Temat prezentów świątecznych. Mam dużą, bliską rodzinę, w której tylko ja mam dzieci. Moje rodzeństwo i kuzynostwo jest już dorosłe, ale się nie spieszy, może dlatego, że mam samych braci. W rodzinie męża moje dzieci są najmłodsze i tylko ja mam córkę.
Moje dzieci dostają prezenty od całej rodziny na każdą okazję. Urodziny, imieniny, święta, mikołajki, dzień dziecka... i bez okazji.
Zabawki się u nas wylewają z każdej strony, częściowo od razu sprzedaję, bo się ruszyć nie da. Zabawki mamy pochowane we wszystkich szafach, bo jakby były w pokoju dziecięcym to dzieci nie byłyby w stanie nic wyciągnąć.
Duplo mamy tyle, że mój synek nie jest w stanie pudła wyciągnąć, a do zabawy potrzebuje pomocy rodziców, bo sam nie jest w stanie ogarnąć takiej ilości, a ja nie mam gdzie tego trzymać, żeby podzielić.
Pluszaki ma swoje ulubione i żadne inne go nie interesują. Dostajemy od wszystkich słodziaki i nie dociera, że nawet metek z nich nie ściągam tylko wysyłam do szpitala.
Puzzli mamy tyle, że niektóre pudełka są jeszcze nieotwarte.
Play-doh mamy tak wielkie pudło, że sam nie jest w stanie go podnieść.
Synek jest wielkim fanem samochodów, ale nie tych wielkich, które wszyscy chętnie kupują tylko tych małych, które się mieszczą w garażu, ale to za mały i za tani prezent dla dziecka, więc to czym się interesuje i tak dostaje od nas.
Prosiłam o składkowy prezent - duży garaż na małe samochody. Nie przeszło, bo każdy musi kupić zabawkę.
Prosiłam o kubek, talerzyk i miseczkę z motywem z ulubionej bajki, albo ubranko z takim motywem. Nie przeszło, każdy musi kupić zabawkę.
Moja córka jest na etapie podnoszenia głowy leżąc na brzuchu, na mikołajki oczywiście dostała masę pluszakow i sukienek 100% z poliestru.
Jest jeszcze kwestia czekolady, tu w zasadzie problem jest tylko z 2 osobami, ale nie są w stanie spotkać się z moim dzieckiem bez dawania czekolady. Jak nie pozwalamy to po ciuchu, nawet w momencie kiedy dziecko ma jeść obiad. Sytuacja tak wyglądała już kiedy moje dziecko miało niecały rok.
Nie dociera, że nie mamy miejsca w mieszkaniu, że dziecko nie ma możliwości się wszystkim bawić, a przede wszystkim, że potem będzie problem, bo będą oczekiwać prezentów zamiast cieszyć się na spotkanie rodzinne. Mogę gadać do ściany, a jak się stawiam to jestem wyrodną matką.
Moje dzieci dostają prezenty od całej rodziny na każdą okazję. Urodziny, imieniny, święta, mikołajki, dzień dziecka... i bez okazji.
Zabawki się u nas wylewają z każdej strony, częściowo od razu sprzedaję, bo się ruszyć nie da. Zabawki mamy pochowane we wszystkich szafach, bo jakby były w pokoju dziecięcym to dzieci nie byłyby w stanie nic wyciągnąć.
Duplo mamy tyle, że mój synek nie jest w stanie pudła wyciągnąć, a do zabawy potrzebuje pomocy rodziców, bo sam nie jest w stanie ogarnąć takiej ilości, a ja nie mam gdzie tego trzymać, żeby podzielić.
Pluszaki ma swoje ulubione i żadne inne go nie interesują. Dostajemy od wszystkich słodziaki i nie dociera, że nawet metek z nich nie ściągam tylko wysyłam do szpitala.
Puzzli mamy tyle, że niektóre pudełka są jeszcze nieotwarte.
Play-doh mamy tak wielkie pudło, że sam nie jest w stanie go podnieść.
Synek jest wielkim fanem samochodów, ale nie tych wielkich, które wszyscy chętnie kupują tylko tych małych, które się mieszczą w garażu, ale to za mały i za tani prezent dla dziecka, więc to czym się interesuje i tak dostaje od nas.
Prosiłam o składkowy prezent - duży garaż na małe samochody. Nie przeszło, bo każdy musi kupić zabawkę.
Prosiłam o kubek, talerzyk i miseczkę z motywem z ulubionej bajki, albo ubranko z takim motywem. Nie przeszło, każdy musi kupić zabawkę.
Moja córka jest na etapie podnoszenia głowy leżąc na brzuchu, na mikołajki oczywiście dostała masę pluszakow i sukienek 100% z poliestru.
Jest jeszcze kwestia czekolady, tu w zasadzie problem jest tylko z 2 osobami, ale nie są w stanie spotkać się z moim dzieckiem bez dawania czekolady. Jak nie pozwalamy to po ciuchu, nawet w momencie kiedy dziecko ma jeść obiad. Sytuacja tak wyglądała już kiedy moje dziecko miało niecały rok.
Nie dociera, że nie mamy miejsca w mieszkaniu, że dziecko nie ma możliwości się wszystkim bawić, a przede wszystkim, że potem będzie problem, bo będą oczekiwać prezentów zamiast cieszyć się na spotkanie rodzinne. Mogę gadać do ściany, a jak się stawiam to jestem wyrodną matką.
Ocena:
190
(224)
Komentarze