Jeszcze się we mnie gotuje.
Mam w domu czworo małych dzieci (najmłodsza 11 miesięcy), więc niezły sajgon. Mam świadomość jak uciążliwa taka gromada bywa dla otoczenia, dlatego maksymalnie dużo spraw staram się załatwiać przez internet, w tym zakupy.
Jako, że jestem na końcówce ciąży, zamarzyło mi się przeorganizować jeden pokój dziecięcy. Ot, taka fanaberia. Nic wielkiego, ale potrzebowałam dodatkowych półek do mebli modułowych z IKEI. Od niedawna uruchomili również sprzedaż przez internet, postanowiłam z tego skorzystać i nie tracić czasu. Zamówienie w sumie około 150 złotych, dostawa w Warszawie koło 80. Trochę boli, ale dobra. Czas to też pieniądz, a mi się wybitnie nie chce jechać po te parę półek. Niech będzie.
Sam proces zamawiania super, dostawałam maile na każdym etapie realizacji. Dostawa dziś między 8 a 12. Pech chciał, że akurat najmłodsza ma jakieś gorsze chwile. Może jej zęby idą czy coś, ale przed południem zaliczyła dwie drzemki, gdzie zwykle ma w ciągu całego dnia tylko jedną. Wyłączyłam dźwięk w telefonie, żeby nie obudzić wyjca i spokojnie nasłuchuję domofonu.
Godzina 12:15 nikogo nie ma. Dobra, może złapali opóźnienie. Spoko, mam czas, ale zadzwonię i dopytam.
Dodzwaniam się na infolinię, zaczynam rozmowę. Wyjec się obudził, więc słyszę jakąś połowę. Pan mnie radośnie informuje, że ponieważ nie odebrałam telefonu, to oni w ogóle zrezygnowali z dostawy.
W tym miejscu zaliczyłam mały restart systemu. Tłumaczę człowiekowi, że zamawiałam dostawę, a nie telefon i w żadnej wiadomości mailowej nie dostałam informacji, że odebranie telefonu jest warunkiem realizacji dostawy. No kurcze, zamawiam z netu na okrągło, włącznie ze spożywką z frisco i Tesco. Nawet jak czasem jakiś kurier dzwoni potwierdzić, to nigdy mi się nie zdarzyło, żeby nieodebrane połączenie potraktował jako rezygnację czy coś.
Pan mi mówi, że nic nie słyszy. Mówię mu już mocno wkurzona, że niedziwne, bo dziecko płacze i właśnie dlatego nie miałam jak odebrać telefonu. Pan mówi, że może jutro mi dostarczą. Pytam, czy to żart? Miało być dziś, nie wywiązali się, niech przyjadą dziś. Może być później, ale dziś. Nie da się.
Cóż, w taką zabawę w kotka i myszkę to ja nie mam czasu. Mówię, że rezygnuję w takim razie i chcę złożyć skargę. Pan mi mówi, że mogę sobie i do Szwecji pisać, oni mają takie procedury. Aha.
Żeby nie było, nie jest dla mnie problemem obsuwa w czasie. Nawet ten cholerny telefon bym odebrała, gdyby nie trwający w domu armagedon albo gdyby mnie poinformowali, że będą dzwonić potwierdzić. W życiu się nie spotkałam, żeby przy rezerwacji dostawy w konkretnym przedziale godzinowym nikt nawet nie spróbował się pofatygować tylko dlatego, że nie odebrałam telefonu.
No i teraz nie wiem czy zrezygnować z tych półek, tłuc się do tej cholernej Ikei, czy zamówić nowe meble innej firmy, która ma bardziej ogarniętych dostawców...
PS. Zamówienie oczywiście opłacone z góry, bo tylko takie Ikea dostarcza.
Mam w domu czworo małych dzieci (najmłodsza 11 miesięcy), więc niezły sajgon. Mam świadomość jak uciążliwa taka gromada bywa dla otoczenia, dlatego maksymalnie dużo spraw staram się załatwiać przez internet, w tym zakupy.
Jako, że jestem na końcówce ciąży, zamarzyło mi się przeorganizować jeden pokój dziecięcy. Ot, taka fanaberia. Nic wielkiego, ale potrzebowałam dodatkowych półek do mebli modułowych z IKEI. Od niedawna uruchomili również sprzedaż przez internet, postanowiłam z tego skorzystać i nie tracić czasu. Zamówienie w sumie około 150 złotych, dostawa w Warszawie koło 80. Trochę boli, ale dobra. Czas to też pieniądz, a mi się wybitnie nie chce jechać po te parę półek. Niech będzie.
Sam proces zamawiania super, dostawałam maile na każdym etapie realizacji. Dostawa dziś między 8 a 12. Pech chciał, że akurat najmłodsza ma jakieś gorsze chwile. Może jej zęby idą czy coś, ale przed południem zaliczyła dwie drzemki, gdzie zwykle ma w ciągu całego dnia tylko jedną. Wyłączyłam dźwięk w telefonie, żeby nie obudzić wyjca i spokojnie nasłuchuję domofonu.
Godzina 12:15 nikogo nie ma. Dobra, może złapali opóźnienie. Spoko, mam czas, ale zadzwonię i dopytam.
Dodzwaniam się na infolinię, zaczynam rozmowę. Wyjec się obudził, więc słyszę jakąś połowę. Pan mnie radośnie informuje, że ponieważ nie odebrałam telefonu, to oni w ogóle zrezygnowali z dostawy.
W tym miejscu zaliczyłam mały restart systemu. Tłumaczę człowiekowi, że zamawiałam dostawę, a nie telefon i w żadnej wiadomości mailowej nie dostałam informacji, że odebranie telefonu jest warunkiem realizacji dostawy. No kurcze, zamawiam z netu na okrągło, włącznie ze spożywką z frisco i Tesco. Nawet jak czasem jakiś kurier dzwoni potwierdzić, to nigdy mi się nie zdarzyło, żeby nieodebrane połączenie potraktował jako rezygnację czy coś.
Pan mi mówi, że nic nie słyszy. Mówię mu już mocno wkurzona, że niedziwne, bo dziecko płacze i właśnie dlatego nie miałam jak odebrać telefonu. Pan mówi, że może jutro mi dostarczą. Pytam, czy to żart? Miało być dziś, nie wywiązali się, niech przyjadą dziś. Może być później, ale dziś. Nie da się.
Cóż, w taką zabawę w kotka i myszkę to ja nie mam czasu. Mówię, że rezygnuję w takim razie i chcę złożyć skargę. Pan mi mówi, że mogę sobie i do Szwecji pisać, oni mają takie procedury. Aha.
Żeby nie było, nie jest dla mnie problemem obsuwa w czasie. Nawet ten cholerny telefon bym odebrała, gdyby nie trwający w domu armagedon albo gdyby mnie poinformowali, że będą dzwonić potwierdzić. W życiu się nie spotkałam, żeby przy rezerwacji dostawy w konkretnym przedziale godzinowym nikt nawet nie spróbował się pofatygować tylko dlatego, że nie odebrałam telefonu.
No i teraz nie wiem czy zrezygnować z tych półek, tłuc się do tej cholernej Ikei, czy zamówić nowe meble innej firmy, która ma bardziej ogarniętych dostawców...
PS. Zamówienie oczywiście opłacone z góry, bo tylko takie Ikea dostarcza.
Ikea
Ocena:
120
(182)
Komentarze