Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#85933

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zastanawiam się, czy to może ze mną jest coś nie tak i nie mam wyrozumiałości dla pacjentów...

Tytułem wstępu kilka zdań o okolicznościach (może rozwlekłych jak na to, co chcę teraz opisać, ale to raczej pierwsza historia z wielu). Jestem lekarzem. Zdarza mi się dyżurować w Izbie Przyjęć powiatowego szpitala, przy czym część pacjentów jest "szpitalna" (a to dostał zawału, a to zarobił w zęby i wymaga szycia i RTG, żeby zobaczyć, czy nie połamał nosa albo i zatok), część przychodzi jako NiŚPL (Nocna i Świąteczna Pomoc Lekarska), bo np. mamy sobotni wieczór, a jego boli gardło i gorączkuje do 40 stopni - a więc taki rodzinny po godzinach. Na jedne i drugie przypadki jeden lekarz.

Pacjenci czekają na badanie na korytarzu, nagłe przypadki wchodzą na „wewnętrzny” korytarz, w którym stoją biurka moje i pielęgniarek, są dwa pokoje badań/leżenia w ramach obserwacji - po badaniu decyduję, kto może wrócić na korytarz i tam czekać na wypis, kto wymaga leżenia w którymś z pokojów, kogo chcę poobserwować, ale może siedzieć, dla tego jest wewnętrzny korytarz.

Nie tak daleko (mniej niż godzina drogi) jest duży szpital w Większym Mieście, wielospecjalistyczny, z SOR-em "z prawdziwego zdarzenia" (specjalista medycyny ratunkowej, kilkanaście łóżek - u nas dwa; konsultacje rozlicznych specjalistów, w tym np. neurochirurg czy chirurg dziecięcy - u nas internista, ginekolog, pediatra, anestezjolog i chirurg ogólny; liczny personel, w tym dwóch lekarzy i kilku ratowników - u nas ja i dwie/trzy pielęgniarki; radiolog - u nas zdjęcie do oceny przeze mnie, gdzie wiadomo, bez wykształcenia kierunkowego jest szansa, że coś nietypowego przeoczę, a na wyniki TK czekamy ok. 3 godzin, bo obraz leci do innego miasta do oceny tam).

W szpitalu w WM działa prężnie system triage, polegający z grubsza na tym, że o kolejności przyjęcia decyduje stan pacjenta, a nie „o której przyszedł”, a więc gdy ktoś przyjdzie z katarkiem, jest całkiem realna szansa, że posiedzi sobie z 6-8 godzin, zanim lekarz znajdzie dla niego czas. U nas triage nie ma, przynajmniej oficjalnie, bo nieoficjalnie staram się na bieżąco monitorować, kto z czym się rejestruje, by wyłapać tych, którzy potrzebują pomocy pilniej. Ok, to tyle, jeśli idzie o wstęp.

Jestem po jakichś 10 godzinach pracy, ostatni posiłek jadłam chwilę po rozpoczęciu pracy, bo akurat nikogo jeszcze nie było. Kolejka pacjentów rośnie, przychodzą szybciej niż jestem w stanie ich „obsłużyć”. Dziewczyny (pielęgniarki) namawiają, żebym zrobiła sobie przerwę, bo zaraz padnę, odpowiadam im, że jest ok, może za chwilę się trochę rozluźni, a teraz ludzie już długo czekają, nie mam czasu na przerwę. Siedzę przy komputerze i stukam w klawiaturę - muszę dokończyć wypis dla siedzącej na korytarzu wewnętrznym pacjentki, którą zgodziłam się już puścić (skok ciśnienia, podaliśmy leki, potem kolejne, bo jeszcze nie spadło wystarczająco, teraz już było ok). Na tę chwilę następna osoba z kolejki czeka jakieś 2,5 godziny, więc nie najgorzej, odnosząc się do WM.

Karetka przywozi pacjentkę z podejrzeniem zawału, więc odrywam się od wypisu. W międzyczasie pacjentka z kaszlem i 38 stopniami od wczoraj (2. czy 3. w kolejce) dopytuje się, czy pamiętam o jej istnieniu. Zapewniam, że pamiętam i odsyłam z powrotem na korytarz, przyglądając się EKG. Bez cech zawału, ale samo EKG to za mało, taka sytuacja wymaga badań laboratoryjnych. Zlecam je, sama wracam do swojego komputera. Mąż pacjentki, dla której robię wypis, robi mi awanturę, bo ile może trwać robienie wypisu, tacy powolni lekarze do niczego się nie nadają, mam iść zamiatać ulicę, jak nie umiem ludzi sprawnie leczyć. Jako że jestem już zmęczona i głodna, nerwy osłabione, prawie się rozpłakałam, wypraszam go na zewnętrzny korytarz. Wracam do wypisu. Pacjentka 1. w kolejce zagląda na wewnętrzny korytarz i pyta, czy ona może już wejść, bo czeka prawie 3 godziny... Wzdycham, wychodzę z założenia, że może potrzebuje pomocy natychmiast, może bardzo źle się czuje, a w sumie wypis to wypis, pacjentka z nadciśnieniem najwyżej poczeka 5 minut, „medycznie” nic jej nie grozi, jedynie frustracja. Zapraszam pacjentkę do gabinetu i pytam, co się dzieje.

Pani doktor, bo ja od wczoraj mam biegunkę - mówi pacjentka, a ja...

A ja zastanawiam się, czy na pewno wybrałam dobry zawód. Na szczęście kolejna pacjentka faktycznie ma anginę i potrzebuje antybiotyku, niekoniecznie powinna czekać do poniedziałku (mamy sobotnie popołudnie) na wizytę u rodzinnego. Wtedy uznałam, że jednak dobry.

Trzy godziny później system informatyczny się zawiesił, ze względu na co nie było przez kilka minut możliwe opisywanie pacjentów, wypisywanie recept, wystawianie zwolnień - no właściwie nic oprócz jedynie badania i rozmawiania.

Przynajmniej wreszcie zjadłam kanapkę.

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 198 (212)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…