Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#85984

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zaraz mnie coś trzaśnie.

Wychowawczyni mojej N. dziś udziela rodzicom konsultacji - czyli siedzi w pokoju nauczycielskim i jest do dyspozycji. Wiedząc o tym poszłam tam dzisiaj w wyznaczonym czasie, by poinformować ją o wyniku badania. Zapukałam, Nauczycielka kserowała i układała jakieś ćwiczenia dla naszych dzieci. Rozmowa wyglądała mniej więcej tak:

JA: U N. zdiagnozowano zaburzenia takie a takie, które sprawiają, że gdy siedzi i patrzy na tekst, to jej się linijki rozjeżdżają i...
NAUCZYCIELKA: I na to są okulary.
JA: Nie, okulary są na nadwzroczność, a na to będą ćwiczenia, ale żeby je dobrać potrzebne są dalsze badania. Natomiast zaburzenia utrudniają jej czytanie i pisanie w linijkach, bo...
NAUCZYCIELKA: No właśnie, N. znowu nie nauczyła się czytać! Dukała! