Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#85202

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Niedawno skończyłam wykłady z prawa jazdy, a tym samym zaczęłam lekcje praktyczne. Dużo słyszałam o tym jak traktuje się L-ki na drogach, ale dopiero jak do takiej wsiadłam, przekonałam się, jak to wychodzi w praktyce.

Jechałam sobie zwykłą drogą, dwukierunkową, po jednym pasie w obu kierunkach. Na liczniku nieco mniej niż 40 km/h (takie było tam ograniczenie), ale więcej niż 30/35. Między mną a sąsiednim pasem podwójna ciągła, zbliżaliśmy się do kilku ostrych zakrętów, o czym ostrzegał też znak.

Jechałam, utrzymując prędkość, ale Pan Piekielny, jadący swoim Piekielnie Czerwonym Audi, uznał, że przyda mu się zwiększyć prędkość i mnie wyprzedzić. Przez kawałek drogi miałam go na oku, bo jechał według mnie za blisko (jak teraz o tym myślę, to mogłam odgadnąć jego intencje). W pewnym momencie po prostu wyrósł jak spod ziemi zaraz obok. Z naprzeciwka jechały inne samochody. Były na tyle blisko, że Piekielny nie miał innego wyjścia i zajechał mi drogę. Oczywiście najszybciej jak mogłam, zareagowałam hamulcem (ze strachu o wypadek), zresztą tak samo jak mój instruktor, który jednak miał więcej zimnej krwi ode mnie. Wszystko działo się w zastraszającym tempie. Pisk opon, klaksony, zajechana droga. Wszystko dla faktu wyprzedzenia okropnej L-ki.

Nie wiem, jakim baranem trzeba być, żeby wyprzedzać w takim miejscu, złamał niejeden przepis, bo wątpię, żeby to 40 km/h było. Oczywiście bohatera naszej opowieści raczej nie obeszło to, co się wydarzyło, ani jak mogło się dla niego i innych skończyć.

PS Nie mam nic przeciwko temu, żeby ktoś mnie wyprzedzał podczas jazdy, ale szanujmy siebie i innych. Są miejsca, gdzie to robić wolno i nie, gdzie "nie" nie jest ustalone bez powodu czy z kaprysu.

Piekielna jazda

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 73 (115)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…