Ostatnio pojawiło się kilka postów dotyczących rodziców podcinających skrzydła... moja historia jest z tej drugiej strony.
Jako dziecko bardzo chętnie występowałam przed rodziną śpiewając piosenki. Chociaż zwykle na spotkaniach rodzinnych byłam dość nieśmiała, i pierwsze 2 godziny przesiadywałam na kolanach taty, wtulając się w niego, to jak tylko padało hasło, aby TakaFrancuska śpiewała, to wychodziłam na środek, i bujając się z lewej nogi na prawą śpiewałam cały repertuar jaki znałam. A piosenek znałam sporo ponieważ od najmłodszych lat, żłobek, przedszkole, a od 6 roku życia również kolonie.
Rodzina klaskała, uśmiechała się... zachwycała i podjudzała. A ja śpiewałam. Sama się wyrywałam, by śpiewać skoro wszyscy bili głośno brawo...
Nie rozumiałam dlaczego w przedstawieniu w przedszkolu nie wybrali mnie na główną solistkę, byłam bardzo obrażona.
Na koloniach i we wczesnej podstawówce wygrywałam wszystkie szkolne konkursy piosenki... znaczy działało to tak, że wychodziłam na scenę i śpiewałam cały repertuar jaki znałam... Gdy strumyk płynie z wolna, Czerwona róża, płonie ognisko w lesie, Moja mama wszystko wie, Karawana jedzie... no trochę tego było. W zasadzie te pierwsze miejsca dostawałam tylko po to, abym w końcu zeszła ze sceny.
I nadszedł ten moment, w którym przestałam być tym małym słodkim szkrabem i w końcu ktoś bardzo brutalnie uświadomił mi, że ja w ogóle nie umiem śpiewać. I nie było to powiedziane złośliwie, tylko taka jest prawda. Nie mam i nigdy nie miałam słuchu muzycznego, a głos mam po prostu okropny ( Mandaryna przy mnie brzmi jak Pavarotti). Wyobraźcie sobie ten wstyd jaki czułam, gdy po tylu latach dowiedziałam się, że nie mam kompletnie żadnego talentu, a moje śpiewanie przyprawia ludzi tylko o ból głowy.
Rodzina nadal jeszcze podjudzała abym wyszła coś zaśpiewać, a ja właśnie wtedy dostrzegłam ich śmiech. Oni przez całe moje dotychczasowe życie mieli ze mnie polewkę.
Także nie róbcie tego swoim dzieciom, nie wmawiajcie im doskonałości i talentu jeśli go po prostu nie mają. W wieku nastoletnim w końcu przyjdzie ktoś, kto powie im prawdę, a ta prawda boli o wiele bardziej, niż gdyby od razu dziecko miało świadomość, że talentu żadnego nie posiada.
@Edit jeden z userów, zwrócił uwagę, że nie słyszał o konkursach, w których dziecko może śpiewać co chce i wygrywać... i jeszcze jury mu przyzna 1 miejsce. Już śpieszę z odpowiedzią. To nie były konkursy takie ogólnoszkolne (u nas z reszta takich nie organizowano) jak śpiewanie przed szerszą publicznością. Byłam dzieckiem świetlicowym i chodziłam na wiele półkolonii i innych zajęć organizowanych przez MDK lub szkole w czasie wolnym od szkoły. Te Konkursy to były na zasadzie... ok dzieciaki, to teraz urządzimy konkurs piosenki.. to kto pierwszy? Więc ja zawsze śpiewałam 3-4 razy... i kilka piosenek pod rząd i jakoś nie dałam sobie przerwać. Zawsze byłam też gadułą i w sumie nie wiem czemu w tych młodszych latach nikt nie usadził mnie silą...
Jako dziecko bardzo chętnie występowałam przed rodziną śpiewając piosenki. Chociaż zwykle na spotkaniach rodzinnych byłam dość nieśmiała, i pierwsze 2 godziny przesiadywałam na kolanach taty, wtulając się w niego, to jak tylko padało hasło, aby TakaFrancuska śpiewała, to wychodziłam na środek, i bujając się z lewej nogi na prawą śpiewałam cały repertuar jaki znałam. A piosenek znałam sporo ponieważ od najmłodszych lat, żłobek, przedszkole, a od 6 roku życia również kolonie.
Rodzina klaskała, uśmiechała się... zachwycała i podjudzała. A ja śpiewałam. Sama się wyrywałam, by śpiewać skoro wszyscy bili głośno brawo...
Nie rozumiałam dlaczego w przedstawieniu w przedszkolu nie wybrali mnie na główną solistkę, byłam bardzo obrażona.
Na koloniach i we wczesnej podstawówce wygrywałam wszystkie szkolne konkursy piosenki... znaczy działało to tak, że wychodziłam na scenę i śpiewałam cały repertuar jaki znałam... Gdy strumyk płynie z wolna, Czerwona róża, płonie ognisko w lesie, Moja mama wszystko wie, Karawana jedzie... no trochę tego było. W zasadzie te pierwsze miejsca dostawałam tylko po to, abym w końcu zeszła ze sceny.
I nadszedł ten moment, w którym przestałam być tym małym słodkim szkrabem i w końcu ktoś bardzo brutalnie uświadomił mi, że ja w ogóle nie umiem śpiewać. I nie było to powiedziane złośliwie, tylko taka jest prawda. Nie mam i nigdy nie miałam słuchu muzycznego, a głos mam po prostu okropny ( Mandaryna przy mnie brzmi jak Pavarotti). Wyobraźcie sobie ten wstyd jaki czułam, gdy po tylu latach dowiedziałam się, że nie mam kompletnie żadnego talentu, a moje śpiewanie przyprawia ludzi tylko o ból głowy.
Rodzina nadal jeszcze podjudzała abym wyszła coś zaśpiewać, a ja właśnie wtedy dostrzegłam ich śmiech. Oni przez całe moje dotychczasowe życie mieli ze mnie polewkę.
Także nie róbcie tego swoim dzieciom, nie wmawiajcie im doskonałości i talentu jeśli go po prostu nie mają. W wieku nastoletnim w końcu przyjdzie ktoś, kto powie im prawdę, a ta prawda boli o wiele bardziej, niż gdyby od razu dziecko miało świadomość, że talentu żadnego nie posiada.
@Edit jeden z userów, zwrócił uwagę, że nie słyszał o konkursach, w których dziecko może śpiewać co chce i wygrywać... i jeszcze jury mu przyzna 1 miejsce. Już śpieszę z odpowiedzią. To nie były konkursy takie ogólnoszkolne (u nas z reszta takich nie organizowano) jak śpiewanie przed szerszą publicznością. Byłam dzieckiem świetlicowym i chodziłam na wiele półkolonii i innych zajęć organizowanych przez MDK lub szkole w czasie wolnym od szkoły. Te Konkursy to były na zasadzie... ok dzieciaki, to teraz urządzimy konkurs piosenki.. to kto pierwszy? Więc ja zawsze śpiewałam 3-4 razy... i kilka piosenek pod rząd i jakoś nie dałam sobie przerwać. Zawsze byłam też gadułą i w sumie nie wiem czemu w tych młodszych latach nikt nie usadził mnie silą...
dzieci
Ocena:
122
(148)
Komentarze