Zdarzenie z dzisiaj, z tężni w Konstancinie.
Dla nieznających okolic Warszawy: tężnia znajduje się w sporym parku, więc wielu rodziców zabiera tam swoje dzieci albo w wózku, albo na rowerku, hulajnodze, biegówce itd. bo miejsc parkingowych mało, więc parkuje się zwykle kawałek dalej.
Sama tężnia natomiast nie jest zbyt wielka, więc przy wejściu pan prosi o pozostawienie tego majdanu (z wyjątkiem wózków) przy bramie. Ma to o tyle logiczne uzasadnienie, że jest tam naprawdę ciasno i wystarczy kilkoro dzieci na biegówkach, rowerach i hulajnogach, by doszło do kolizji. A nie brakuje przecież osób starszych, maluszków...
Całej historii nie byłoby jednak, gdyby nie maDka i tatEŁ z dwójką progenitury, na oko 2 lata i 5 lat. Oboje na rowerkach biegowych. Po kilku, może 3 minutach, jeździł już tylko chłopiec, bo młodsze dziecko poszło doić cycka.
Zdążyliśmy z mężem wymienić uwagi, że zawsze się trafią jakieś czarne owce, a o nieszczęście naprawdę nietrudno i naprawdę przesada, że nie mogą dzieciom na tę godzinę tych rowerków zabrać. Nawet się zastanawiałam, czy do nich nie podejść, ale jestem już w 8 miesiącu ciąży i po dłuższym spacerze nie chciało mi się wstawać, a poza tym wątpiłam w rezultat, gdy.... rozpędzony smarkacz uderzył prosto w jakiegoś ledwo drepczącego około rocznego malucha, który (jak to dzieci w tym wieku) poruszał się raczej siłą bezwładu, bardziej biegnąc niż idąc.
5-latek walnął z niego z takim rozpędem i taką siłą, że w tężni rozległ się jeden zduszony krzyk tych, co widzieli "Aaaaaach...", a zaraz potem przeraźliwy płacz dziecka.
Nagle się okazało, że tateł potrafi oderwać wzrok od smartfona i w 5 sekund zabrać rowerek, ale do rozpłakanego malucha zdążyli dobiec zdenerwowani rodzice i wywiązała się krótka, acz intensywna awantura. Rodzice malucha (albo może tata i ciocia, bo inna pani w tym czasie uspokajała dziecko kawałek dalej) zaczęli wyrażać słuszne pretensje pod adresem tatEŁA i jego latorośli.
Rodzice tego 5-latka - moim skromnym zdaniem - powinni powtarzać jedynie "Przepraszam", "To nasza wina", "Przepraszam", "Mam nadzieję, że nic się nie stało". Tymczasem tatuś roku i maDka, która w międzyczasie oderwała młodsze od cyca, darli się, na słusznie oburzonych rodziców malucha:
- że żadna krowa nie ma prawo krzyczeć na ich Pimpusia (nie zapamiętałam imienia);
- że to tylko dziecko;
- że on tylko jeździł;
- że przecież nic się nie stało;
- że to tylko dziecko;
- że żadna *** nie będzie krzyczeć na jej Pimpusia...
Jak katarynka. Wszystko przetykane takimi bluzgami, wrzaskami i wyzwiskami, których nawet nie chce mi się powtarzać, że przekupka na bazarze Różyckiego by się wstydziła, a i budowlaniec zarumienił.
Dwóch panów wtrąciło się i próbowało "damulkę" utemperować, tłumacząc, że to ich wina, bo to ich dziecko spowodowało obrażenia innego, ale sami zostali zwyzywani i machnęli ręką, bo z furiatką się nie dyskutuje.
Niektórzy naprawdę nie powinni mieć dzieci.
Dla nieznających okolic Warszawy: tężnia znajduje się w sporym parku, więc wielu rodziców zabiera tam swoje dzieci albo w wózku, albo na rowerku, hulajnodze, biegówce itd. bo miejsc parkingowych mało, więc parkuje się zwykle kawałek dalej.
Sama tężnia natomiast nie jest zbyt wielka, więc przy wejściu pan prosi o pozostawienie tego majdanu (z wyjątkiem wózków) przy bramie. Ma to o tyle logiczne uzasadnienie, że jest tam naprawdę ciasno i wystarczy kilkoro dzieci na biegówkach, rowerach i hulajnogach, by doszło do kolizji. A nie brakuje przecież osób starszych, maluszków...
Całej historii nie byłoby jednak, gdyby nie maDka i tatEŁ z dwójką progenitury, na oko 2 lata i 5 lat. Oboje na rowerkach biegowych. Po kilku, może 3 minutach, jeździł już tylko chłopiec, bo młodsze dziecko poszło doić cycka.
Zdążyliśmy z mężem wymienić uwagi, że zawsze się trafią jakieś czarne owce, a o nieszczęście naprawdę nietrudno i naprawdę przesada, że nie mogą dzieciom na tę godzinę tych rowerków zabrać. Nawet się zastanawiałam, czy do nich nie podejść, ale jestem już w 8 miesiącu ciąży i po dłuższym spacerze nie chciało mi się wstawać, a poza tym wątpiłam w rezultat, gdy.... rozpędzony smarkacz uderzył prosto w jakiegoś ledwo drepczącego około rocznego malucha, który (jak to dzieci w tym wieku) poruszał się raczej siłą bezwładu, bardziej biegnąc niż idąc.
5-latek walnął z niego z takim rozpędem i taką siłą, że w tężni rozległ się jeden zduszony krzyk tych, co widzieli "Aaaaaach...", a zaraz potem przeraźliwy płacz dziecka.
Nagle się okazało, że tateł potrafi oderwać wzrok od smartfona i w 5 sekund zabrać rowerek, ale do rozpłakanego malucha zdążyli dobiec zdenerwowani rodzice i wywiązała się krótka, acz intensywna awantura. Rodzice malucha (albo może tata i ciocia, bo inna pani w tym czasie uspokajała dziecko kawałek dalej) zaczęli wyrażać słuszne pretensje pod adresem tatEŁA i jego latorośli.
Rodzice tego 5-latka - moim skromnym zdaniem - powinni powtarzać jedynie "Przepraszam", "To nasza wina", "Przepraszam", "Mam nadzieję, że nic się nie stało". Tymczasem tatuś roku i maDka, która w międzyczasie oderwała młodsze od cyca, darli się, na słusznie oburzonych rodziców malucha:
- że żadna krowa nie ma prawo krzyczeć na ich Pimpusia (nie zapamiętałam imienia);
- że to tylko dziecko;
- że on tylko jeździł;
- że przecież nic się nie stało;
- że to tylko dziecko;
- że żadna *** nie będzie krzyczeć na jej Pimpusia...
Jak katarynka. Wszystko przetykane takimi bluzgami, wrzaskami i wyzwiskami, których nawet nie chce mi się powtarzać, że przekupka na bazarze Różyckiego by się wstydziła, a i budowlaniec zarumienił.
Dwóch panów wtrąciło się i próbowało "damulkę" utemperować, tłumacząc, że to ich wina, bo to ich dziecko spowodowało obrażenia innego, ale sami zostali zwyzywani i machnęli ręką, bo z furiatką się nie dyskutuje.
Niektórzy naprawdę nie powinni mieć dzieci.
MaDka i Tateł
Ocena:
147
(163)
Komentarze