Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#85182

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Opowieści z recepcji - część ostatnia. Prywata.

Od razu podkreślam, że większość tej historii ma charakter humorystyczny, chociaż takiego nabrała z czasem.

Mieliśmy w jednej z firm faceta - same mięśnie, niski głos, dopasowane koszule, no cudo. Wszystkie laski się za nim obracały, a on dłużny też nie pozostawał. Podrywał wszystkie recepcjonistki, jedne skuteczniej, inne mniej. Mnie to tam akurat bardzo nie ruszało, chce sobie gadać, niech gada - firmowy uśmiech numer 5 i pełna kultura.

Do czasu.

Jednego piątku, bardzo późno wieczorem, sam koniec zmiany, wszystko zrobione, szefostwa nie ma, to wyciągnęłam sobie książkę, a nasz cud chłopak akurat wychodził z pracy, zobaczył mnie z tą książką i podpytuje, zagaduje, oznajmia, że sam by chętnie przeczytał, że zawsze chciał. Wymieniliśmy kilka uwag, ja rzuciłam, że jak skończę, to mogę pożyczyć książkę i pożegnaliśmy się.

Jeszcze tego samego wieczora dostałam od gościa jakąś wiadomość na fejsie, wymieniliśmy kilka wiadomości, ale ja bliższą znajomością nie byłam zainteresowana i raczej nie starałam się rozmowy ciągnąć. Zresztą cały dialog był w klimacie "a ja starszy powiem ci, dziecko, jak masz żyć" - trochę jak starszy brat do małej siostry.

Przez tydzień wymieniliśmy takich wiadomości jeszcze kilka - żadne tam kilometrowe rozmowy, dosłownie kilka wiadomości.

W następny piątek wieczorem książkę doczytałam, a że wypadła mi zmiana w sobotę, to piszę do tego cud faceta pytanie, czy będzie w pracy w sobotę, to mu książkę zgodnie z obietnicą pożyczę. Brak odpowiedzi, doszłam do wniosku, że pewnie w piątkowy wieczór ma coś lepszego do roboty i tyle.

Zaczęło się w sobotę.
W nocy dostałam zaproszenie do znajomych od jakiejś dziuni (no inna nazwa mi nie przychodzi...). Nie znam jej, ale że działałam prężnie na moim uniwersytecie w różnych strukturach, to myślałam że ktoś coś chciał, zaglądnęłam na profil - no ni uja, to zaglądam na wiadomości w folderze "inne". Bingo!

Wiadomość, że ona jest dziewczyną, prawie żoną tego cud faceta i ona mnie błaga, żebym jej tego nie próbowała zepsuć (?!). Z łaską stwierdziła, że nie będzie przychodziła do "naszej" firmy robić scen zazdrości, mimo że jest tam prawie codziennie (dzięki?) i że życzy mi, aby ktoś mi kiedyś coś takiego zrobił, bo przecież miałam pełną świadomość jej istnienia i zrobiłam coś takiego (yyy, co?). Ach, i podkreśliła, że nie mam powodów do dumy i powinnam się wstydzić.

Więcej z cud facetem nie rozmawiałam poza formalnymi sprawami, bo się bałam (serio, bałam się), że mi się coś za to stanie. Później po prostu było mi szkoda chłopa, później kobitki, a później własnych nerwów.

Dla opornych - w życiu się nawet nie zająknął, że kogoś ma, koleżanka z pracy na tę opowieść powiedziała tylko "ale przecież on nie ma narzeczonej...", nasza znajomość była bardziej relacją brat-siostra niż jakieś flirty itd. A ja tylko chciałam mu pożyczyć książkę...

P.S. Dla tych co lubią szczegóły - chodziło o "Solaris" Lema. :)

ochrona recepcja drama

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 81 (121)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…