Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#85199

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Odezwała się do mnie matka szukająca korepetycji dla syna.

Mogłam rozłączyć się już po tym, kiedy zignorowała moje „w zasadzie już nie udzielam korepetycji”, ale chyba trafiła na moment obniżonej asertywności i dałam się namówić na to, że przez weekend sprawę przemyślę i w niedzielę wieczorem dam odpowiedź. Myślałam, że chodzi tylko o kilka godzin na dobry start w liceum.

Nie zdążyłam jej napisać, że decyzję podjęłam negatywną, kiedy dostałam od niej rozpiskę nadchodzącego tygodnia z wiadomością, że popatrzyła w kalendarz i już „wstępnie” zaplanowała spotkania z chłopakiem. Codziennie, od poniedziałku do piątku, od 18.30 do 22.30, w weekend od 9 do 19.

I nie był to przedział czasowy na wyznaczenie godziny albo dwóch, tylko pięć razy po cztery godziny zegarowe i cały weekend, bo napisała też „40 godzin wyjdzie, troszkę za mało, ale może potem uda się więcej czasu wygospodarować, to pani od razu powiem”.

Stwierdziłam, że krótkim „NIE” raczej sprowokuję ją do ofensywy, zamiast zamknąć temat, więc zadzwoniłam i dowiedziałam się, co, jak i dlaczego.

Syn nie dostał się do klasy biologiczno-chemicznej, a on tak bardzo, bardzo, bardzo chce być lekarzem. Takie rozczarowanie, ale co zrobić, jest w matematyczno-informatycznej i tam na pewno nie przygotują go dobrze do matury, więc mama zawczasu przeciwdziała. Umówiła mu już angielski techniczny i myślała, że ja szkoliłabym go z chemii i biologii i gdybym jeszcze mogła polecić dobrego fizyka...

Codziennie, do oporu, najlepiej tak z 50 godzin w tygodniu, bo skoro nawet do liceum do odpowiedniej klasy się nie dostał, to znaczy, że jest bardzo źle i trzeba jak najszybciej zacząć rzecz naprawiać.

Zatkało mnie. Dosłownie mnie zatkało i byłam w stanie wystękać tylko tyle, że jedną pracę na etat to ja już mam i drugiej nie potrzebuję. I że szczerze wątpię, żeby takie korepetycje miały jakikolwiek sens i radzę porozmawiać z synem, a nie cudować.

Poprosiłam jeszcze, żeby więcej nie dzwoniła, ale nie zrozumiała, bo jej ostatnie słowa, zanim się rozłączyłam, to: „Pani jeszcze się zastanowi, tak? I jutro pani zadzwoni? Halo?”.

Naprawdę, naprawdę współczuję temu chłopakowi, jeśli mamuśka znajdzie kogoś, kto przystanie na jej szaleństwo i zacznie zmuszać syna do siedzenia nad książkami przez kilkadziesiąt godzin w tygodniu.

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 197 (207)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…