Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#85449

przez ~MamaByc ·
| Do ulubionych
Historię zamieszczam anonimowo – wiem, że niektórzy moi znajomi czytają tu historię, a nie chcę by wiedzieli o mnie pewne rzeczy.

Chciałabym wam opowiedzieć o czymś, co dla mnie jest największą na świecie piekielnością. I nie chodzi mi to o konkretną osobę, czy osoby, które się piekielnie zachowały, ale o coś, na co nie mamy żadnego wpływu.

Wyobraźcie sobie młode małżeństwo – ona 24 lat, on 25. Poznali się 4 lata wcześniej na studiach i od razu się w sobie zakochali. Znajomi uważają ich za niezwykle dobraną parę, uzupełniają się kompletnie. Oboje mają też dobrze płatne posady, w końcu programiści mało nie zarabiają. Mają też mieszkanie, psa i zastanawiają się nad zakupem działki i budową domu. Co prawda funduszy na to odłożonych nie mają, ale zawsze jest kredyt. No a oni mażą o powiększeniu swojej rodziny, więc gdy dziecko się pojawi może być im ciasno w mieszkaniu.

Wygląda jak sielanka, co nie? Tylko tu zaczynają się problemy. Oboje niby zdrowi, ale ciąży ciągle brak. Mija miesiąc, dwa, trzy, pół roku. Ginekolodzy ich początkowo zbywają standardowym tekstem – są państwo młodzi proszę się dalej starać. Na szczęście, w końcu trafiają na odpowiedniego lekarza, który zleca dokładne badania. Niestety, wyniki są złe. Zaczyna się leczenie, wspomaganie cykli, pierwsze podejścia do inseminacji, a potem in-vitro.

Tuż przed jej 27 urodzinami podchodzą do in-vitro po raz pierwszy. Niedługo później po raz drugi i trzeci. Coraz ciężej jest jej pobrać krew – masa zrostów na żyłach łokciowych, ale zawsze zostają żyły na dłoni. Coraz ciężej jest jej podawać sobie zastrzyki – na brzuchu coraz więcej siniaków. Ale w końcu przy czwartym podejściu jest sukces – badanie krwi wykazuje ciążę. Niedługo potem na USG widać dwa zarodki. Niestety tę ogromną radość, przerywa krwawienie – następuje poronienie jednego z zarodków, a następnie walka o utrzymanie drugiego. 3 tygodnie leżenia plackiem, przyjmowania leków i wstawania tylko do toalety lub by do lekarza pojechać. Po 3 tygodniach serce drugiego zarodka przestaje bić…

Ale oni się nie poddają. Robią sobie kilku miesięczną przerwę, by dojść do siebie i podchodzą ponownie. Piąte i szóste podejście zakończone porażką. Rozszerzają badania – idą do genetyka i immunologa. Wyniki koszmarne. Ale jest nadzieja, nowa trochę eksperymentalna terapia. Co prawda ma masę skutków ubocznych, ale wielu kobietom z tym schorzeniem pomogła. Podejmują ryzyko i podchodzą po raz 7 oraz 8 do in-vitro. Niestety bezskutecznie.
Są zrezygnowani, ale jednocześnie zdeterminowani do zostania rodzicami.

Podejmują decyzję – idziemy do ośrodka adopcyjnego. I znowu zaczyna się czekanie. Najpierw na rozpoczęcie szkolenia – pół roku, bo tyle osób chętnych. Potem na zakończenie szkolenia – kolejne pół roku. A na szkoleniu wysłuchują strasznych historii tych biednych dzieci. Jest trzyletnia dziewczynka, której trzeba pilnować non stop, gdyż zjada wszystko, co znajdzie na ziemi, bo w rodzinnym domu ją głodzili. Jest półtoraroczny chłopczyk, który nie chodzi, nie mówi, a jak się zmoczy to nawet nie płacze, bo w rodzinnym domu nikt na jego płacz nie reagował. Jest też czteroletni chłopiec, który je tynk ze ściany z tego samego powodu, co wspomniana już dziewczynka. Jest cała masa upośledzonych dzieci, bo matka piła i paliła w ciąży… Oni zresztą też, raz wychodząc ze spotkania widzieli palącą kobietę w ciąży…

To jest moja piekielna historia. Są na tym świecie ludzie tacy jak ja, którzy latami bezskutecznie walczą o zostanie rodzicami. I są też ludzie, którzy rodzicami zostają chodź wcale nie powinni. W naszym przypadku walka trwa od 6 lat i potrwa jeszcze, co najmniej 3. Nie zostaniemy kandydatami na rodziców adopcyjnych, póki nie skończymy budowy domu. Dodatkowo, jest tyle chętnych na adopcję dzieci, że czas oczekiwania na w miarę zdrowe dziecko wynosi (w naszym województwie) około 2 lat.

Powiecie, jak to możliwe, przecież tyle się słyszy o przepełnionych domach dziecka. Owszem, w takich domach jest dużo dzieci, ale zdecydowana większość nie może być adoptowana z powodu niejasnej sytuacji prawnej, bo rodzicie nie zrzekli się do nich praw... I to w tym wszystkim jest chyba najbardziej piekielne.

adopca; in-vitro

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 190 (242)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…