Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#85704

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Niedawno w ramach wyjazdu służbowego nocowałam w kwaterze noclegowej. Pobyt urozmaiciły mi trzy osoby z sąsiedniego pokoju.

Sąsiedzi, jak z krótkiej rozmowy wynikło, także przyjechali do pracy. Ucieszyłam się nawet, że w takim razie wszyscy będziemy mieć podobny rytm dnia i nie będziemy sobie wzajemnie przeszkadzać.

Pierwszy poranek. Idę do kuchni i widzę kolejno: Stoliczek. Przy stoliczku sąsiad. Na stoliczku kawka, obok jogurcik a do popicia napoczęta już butelka piwa. O szóstej rano. Ok, nie oceniam. Wróciłam do swoich spraw.

Szybko okazało się, że sąsiedzi upodobali sobie przesiadywanie w kuchni. Oczywiście przestrzeń wspólna jest dla wszystkich. Zaczęłam się jednak czuć skrępowana ich obecnością przy stole o każdej możliwej porze. Piekielni najwyraźniej nie należeli do wstydliwych. Bez skrępowania prowadzili głośne rozmowy, racząc się kolejnymi trunkami, rechocząc i słuchając muzyki tak głośnej, że słyszałam ją w swoim pokoju. Na prośby o jej przyciszenie odparli jedynie: "ok ale tylko o trzy kreski, hehehe". W samą porę pojawiła się właścicielka kwatery (która nie mieszka w tym budynku). Stanowczo kazała im zachowywać się spokojniej. Muzyka przyciszona, rozmowy też. Ale to nie koniec.

Na drugi dzień zastanawiałam się, co jest gorsze: Sąsiad paradujący po kuchni bez spodni, w koszulce i majtkach? Czy garnki, które kipią i zalewają kuchenkę, bo ktoś zostawił je na gazie i sobie poszedł? A może garnki zdjęta z gazu, za to nieoczyszczone z resztek jedzenia? Niedojedzone potrawy stały sobie poza lodówką od obiadu aż do dnia następnego. Do dyspozycji innych gości pozostał tylko jeden niewielki garnuszek. Kuchenka zalana wodą z kawałkami warzyw (dosłownie kałuża na centymetr głębokości. Dobrze, że palniki ocalały) nie została posprzątana przez dwa dni, aż do wyprowadzki sąsiadów.

Główna atrakcja miała nastąpić podczas trzeciej nocy ich pobytu. Byłam przeziębiona a nazajutrz musiałam wstać bardzo wcześnie. Położyłam się już koło 22:00 ale nie mogłam się wyciszyć. W zaśnięciu przeszkadzały mi nerwowe odgłosy: tupanie, głośne odstawianie przedmiotów, nieprzyjemny ton rozmów. Kiedy wreszcie udało mi się zapaść w głęboki sen (obstawiam, że koło północy), wyrwała mnie z niego pijacka awantura. Krzyki, klątwy i wyzwiska. Odgłosy szarpania, potrącanie krzeseł. Darli się tuż pod drzwiami do mojego pokoju. Zbyt wystraszona, żeby wyjść i zwrócić im uwagę, doczekałam do końca, żeby móc wreszcie zasnąć. Na drugi dzień oczywiście niewyspana zadzwoniłam do właściciela kwatery i poinformowałam o wszystkim.

Na szczęście reakcja była natychmiastowa. Właściciel powiedział, że już wcześniej postawili im z żoną warunek: cisza i spokój albo natychmiastowa wyprowadzka. Podziękował za telefon i zapewnił, że za chwilę będzie po sprawie.

Kiedy wróciłam z pracy, piekielnych sąsiadów już nie było. Mam nadzieję, że po prostu wrócili skąd przyjechali. W zasadzie to dobrze, że pobyt skończył się tylko na tym i obyło się bez poniszczenia sprzętu lub spalenia kuchni - kto wie do czego byli zdolni.

Hotel kwatera pensjonat

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 153 (167)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…