Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#85623

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Według Dantego Alighieri piekło ma 9 kręgów, ale obserwując tutejsze historie można powiedzieć, że jest ich o wiele więcej. Tacy na przykład piekielni szefowie, zasługują na całe oddzielne piętro.

Mój szef, starszy Irlandczyk, jest człowiekiem, którego nie potrafię zrozumieć. W jednej chwili zachowuje się jak dobry ojciec, który stara się naprowadzić swoje dzieci na właściwą drogę i czegoś nauczyć, a w następnej jest upierdliwy i z pretensjami, że czegoś jeszcze nie ogarniamy.
Nasz sklep zajmujący się sprzedażą balonów i dekoracji na przyjęcia jest dość rozbudowany. Sprzedajemy na Amazonie, EBay oraz naszej stronie internetowej co sprawia, że mamy bardzo napięty grafik.

Piekielność No.1: Ale dlaczego to jeszcze nie jest zrobione?

Jak w każdym sklepie trzeba dzielić sprawy na pilne i takie, które mogą poczekać. Pierwszeństwo zawsze mają zamówienia, a potem w wolnej chwili zajmujemy się aktualizacjami strony internetowej, a na samym końcu organizacją miejsca pracy. Niestety nasz szef ma w zwyczaju przyjść do nas i mimo, że robimy coś pilnego zlecić nam tuzin innych rzeczy, które zwyczajnie mogą chwilę poczekać. I teraz mamy dylemat: rzucić wszystko i robić jego polecenia, po czym narazić się na gniew pana szefa, dlaczego nasze standardowe obowiązki nie są zrobione, albo robić swoje, a jego polecenia nieco później i narazić się na gniew pana szefa, dlaczego jego polecenia nie ją jeszcze wykonane. W obu przypadkach efekt jest ten sam. Staram się z tym walczyć mówiąc, że muszę skończyć najpierw coś innego, ale jestem w tym osamotniona. Współpracownicy wolą skulić uszy, a ja mam już dość.

Piekielność No.1A: Ale dlaczego to jeszcze nie jest zrobione? Ja tylko wam utrudniam pracę.

Mamy w sklepie stół. Duży. Pakujemy na nim zamówienia, albo jeśli jest duże, to tam odkładamy jego elementy. Niestety często nasz szef przynosi nam dostawę do naszego sklepu, otwiera pudło, wyrzuca połowę zawartości blokując nam blat, spojrzy na dwie paczki balonów, po czym pójdzie i zostawi, a my nie mamy czasu przeliczyć i roznieść dostawy, więc musimy sprzątnąć stół i wrzucić wszystko do pudła. Niestety często kolejność, w jakiej dostawca pakował pudło jest identyczna jak ta, która figuruje na fakturze. Po takiej akcji sprawdzenie wszystkiego zajmuje o wiele więcej czasu. I oczywiście pada stałe zdanie: Co? Ale dlaczego to jeszcze nie jest zrobione? Niestety na swoje błędy i nasze próby wyjaśnienia co się dzieje jest głuchy i ślepy.

Piekielność No.2: Ty to zrób.

Nie wiem czy to objaw lenistwa, czy coś innego, ale mój szef potrafi zadzwonić ze swojego biura na wewnętrzny telefon u nas w sklepie po to, żeby zmienić coś w opisie produktu. Ot, wypatrzył jakiś błąd, albo chce coś zmienić, na przykład cenę. Szef doskonale wie jak zrobić to samemu, ale nie. Lepiej zadzwonić do nas i dwie minuty tłumaczyć o co mu chodzi, a tłumaczy dość pokrętnie, zamiast samemu poklikać przez mniej niż 30 sekund. Oczywiście ta rzecz ma być wykonana od razu.

Piekielność No.3: Nie, trzeba to wszystko zmienić.

W naszym sklepie mamy 6 wielkich regałów podzielonych na mniejsze półeczki, 64 na każdym regale. Składujemy tam worki z lateksowymi balonami, ale że mamy mało miejsca, to musimy nie raz upychać po dwa rozmiary z dwóch kolorów w jednej komórce. Kiedy powstała ta sekcja balony według zaleceń szefa zostały posortowane alfabetycznie. Każde miejsce trzeba było opatrzyć nalepką z kodem, rozmiarem, kolorem i producentem, a każdą z nich trzeba było przygotować samodzielnie.

Niestety po pół roku szef stwierdził, że JEMU jest niewygodnie (gdzie zamówienia robi rzadko) i wszystko trzeba przerobić. Stanęło na tym, że dalej będzie alfabetycznie, ale wszystkie odcienie na przykład różowego czy niebieskiego mają być koło siebie. Mamy na przykład kolor Wild Berry (dzika jagoda), który jest dość ciemnym różowym, ale nie ma być pod B ani pod W tylko pod P jak Pink, przy czym również w sekcji kolorów różowych ma być zachowany porządek alfabetyczny, czyli koniecznie ma być Pink, Berry, Rose. Teraz wyobraźcie sobie, że co pół roku musimy przekładać około 1000 różnych produktów i robić kolejne 1000 naklejek, bo szefowi jest niewygodnie. Całe szczęście udało się wyperswadować dziwaczny układ bez konkretnej logiki, gdzie podstawowe kolory znajdują się w środkowych rzędach, bo są bardziej popularne i w ten sposób będą łatwiejsze do zabrania. To akurat trochę rozumiem, bo byłyby w zasięgu ręki i nie trzeba skakać po drabinkach, ale byłoby to bardzo mylące.
Najciekawsze jest moment, kiedy my mamy jakiś pomysł co do organizacji, jemu się nie podoba, a za dwa tygodnie wyskakuje z tym samym pomysłem przypisując sobie jego autorstwo.

