Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#85259

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Chciałam dziś poruszyć temat pewnej mentalności, w mojej rodzinie obecnej głównie w starszym pokoleniu.

Chodzi o narzekanie na "niedomyślność" pokolenia młodszego i to utrzymane w takim tonie, że można by uznać osoby "niedomyślne" za upośledzone umysłowo.

Niezależnie od tego co robiła moja babcia i co w tym czasie robiłam ja po ZAKOŃCZENIU pracy babcia zaczynała wygłaszać litanię: "Olaboga, tak się zmęczyłam, tak mnie plecy bolą, ale nikt, NIKT (znaczące spojrzenie na mnie) się nie domyśli, nie zastanowi, że tej babki coś długo nie ma, może by jej pomóc, ale nie, po co, dupę rozpłaszczyć i siedzieć... Nikt nie widzi, ile ja robię..."

I w ten deseń dopóki jej się nie znudziło. Prośby, żeby mówiła gdy idzie coś robić, gdy potrzebuje pomocy - nie, bo ja się powinnam DOMYŚLIĆ. No już lecę.

Kilka lat temu do kółka litaniowego dołączyła moja mama. Gdy dzwoni, co jakiś czas muszę wysłuchać, że moja siostra "To taka nieużyta jest, jeździ do miasta kilka razy w tygodniu, nigdy matki nie zapyta czy by się nie wybrała. Ja się prosić nie będę, łaski nie potrzebuję, ale jednak wypadałoby zaproponować, że mnie zabierze, bo to aż nieładnie wygląda..."

Raz podjęłam próbę interwencji. Zasugerowałam siostrze, żeby czasem mamę jednak na miasto zabrała. Najpierw siostra zrobiła mi awanturę, potem mama, a na końcu babcia. Od tamtej pory albo urywam rozmowy z mamą, albo (jeśli mam siłę) jednym uchem wpuszczam, a drugim wypuszczam.

I tak się zastanawiam - ja też mam teraz rodzinę. Nie oczekuję ani od Szczerbusia, ani od córki, że będą mi w czymkolwiek pomagać. Zaproponują - super. Ale to, że mi nie wyrywają ścierki z rąk nie oznacza, że mojej pracy nie widzą. Widzą że robię i widzą, że sobie radzę. To po co mają się napraszać, narzucać? A jeśli z jakiegoś powodu potrzebuję pomocy to istnieje taki magiczny środek, który nazywa się MOWA. Mówię "Skarbie, zbierz butelki do worka i posortuj te swoje ciuchy co je rzucałeś na podłogę." Czary-mary, zrobione! Poproszę, żeby skoczył do warzywnika po marchew/cebulę/pietruszkę/ziemniaki? Skoczy bez protestu. Czego więcej chcieć?

Oczywiście każdy ma swoje obowiązki. Szczerbus zaopatruje dom w opał, wykonuje cięższe pracę w polu, coś przestawi, pomaluje, przytarga cięższe zakupy (których mi nawet przed ciążą nie pozwalał dźwigać, a teraz to już w ogóle), dba o stan auta którym jeżdżę no i oczywiście pracuje zarobkowo - mało? Córka chodzi do szkoły, odrabia lekcje, dba (dobra, ma dbać) o porządek w pokoju - mało? Mają jeszcze patrzeć mi na ręce i DOMYŚLAĆ się, że w tym czy tamtym trzeba mi pomóc? Tym bardziej, że najczęściej wcale nie trzeba, nawet teraz, gdy mam prikaz się oszczędzać, daję ze wszystkim radę.

Takie oczekiwanie, że ktoś SIĘ DOMYŚLI jest moim zdaniem piekielne dla obydwu stron. Strona "poszkodowana" najczęściej się ciężko urobi i ma poczucie, że nikt jej pracy nie docenia, nie widzi jak jej ciężko. Strona "winna" dostaje w prezencie zupełnie niepotrzebne i nieuzasadnione poczucie winy, a także niższe poczucie własnej wartości...

Ja też miałam w domu rodzinnym obowiązki. Pierwszy i podstawowy to nauka i z tego się na ogół wywiązywałam. Pomoc rodzeństwu w lekcjach uważałam za coś absolutnie naturalnego. Zmywanie naczyń, sobotnie porządki, opieką nad rodzeństwem gdy mamy i babci nie było - może nie była to katorżnicza praca, ale moim zdaniem dla nastolatki wystarczająca. Ale nie, poza wykonywaniem "podstawowych obowiązków" trzeba jeszcze SIĘ DOMYŚLIĆ że skoro babcia trzy dni temu wspominała, że trzeba podlać maliny (wspominała że trzeba, nie kazała mi podlać, w dodatku jak się okazało w momencie tego wspominania byłam w szkole) to mam to wreszcie zrobić... Albo wysłuchać litanii, jaka to ja zła i niedobra i do tego jeszcze głupia...

Przeraża mnie perspektywa, że moja siostra, wciąż z nimi mieszkająca, może tym przesiąknąć i przelać to na własne dzieci.

Rodzina

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 117 (153)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…