferze się rozeszliśmy. No ale gdyby to był koniec, to nie byłoby tej historii tutaj.

Gdzieś po tygodniu wujek z ciocią (rodzice najstarszego kuzyna) przyjechali "na kawę". Siedzą, rozmawiają i widać, że chcą zacząć jakiś temat, ale nie wiedzą, jak. Odważył się w końcu wujek. Chodziło o te pieniądze. Zanim babcia wpłaciła na konto, do którego byłem upoważniony, upoważnienie tego typu, tylko w innym banku, miał ten wujek. W tamtym banku jednak babcię namówiono na jakąś lokatę inwestycyjną, na której straciła kilkaset złotych, więc obraziła się na tamten bank, zabrała pieniądze. Akurat ja ją wtedy podwoziłem, i zapytała mnie, gdzie polecam jej teraz ulokować te pieniądze. Poleciłem jej bank, w którym sam miałem lokatę i z usług którego byłem zadowolony. Zawiozłem ją i ona od razu mnie ze sobą zawołała, żeby napisać tym razem na mnie takie upoważnienie na wypadek śmierci.

Wujek przypomniał sobie, że na tej lokacie było jakoś ponad 30 tysięcy, kojarzyła mu się suma 36 tysięcy. Popatrzyli na mnie z ciocią w stylu: "No i gdzie jest reszta tych pieniędzy?".

Odpowiedziałem, że może i tak było, ale przecież w międzyczasie babcia postawiła nagrobek, miała wesele wnuka, komunię prawnuka, wnukowi i wnuczce dała "prezencik" na nowe mieszkania. Tu przeszli do ofensywy, że przecież cały czas pobierała emeryturę, więc kapitał powinien jej się uzupełniać. No cóż, emeryturę pobierała, nie była ona może głodowa, ale też nie były to kokosy, a babcia nie tuliła każdego grosza.

Jak przyjeżdżali prawnukowie, to zawsze wcisnęła "obrazek" (50-100 PLN). Urodziny, imieniny dzieci, wnuków, Boże Narodzenie - zawsze każdy dostał "kopertkę". Miała trochę oszczędności, o których wszystkie dzieci wiedziały i wiedziały gdzie są. Opłacali z nich stypę, księdza, grabarza itp.

Ciocia z wujkiem jednak nie ustępowali i dalej wysnuwali podejrzenia, że część tych pieniędzy zachowałem dla siebie, a tylko częścią się podzieliłem z pozostałymi. Przyniosłem im wydruk z banku (ten sam, który pokazywałem kuzynom), to stwierdzili, że na pewno podrobiłem go. Tu już nie wytrzymałem i po prostu wyprosiłem ich z domu, bo nie pozwolę, żeby mnie ktoś tak bezczelnie oskarżał pod moim dachem. Jak się okazało, z tą samą sprawą wylądowali u pozostałej dwójki rodzeństwa (w sumie babcia miała 4 dzieci - moja mama, 2 ciocie i 1 wujek).

Ciocia powiedziała, że nie wierzy w to, że ja bym coś takiego zrobił i odesłała ich z kwitkiem. Wujek może zrobiłby podobnie, ale wtrąciła się jego żona, a moja ciocia, która podłapała temat i dołączyła do grupy oskarżającej mnie o przywłaszczenie sobie gotówki po zmarłej babci. Ta sama ciocia poruszyła też w mojej obecności temat tych 138 złotych, za które mam kupić wieniec i powiedziała coś w stylu: "No ciekawe, czy tak zrobisz...".

Jako że już byłem mocno wnerwiony całą sytuacją, to odpowiedziałem w przypływie złości: "Wezmę za niego paragon i w zęby wetknę cioci tak głęboko, że d**ą wyjdzie!". Po tych słowach ciocia, obrażona, wyszła.

Najsmutniejsze jest to, że gdybym te pieniądze zostawił dla siebie, to najprawdopodobniej nie byłoby całej afery i kłótni.

rodzina

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 297 (301)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…