Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#85308

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Muszę... bo się uduszę...

Otóż uśmiechnęło się do nas szczęście i możemy wreszcie spełnić z Lubym marzenie o mieszkaniu na wsi. Do tego, by ono się jednak całkiem urzeczywistniło, potrzebujemy sprzedać mieszkanie nasze i teścia.
Z naszym problemu większego nie było: przyszli, pooglądali, rzekli "kupujem" i już.
U teścia nie było tak prosto. Oj, nie...

Znalazła się rodzinka z czterema bombelkami. Jako, że nie ulegamy stereotypom, potraktowaliśmy ich całkiem normalnie, a nawet nieco ulgowo (o czym w dalszej części opowieści), bo poczuliśmy z nimi więź, gdy mówili, że już kilka fajnych mieszkań im "uciekło". Nam też kilka pięknych domów sprzątnięto sprzed nosa...
No cóż...

Oni biorą na 100%, bo mieszkanie ładne, ustawne, balkon wielki, jak taras - no cud, miód i orzeszki. Pieniądze mają, jutro podpiszemy umowę przedwstępną, damy zadatek i potem tylko notariusza umówić. Wygląda pięknie?
Nie mogło jednak być tak różowo.

Na SMSy odpowiadali z ociąganiem, telefonów nie odbierali. Na pytania o konkrety (np. kiedy przyjdziecie podpisać umowę przedwstępną) odpowiadali mało konkretnie, a głównie mówili o tym, co teraz na działce robią.
Ogłoszenie zdjęte z "tablicy", ludzie, którzy byli też chętni - poodmawiani, a ci świrują. Z jutra zrobił się tydzień, z tygodnia dwa...

W tym czasie dowiedzieliśmy się, że rRodzinka chce się już wprowadzić do jednego z pokoi, bo oni się pomieszczą spokojnie i nie będą przeszkadzać, a my możemy pakować teścia (no jasne i gdzie go wyprowadzimy? Pod most?), a także poznaliśmy pełną szczegółów historię o tym, kto gdzie będzie spał, gdzie się wypróżniał i co robił w poszczególnych etapach życia w nowym miejscu.
Na nasze miłe, acz stanowcze odmowy wprowadzenia się przed zapłatą pełnej kwoty, jaką żądamy za mieszkanie, reagowali fuknięciami, bo przecież oni nie oszukają, wszystko zapłacą i w ogóle.

Najbardziej rozwalił mnie moment, gdy Madka chcąc sobie pomierzyć pokój, czy jej meble wejdą (w sumie nie wiem też po kiego grzyba to robiła, bo w ogłoszeniu był dołączony schemat z wymiarami i rozmieszczeniem poszczególnych pomieszczeń), trzymała kartkę w ręku z zapiskami. W pewnym momencie jeden z bombelków wyrwał jej tę kartkę i... zjadł... opad szczęki trwa nadal, choć było to prawie tydzień temu.

Postawiliśmy im w końcu ultimatum: do tego i tego dnia określają się, czy kupują mieszkanie, spotykamy się i podpisujemy umowę przedwstępną. Nie odpowiedzieli na SMSa, a telefon - tradycyjnie - nieodebrany.
No cóż... wyrozumiałość i współczucie, to jedno, a brak szacunku do innych i ich czasu, to drugie.
Ogłoszenie wróciło do Internetu.
Szybko znalazł się nowy nabywca, zdecydowany na zakup, już umawia notariusza, ma gotówkę, chce załatwienia rzeczy od ręki.
Rodzinka dostała krótką informację, że oferta nasza już jest nieaktualna, na którą zareagowała natychmiast (!) wysyłając gorączkowe SMS-y z prośbami, by jeszcze im dać czas, że oni już za chwilę do banku po kredyt idą... Teraz? No sorry, ale już za późno.

Nie wiem, gdzie oni się chowali, ale nie chcę znać tego miejsca.
I powiedzcie, jak można być takim wstręciuchem, żeby nie szanować czyjegoś czasu i mieć w nosie wszystkie prośby o ustosunkowanie się do wcześniej zawartej umowy ustnej? I żeby sprzedający się prosił o podpisanie umowy i zakończenie transakcji...?
Naprawdę, zaczynam tracić resztki wiary w to społeczeństwo...

mieszkanie bombelki madka kupno-sprzedaż

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 172 (180)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…