Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#85587

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W pewien wrześniowy weekend postanowiliśmy ze znajomymi wybrać się żeglarsko na nowy dla nas akwen - jezioro Drawsko. Niestety zarezerwowaliśmy jacht (twister 800n) z Przystani Sportów Wodnych w Czaplinku od pewnego "janusza".

W skrócie ujmując, po przyjeździe na miejsce okazało się, że jacht jest niezgodny z ogłoszeniem (rozbieżność z opisem i niektórymi zdjęciami). Z racji istniejących rozbieżności, przeciętnego stanu jachtu i podejścia wynajmującego postanowiłem stargować cenę (która była niemała, a za jacht w takim stanie/wyposażeniu tragicznie wysoka). Pan się wtedy zapowietrzył, zaczął krzyczeć i stwierdził, że ma mnie gdzieś, jedzie wypłacić 200 zł zaliczki, oddaje mi ją i mam spierdzielać. Czyli w piątek późnym popołudniem zostaliśmy bez jachtu. Na szczęście dzięki pomocy napotkanej w marinie Żeglarki (wielkie podziękowania) dostaliśmy namiar na Ośrodek Drawtur, skąd skierowano nas do Pana Sławka (Mistral czarter), który to akurat miał jeden wolny jacht. W obu powyższych miejscach zostaliśmy potraktowani bardzo życzliwie i profesjonalnie, mimo późnej już pory – polecam.

Dokładny opis sytuacji (bardzo długi).

WSTĘP (można pominąć)

Dla zobrazowania sytuacji zacznę od tego, że żegluję regularnie po śródlądziu i w miarę możliwości również po morzu. Poza tym jako były harcerz i student pływałem na jednostkach w naprawdę różnym stanie (albo jak kto woli - stadium rozkładu) - jeżeli byłem tego świadomy i/lub wiązało się to z niską ceną, to byłem w stanie zaakceptować wady i niedociągnięcia – byle było bezpiecznie. Poza tym w pełni rozumiem, że jacht na samym początku lub końcu sezonu może posiadać pewne usterki i nigdy się ich nie czepiałem. Posiadam także swoją w miarę spartańską mini żaglówkę otwartopokładową. Wyjazdy żeglarskie na jachty czarterowe obecnie traktuję więc głównie jako okazję do spotkania ze znajomymi (mieszkam poza moim rodzinnym miastem) - z racji tego jacht wybieram w taki sposób, aby był dla mnie jak najbardziej wygodny (głównie chodzi mi o jego "prowadzenie").

Ogłoszenia znalezione w internecie układam w kolejności od najfajniejszego do coraz mniej mi pasujących i następnie dzwonię po kolei, aż uda mi się zarezerwować jacht. Cena ma drugorzędne znaczenie – jestem w stanie zapłacić więcej za jacht, który "podchodzi" mi wyposażeniem. Znaleziony Twister 800N był praktycznie na szczycie mojej listy głównie ze względu na:
- sam jacht, który to wydawał mi się ciekawy
- "krzesełka" dla sternika na rufie
- mocny 8-konny silnik na pantografie (miałem kiedyś nieprzyjemny incydent związany z za małym silnikiem dobranym do większego jachtu, więc uważam, że mocy nigdy za dużo)
- ogłoszenie "prywatne" – mam negatywne wspomnienia współpracy z typowymi firmami czarterowymi i dotychczas odnosiłem wrażenie, że jachty z dużych firm są bardziej wyeksploatowane, dlatego z reguły brałem jachty od osób "prywatnych" i zawsze byłem mega zadowolony
- rozkład wnętrza.

