Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#85692

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kurierzy, kurierzy… Sytuacja przypomniała mi się po przeczytaniu wczorajszej historii Pedrillo.

Ludzie denerwują się, kiedy kurier zamiast dostarczyć przesyłkę zostawia awizo. W mojej okolicy występuje jakby odwrotny proceder, równie, jeśli nie bardziej irytujący. DHL, będący częścią niemieckiej poczty, płaci kurierom od dostarczonej przesyłki (tak przynajmniej słyszałam od pracownicy poczty).

Paczka musi być dostarczona odbiorcy lub, w przypadku jego nieobecności, zostawiona u sąsiadów. Czyli jeśli kurier nie zastanie odbiorcy i zostawi awizo, a paczkę odstawi z powrotem na pocztę, nic z tego nie ma poza straconym czasem. Eliminuje to, co prawda, problem zostawiania awiz bez sprawdzania, czy odbiorca jest w domu, ale prowadzi niestety do patologii w drugą stronę. W przypadku niezastania adresata, kurier pokwitowanie odbioru podpisuje sam (nazwiskiem własnym lub adresata), a paczkę zostawia pod drzwiami.

W domkach pewnie się to sprawdza, w blokach już nie koniecznie. Bo jeszcze pół biedy, jeśli kurier zada sobie trud, wyniesie paczkę na twoje piętro i zostawi ci ją pod drzwiami do mieszkania, wówczas masz szansę, że kiedy wrócisz do domu, twoja paczka jeszcze tam będzie. Gorzej, jeśli kurier zostawi ją na ulicy przed drzwiami wejściowymi do budynku (bo tak robią, sama niejednokrotnie wnosiłam z ulicy do budynku paczki adresowane do sąsiadów), a ty po powrocie do domu już jej nie zastaniesz, bo się akurat jakiemuś przechodniowi spodobała. Śledzenie przesyłki online pokazuje, że doręczona do rąk własnych z pokwitowaniem odbioru i weź się teraz człowieku z nimi chandrycz i udowadniaj, że to nie twój podpis i że paczki naprawdę nie masz.

Taka sytuacja przydarzyła mi się kilka miesięcy po przeprowadzce do Niemiec. Razem z byłym coś zamówiliśmy, nie pamiętam już co. Widzę na stronie DHLu, że paczka dostarczona, ale ponieważ nie było nikogo w domu, zostawiona u sąsiadów. Tylko że nazwisko tego sąsiada nic mi nie mówiło. Po powrocie z pracy "przelecieliśmy" cały budynek, ale nigdzie nie widniało takie nazwisko (w Niemczech nie ma numerów mieszkań, nazwiska lokatorów są na domofonie).

Sprawdzamy w pobliskich punktach usługowych, paczki nigdzie nie ma. Idziemy na pocztę i zgłaszamy sytuację, Pracownica opowiedziała nam wówczas o "manewrze" z samodzielnym podpisywaniem pokwitowań, tłumacząc, że kurierzy słabo zarabiają, są przepracowani i tak dalej. Rozumiemy, ale nie zmienia to sytuacji, że miała nam być dostarczona paczka i jej nie ma. Wypełniliśmy formularz, złożyliśmy skargę. Po kilku miesiącach bezowocnego dopytywania o status reklamacji, w końcu machnęliśmy ręką i zapomnieliśmy o sprawie. Od tej pory wszystkie zakupy online robiłam z wysyłką do pracy.

Na przełomie 2016 i 2017, przez kilka miesięcy pracowałam w firmie, gdzie otrzymywanie prywatnych przesyłek na służbowy adres było zabronione, trzeba więc było zamawiać na domowy. Akurat tak się stało, że musiałam coś sobie zamówić (jakiś kosmetyk, bo mi się właśnie się kończył), a nie miałam w tym czasie możliwości pracy z domu. Ale nie ma przecież problemu, odbiorę sobie od sąsiadów czy z poczty. W piątek pojawia się informacja na stronie DHLu, że przesyłka dostarczona i zostawiona u sąsiadów. Podpisano: Backstuber. Nie mam takiego sąsiada, więc domyślam się, co się stało. Wracam do domu, paczki oczywiście nie ma. Idę na pocztę i proszę o nazwisko kuriera, który dzisiaj obsługiwał ten rejon. Pan Backstuber.

Mówię pani, że zgodnie z podpisanym kwitem odbioru, Pan Backstuber jest w posiadaniu mojej przesyłki i ja bardzo stanowczo domagam się od niego jej zwrotu w ciągu najbliższych 24 godzin. Proszę mu przekazać, że w przeciwnym razie, jako że składanie skarg u nich nie daje rezultatu, będę zmuszona zgłosić na policji kradzież/ przywłaszczenie (nie wiem pod jaki paragraf to podpada). Pani na to, że oczywiście, przekaże mu. Na pewno ktoś się będzie kontaktował.

W drodze do domu spotkałam moją polską sąsiadkę, która razem ze swoim partnerem przez kilka lat pracowała w DHL jako kurier. Opowiadam jej sytuację, ona na to, że tak, to samodzielne podpisywanie i rzucanie paczek gdzie bądź to jest plaga, jest to nielegalne, firma z tym walczy, ale kurierzy i tak to robią, bo nie chcą być stratni odnosząc niedostarczone paczki na pocztę.

