Widok śmiesznie poprzycinanych drzew przy liniach wysokiego napięcia przypomniał mi zdarzenie sprzed wielu lat, kiedy to byłam jeszcze młoda i... No, w liceum byłam.
Zdarzyło się, że po silnych wiatrach, topola rosnąca niedaleko domu mojej babci straciła gałąź. Gałąź spadła na linię elektryczną. Wiatr wieje, gałęzią buja, iskry lecą - mało bezpieczna sytuacja.
Babcia pobiegła natychmiast do sąsiadów z naprzeciwka, ponieważ był to jedyny w promieniu chyba 2 km dom z internetem (takie czasy...), by ogarnęli numer na pogotowie energetyczne, to babcia zadzwoni, żeby coś z tym zrobili.
Za chwilę wróciła i jak nie zacznie sobaczyć...
Sąsiad niczego nie będzie szukał, babcia przesadza, nic się nie stanie, generalnie ma on wywalone na całą sytuację.
Babcia po upuszczeniu pary z zaworów, przypięła się do telefonu stacjonarnego i po kilku połączeniach uzyskała numer na pogotowie energetyczne. Panowie obiecali przyjechać jak tylko będą mogli, dużo wezwań mają - normalne przy wietrznej pogodzie. Adres zapisali, mamy czekać i dzwonić, jakby się sytuacja pogorszyła, np zerwałoby linię.
No to czekamy, świeczki przygotowane na wszelki wypadek, ale tak w sumie to już prawie zapomnieliśmy o całej sytuacji (obowiązek spełniony, to po co drążyć temat?) gdy rozległo się pukanie, a właściwie walenie do drzwi. Ale walenie takie, jakby co najmniej pożar wybuchł.
Otwieram, w drzwiach stoi spanikowany, blady jak śmierć sąsiad z karteczką i praktycznie krzyczy, żeby natychmiast dzwonić, że on już ma numer, natychmiast niech przyjadą i coś zrobią, bo ta gałąź nie może tak na drutach leżeć! BO MU ŚWIATŁO W DOMU ZACZĘŁO MIGAĆ!!!
Aha. Wtedy na nic więcej się nie zdobyłam. Babcia natomiast, w mało cenzuralnych słowach wyjaśniła sąsiadowi gdzie i jak głęboko może sobie teraz ten numer wsadzić i że skoro on nie był łaskaw poszukać, gdy prosiła, to teraz na pewno nie będziemy dzwonić na jego rozkaz. Dodała jeszcze, że u nas nie miga i w związku z tym ma wywalone na całą sytuację. I zamknęła mu drzwi przed nosem.
- Singri, ale ty mu nie mówiłaś, że już wezwałam pogotowie? - spytała mnie jeszcze.
- Nie...
- I dobrze, jak się posra ze strachu to może się czegoś nauczy.
Zdarzyło się, że po silnych wiatrach, topola rosnąca niedaleko domu mojej babci straciła gałąź. Gałąź spadła na linię elektryczną. Wiatr wieje, gałęzią buja, iskry lecą - mało bezpieczna sytuacja.
Babcia pobiegła natychmiast do sąsiadów z naprzeciwka, ponieważ był to jedyny w promieniu chyba 2 km dom z internetem (takie czasy...), by ogarnęli numer na pogotowie energetyczne, to babcia zadzwoni, żeby coś z tym zrobili.
Za chwilę wróciła i jak nie zacznie sobaczyć...
Sąsiad niczego nie będzie szukał, babcia przesadza, nic się nie stanie, generalnie ma on wywalone na całą sytuację.
Babcia po upuszczeniu pary z zaworów, przypięła się do telefonu stacjonarnego i po kilku połączeniach uzyskała numer na pogotowie energetyczne. Panowie obiecali przyjechać jak tylko będą mogli, dużo wezwań mają - normalne przy wietrznej pogodzie. Adres zapisali, mamy czekać i dzwonić, jakby się sytuacja pogorszyła, np zerwałoby linię.
No to czekamy, świeczki przygotowane na wszelki wypadek, ale tak w sumie to już prawie zapomnieliśmy o całej sytuacji (obowiązek spełniony, to po co drążyć temat?) gdy rozległo się pukanie, a właściwie walenie do drzwi. Ale walenie takie, jakby co najmniej pożar wybuchł.
Otwieram, w drzwiach stoi spanikowany, blady jak śmierć sąsiad z karteczką i praktycznie krzyczy, żeby natychmiast dzwonić, że on już ma numer, natychmiast niech przyjadą i coś zrobią, bo ta gałąź nie może tak na drutach leżeć! BO MU ŚWIATŁO W DOMU ZACZĘŁO MIGAĆ!!!
Aha. Wtedy na nic więcej się nie zdobyłam. Babcia natomiast, w mało cenzuralnych słowach wyjaśniła sąsiadowi gdzie i jak głęboko może sobie teraz ten numer wsadzić i że skoro on nie był łaskaw poszukać, gdy prosiła, to teraz na pewno nie będziemy dzwonić na jego rozkaz. Dodała jeszcze, że u nas nie miga i w związku z tym ma wywalone na całą sytuację. I zamknęła mu drzwi przed nosem.
- Singri, ale ty mu nie mówiłaś, że już wezwałam pogotowie? - spytała mnie jeszcze.
- Nie...
- I dobrze, jak się posra ze strachu to może się czegoś nauczy.
Wieś rodzinna
Ocena:
165
(177)
Komentarze