OPIS WŁAŚCIWY

Rozmowa telefoniczna z właścicielem przebiegała wzorowo – za wrześniowy weekend (pt-nd) chciał 600 zł. Wpłaciłem 200 zł zaliczki. Okazało się, że z naszej winy w piątek możemy odebrać jacht dopiero ok. 17-18. Na miejscu przywitał mnie sympatyczny pan z "dużego BMW", jednak w trakcie pokazywania mi jachtu (zanim jeszcze zacząłem kręcić nosem) zaczął opowiadać:
- jak to mu się nie opłaca wynajmować tego jachtu (posiadał jeszcze restaurację, z której miał lepsze zyski)
- ile to zapłacił tapicerowi za wymianę wykładziny
- jacy to czasem nieporadni żeglarze się zdarzają; że gdy pływał, to on NIGDY nie zadzwonił do właściciela jachtu, tylko wszystkie napotkane usterki rozwiązywał samemu.
Ogólnie wszystko w podobnym tonie - włączył mu się taki "janusz".

Spokojnie słuchałem pana i rejestrowałem rozbieżności i ogólnie średni stan jachtu (np. odklejająca się podsufitka, pokrowiec na grot po przejściach i pokryty drapiącym włóknem szklanym, jakieś luźne wyłączniki, latający kran, pojedyncze niedziałające lampki, bałagan w bakiście – zawilgocone liny itp.). Zostałem poinformowany, że miecz się zacina, ale skrzynia mieczowa ma odkręconą górną deskę i wystarczy szarpać we wskazanym miejscu – owa deska była całkiem luźna i przy lekkim trąceniu spadła na podłogę (dla niewtajemniczonych skrzynia mieczowa robi jednocześnie za stolik w centralnej części jachtu i po jej "otworzeniu" widać w środku chlupiącą wodę). Informacja o rozdarciu grota, które "nie przeszkadza" i "nie pójdzie dalej" rzucona mimochodem. Oczywiście chciałem je zobaczyć - okazało się, że to rozdarcie blisko rogu topowego (ok. 30-40 cm od góry) w poziomie na całej długości od liku przedniego do tylnego. Rozumiem, że uszkodzenie mogło powstać niedawno, ale podejście faceta w przekazywaniu tej informacji zwaliło mnie z nóg. No i mógł tymczasowo załatać to chociaż np. taśmą do klejenia żagli.

Po zwróceniu uwagi, że silnik na jachcie ma 4 konie, a w ogłoszeniu był 8-konny, praktycznie wyśmiał mnie, twierdząc, że to niemożliwe, gdyż nigdy takowego nie posiadał. Miał wcześniej 6-konnego, ale niedawno mu się zepsuł i musiał założyć ten obecny.

Gdy pokazałem mu, że w ogłoszeniu jak byk napisane: "silnik Mercury 8KM”, zaczął się ze mnie trochę wyśmiewać, że na uj mi tak duży silnik, i ten, co jest, spokojnie daję radę. Wytłumaczyłem mu, że miałem kiedyś problem z za małym silnikiem oraz że skoro w ogłoszeniu było 8KM, to właśnie takiego silnika mam prawo oczekiwać na jachcie, gdyż właśnie między innymi z tego powodu wybrałem jego droższą od pozostałych ofertę. Gdy zapytałem się, czemu na rufie nie ma krzesełek dla sternika widocznych na zdjęciach w ogłoszeniu, zrobił zdziwioną minę. Po pokazaniu zdjęcia z jego ogłoszenia stwierdził krótko, że to przecież oczywiste, iż nie jest to zdjęcie jego jachtu (dla mnie nie było - szczególnie że większość pozostałych zdjęć przedstawiała wnętrze jachtu – najprawdopodobniej sprzed kilku lat). Do tego różnił się trochę rozkład osprzętu w kokpicie - np. na prawej burcie nie było żadnej knagi, więc szot foka trzeba byłoby trzymać cały czas w ręce.

No i mistrzostwo w postaci środków ratunkowych - wymiętolone kamizelki mające najlepsze lata za sobą i to w dodatku w ilości sztuk 7:
- kamizelki ratunkowe (z kołnierzami itp.) szt. 3
- kamizelki asekuracyjne "kajakowe" szt. 2
- kamizelki asekuracyjne "kajakowe" w rozmiarach bardzo dziecięcych szt. 2.