Piekielność No.4 Oni tak mają i tak ma być.

Czasami dyskusje są jak kopanie się z koniem. Szef miał okazję kilka razy być w magazynie jednego z naszych dostawców i usilnie stara się ich kopiować porównując nas z nimi: a bo oni mają więcej produktów, a pracowników tyle samo i idzie im to sprawniej, a bo oni mają wszystko w pudełkach, nawet pomysł z ułożeniem podstawowych kolorów w środkowych rzędach chciał wziąć od nich. O organizacji naszej strony internetowej już nie wspominając.

Piekielność No.5: Jak to nie pamiętasz?

W pracy żyjemy na szybkich obrotach, mamy swoje domy i rodziny, o których też musimy myśleć, więc można powiedzieć, że po wykonaniu zadania i wyjściu z pracy następuje w mózgu reset. W końcu dochodzi do momentu, gdzie u szefa następuje obraza majestatu, bo jak to nie pamiętamy czy wysłaliśmy jakąś rzecz 3 tygodnie temu do jednego z ponad 100 klientów. Tak się składa, że szef ma dokładny wgląd do zamówień złożonych na stronie i wystawionych faktur, gdzie również jest szczegółowa rozpiska co i w jakiej ilości było wysłane. No ale kto by poświęcił 5 minut na sprawdzenie. Lepiej zapytać pracownika. Który musi przerwać swoje obowiązki, żeby to zrobić. Dodam tylko, że kiedy my prosimy na przykład o zamówienie dla nas materiałów biurowych i to kilka razy, to zawsze jakoś zapomina.

Piekielność No.6: Dziękuję? A co to za słowo?

Kiedy mnie zatrudniał dostałam się na stanowisko asystenta sklepowego. Moim obowiązkiem była przede wszystkim sprzedaż i to co się z nią wiąże. W między czasie obowiązków doszło, co jest zrozumiałe, w końcu sklep się rozwija. Obecnie zajmuję się też przygotowywaniem dekoracji balonowych, jak bukiety z balonów dla prywatnych osób, ale też jako jedyna w sklepie robię za nauczyciela dla osób, które chcą taki biznes otworzyć. Moim zadaniem jest wyjaśnić im podstawy i pokazać jak przygotować najprostsze dekoracje. Oprócz tego tylko ja jestem w stanie obsługiwać maszynę, która wykrawa litery lub loga w winylu, które potem można nakleić na balonach i oczywiście to ja muszę tłumaczyć zainteresowanym jak to robić, mając nad sobą szefa, który próbuje dyskretnie mnie poganiać. W tym samym czasie moje standardowe obowiązki cierpią i zamiast dziękuję (w końcu nie mam takich obowiązków w umowie) słyszę tylko zdanie z punktu pierwszego: a dlaczego to jest jeszcze nie zrobione. Niestety brak zwykłego dziękuję, pojawia się również w następnym puncie.

Piekielność No.7: Halo, ja dzwonię.

Mam coś na kształt pamięci fotograficznej i jestem w stanie niemal idealnie podać lokalizację każdego produktu, ponieważ to głównie ja jestem zawsze oddelegowana do wszystkich zmian z punktu no.3. Na moje nieszczęście wiąże się to z telefonami po pracy, bo szef nie potrafi czegoś znaleźć, a w związku z tym następuje litania, jak to jemu niewygodnie, jak nic znaleźć nie można i trzeba poprzekładać, po czym po prostu się rozłącza.

Na początku grudnia zeszłego roku zdarzył mi się wypadek samochodowy. Pijany kierowca wyjechał mi na czołowe i mimo próby uniku skasował mi auto. Całą noc spędziłam w szpitalu nie mogąc się ruszyć (całe szczęście nic nie miałam połamanego, jedynie bardzo mocno nadwyrężyło mi to wszystkie mięśnie i inne tkanki dookoła kręgosłupa, miałam potłuczone kolana oraz posiniaczoną klatkę piersiową. Skutki tego odczuwam nadal, zwłaszcza kiedy muszę nosić ciężkie pakunki w pracy). Jako, że rankiem byłam nadal roztrzęsiona poprosiłam męża, aby poinformował szefa o moim wypadku i o tym, że na kilka tygodni co najmniej jestem wyłączona z życia. Mąż grzecznie przekazał, szef przyjął do wiadomości, po czym następnego dnia zadzwonił dopytując, kiedy wracam do pracy. I tak co parę dni przez cały grudzień, odpuścił dopiero po nowym roku, a żeby było ciekawiej nie dzwonił do mnie, tylko do mojego męża.

Chyba nadchodzi czas, żeby to rzucić mając na względzie własne zdrowie psychiczne. Może mam o sobie wysokie mniemanie, ale ciekawa jestem kto i jak szybko będzie w stanie ogarnąć to co robiłam, jeśli odejdę. W sumie nie jeśli, bardziej kiedy.

sklepy_internetowe

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 119 (125)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…