Składanie skarg na poczcie jest bez sensu, bo nikt nic z nimi nie robi, ona mi radzi coś innego. Takim "szefem wszystkich szefów" dla kurierów z naszego rejonu jest niejaki pan Brzozowski. Nie jestem pewna, ale chyba nawet Polak z pochodzenia. Straszny uj i postach firmy. Ona mi da jego bezpośredni numer i jeśli chcę, żeby kuriera wylali z roboty, mogę do niego zadzwonić.

Następnego dnia obudził mnie dzwonek do drzwi. Otwieram, odwiedził mnie pan Backstuber z pytaniem, co ja za dziwne akcje odstawiam z jakąś paczką, którą on mi wczoraj osobiście zostawił przed domem. Ja na to, że już pomijając fakt, że nie miał prawa czegoś takiego zrobić, to są tyko jego słowa, według pokwitowania odbioru paczkę ma on i ja proszę o zwrot. Jeśli faktycznie gdzieś ją zostawił, to mógł mi ją chociaż pod drzwi zanieść, a nie zostawiać na ulicy. On najpierw zaczął się tłumaczyć, że dzwonił domofonem do różnych sąsiadów, nikt go rzekomo nie chciał wpuścić do budynku, to co on miał biedny zrobić.

Hmmm… Może na przykład zanieść na pocztę zgodnie z procedurą? On dalej, że na pocztę nie chciał nosić, bo raz, że nic by z tego nie miał, a dwa, potem na pewno miałabym do niego pretensje, że muszę po paczkę chodzić na pocztę. Mówię, że nie miałabym pretensji o konieczność chodzenia na pocztę, bo przebywają poza domem, liczę się z tym, że przesyłkę trzeba będzie stamtąd odebrać, natomiast, mam owszem pretensje i to chyba całkiem uzasadnione, że mojej paczki nie ma. Pan zrobił się dość agresywny, zaczął na mnie krzyczeć i wyzywać od oszustek i złodziejek, twierdząc, że paczkę na pewno mam, a teraz próbuję wyłudzić od niego jego ciężko zarobione pieniądze. Przerwałam mu, mówiąc, że tym tonem nie będziemy rozmawiać i jeżeli mnie natychmiast nie przeprosi i nie zaproponuje rozwiązania sytuacji, nie tylko zgłaszam na policji kradzież mojej własności, ale również dzwonię do Brzozowskiego i składam na niego skargę.

Na dźwięk nazwiska Brzozowski, pan przestał krzyczeć i spytał, skąd go znam. Odpowiedziałam, że to moja sprawa i ponowiłam pytanie, co proponuje w temacie mojej przesyłki. On spytał, ile kosztowała. Mówię, że akurat niedużo, około 30 euro, ale jako że nie jest to pierwsza taka sytuacja, tym razem nie odpuszczę, choćby dla zasady. Pan wyjął z portfela 30 euro, rzucił we mnie banknotami, burknął, że ma nadzieję, że jestem zadowolona i poszedł. Do Brzozowskiego nie dzwoniłam, nie będę chłopu niszczyć kariery, może jak wyskoczył z kasy, czegoś się nauczył.

Towar zamówiłam jeszcze raz, z dostawa w kolejny piątek. Tym razem byłam w domu i czekałam na przesyłkę. Czekam, czekam, kuriera nie ma. Schodzę po coś na dół, widzę, że przed blokiem leży moja paczka. Zanoszę ją do domu i sprawdzam śledzenie online. "Zostawione u sąsiadów", podpisano: Backstuber.

Żeby nie było. W pełni rozumiem, ze kurierzy pracują za minimalna stawkę, że maja normy niemożliwe do wyrobienia i że praca jest ciężka i niewdzięczna. Bardzo serdecznie im współczuję i nie zamieniłabym się z nimi nawet na 5 minut. Ale z drugiej strony...

Po pierwsze, ja te 30 euro, czy ile tam kosztowała przesyłka też muszę zarobić, samo mi z nieba nie spadło i nie widzę powodu, dla którego mam ponieść stratę, bo ktoś postanowił ułatwić sobie pracę idąc na skróty. Po drugie, wynagrodzenie i warunki pracy są sprawą między pracownikiem i pracodawcą. Pracownik zgodził się na nie, podpisując umowę o pracę.

Nie są one winą klienta, który zapłacił za usługę wg obowiązującego taryfikatora, ani nie powinny być jego problemem. I po trzecie, może jest to tendencyjny argument, ale naprawdę czasy robót przymusowych dawno się skończyły, nikt nie ma obowiązku pracować w konkretnym miejscu na konkretnym stanowisku, można poszukać pracy gdzie indziej. A może wówczas faktycznie, gdyby np. wszyscy pracownicy zagrozili odejściem z pracy, pracodawca wyciągnąłby wnioski.

P.S. Gdyby był tu ktoś z Monachium, kto miałby problemy z DHLem i chciał numer do tego "szefa", mogę podać jego prawdziwe nazwisko i nr telefonu na priv. Sama z nim co prawda nigdy nie rozmawiałam, ale skoro samo wspomnienie jego nazwiska przyniosło efekt, może się komuś przyda.

kurierzy

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 156 (186)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…