Oczywiście żadnego koła ratunkowego itp. Jacht opisany jako "bardzo wygodny, dla 6 do max 8 osób". Po zwróceniu uwagi na brak środków ratunkowych (mieliśmy pływać w 6 osób, wiec ktoś zostałby bez kamizelki) oraz ich niską jakość, pan zdziwiony zapytał, czy zamierzam w tym pływać (sic!). Cierpliwie mu wytłumaczyłem, że w razie złych warunków pogodowych jak najbardziej oraz że po prostu są one wymagane jako minimum bezpieczeństwa. Facet stwierdził, że w weekend będzie ładna pogoda i będą mi one niepotrzebne. Aby mnie przekonać, pokazywał mi nawet prognozę na telefonie i nie mógł zrozumieć, dlaczego upieram się, aby załatwił chociaż jedną dodatkową kamizelkę w normalnym rozmiarze. Przypominam, że akcja dzieje się na j. Drawsku, gdzie naprawdę może się rozwiać, a fala spokojnie może dojść do 50-70 cm. W końcu pożyczył od bosmana przystani kamizelkę ratunkową, która była w lepszym stanie niż te jachtowe. Przy okazji wywiązała się między nimi kłótnia – chyba o to, że kiedyś już pożyczał, a nie oddał.

Gdy otrzymałem kamizelkę, przechodzimy do rozliczenia. I tutaj spokojnie otwieram negocjacje, mówiąc, że ze względu na rozbieżności i stan jachtu nie zamierzam płacić pełnej kwoty. Facet najpierw tłumaczył, ze przecież zdjęcia ze środka się zgadzają i wynajął tapicera, który to położył nową wykładzinę. Gdy mimo to dalej oczekiwałem na jego propozycję, stwierdził, że nie zejdzie nawet złotówki i następnie zaczął na mnie krzyczeć, że on ma dość, że on to pier...oli, że jedzie po chajs, że oddaje mi zaliczkę i ma mnie gdzieś. Na moją uwagę, że chyba jest niepoważny, iż chce mnie zostawić w piątek o godzinie prawie 19 bez jachtu, wsiada w auto i odjeżdża, mieląc żwir kołami. Po chwili rzeczywiście wraca, wciska mi 200 zł i następuje między nami "wymiana poglądów", którą pozwolę sobie pominąć.

Już nawet pomijając stan jachtu, gdybym wiedział, że ma on takie wyposażenie, to wziąłbym inny z takim samym, ale jednocześnie w niższej cenie lub innymi zaletami. No i po prostu nie lubię być robionym w ch..a, więc oprócz pieniędzy, chodziło mi również o "sam fakt".

Na szczęście mimo pewnej dozy stresu i perspektywy nocowania w samochodach, sprawa ma swój szczęśliwy finał, gdyż jeszcze tego samego dnia udało się nam wsiąść na innego Twistera 800. Mimo iż właściciel przepraszał, że jacht jest nieprzygotowany (rzeczywiście wkładał przy nas akumulator) i nieposprzątany, to jego stan ogólny i czystość były znacznie lepsze niż tego poprzedniego – a cena de facto niższa.

Chciałbym jednocześnie jeszcze raz bardzo podziękować Żeglarce z czarterowanego Gandalfa oraz Panom z Drawtura oraz Misatrala za uratowanie naszego wyjazdu. Dodatkowo obydwaj Panowie nie próbowali w żaden sposób wykorzystać faktu, że jestem przyparty do muru - wręcz zastosowali względem mnie rabaty.

P.S. Przygodę wrzuciłem jako przestrogę na pewną faccebookową grupę żeglarską. W komentarzach odezwało się kilka osób, które także miały nieprzyjemne sytuacje z owym panem i jego jachtem - jednak z obawy o trudność zdobycia zastępczego jachtu i w efekcie popsucie wyjazdu, przystawały bez większego marudzenia na zaproponowane warunki. Odezwał się też jakiś pan, który stwierdził, że żadne ze zdjęć w ogłoszeniu nie przedstawia oferowanego w czarter jachtu.

jezioro

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 78 (112)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…