Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#85527

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W dość odległych czasach, gdy 10 zł/h było świetną stawką, postanowiłam sobie nieco dorobić (ponieważ pracę miałam, tylko na pół etatu). Zaczęłam szukać w branży, w której pracowałam na studiach - telemarketingu (który wówczas nie był tak znienawidzoną społecznie profesją, jak obecnie).

Znalazłam ogłoszenie dużej firmy ubezpieczeniowej - w skrócie, praca miała polegać wyłącznie na umawianiu spotkań z agentem, żadnej telesprzedaży. Dostałam zaproszenie na rozmowę. Firma mieściła się w eleganckiej willi w bogatej dzielnicy. W środku wszystko było równie eleganckie i nowoczesne: drewno, szkło, kawa z ekspresu ciśnieniowego na wejście i wymuskani agenci w garniturach.

Posadzono wszystkich kandydatów razem, najpierw gadka o firmie, potem padło hasło: unikamy podpisywania umów, dzięki czemu zarobią państwo więcej! Po tych słowach niektórzy wstali i wyszli. Kilka osób (w tym ja) zostało. Byłam ciekawa, co będzie dalej. Nie przedłużając - zostałam przyjęta, uznałam, że zawsze mogę spróbować, szczególnie w tak przyjemnym miejscu.

Niebawem zaproszono mnie na dzień próbny. Zderzenie z dniem rekrutacji było bolesne niczym zderzenie sobotniego wieczoru z niedzielnym porankiem. Zaprowadzono mnie do "pokoju telemarketerów", który znajdował się w piwnicy. Przez okienko pod sufitem widać było koła parkujących samochodów. W zimnym pomieszczeniu, oświetlonym jarzeniówką, w którym jedyne umeblowanie stanowiło kilka lichych biurek, czekało na mnie dwoje studentów (wyglądali jeszcze młodziej, co w połączeniu z brakiem jakiejkolwiek umowy nie byłoby zaskakujące). Dostałam od nich krótki instruktaż, co mówić oraz "narzędzia pracy" - telefon stacjonarny (ze słuchawką na kablu) oraz... "Anonse" sprzed pół roku jako bazę danych.

Po tym "szkoleniu" poszłam na górę, żeby upewnić się, że dzieciaki na dole mnie nie wkręcają i faktycznie mam pracować w piwnicy, korzystając ze starej gazety z ogłoszeniami jako bazy potencjalnych klientów. A potem cóż... zebrałam swoje rzeczy i poszłam do domu. Aż tak zdesperowana nie byłam, ale do dziś jestem pod wrażeniem, że naprawdę znana firma ubezpieczeniowa proponuje pracę na czarno w podłych warunkach...

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 109 (125)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…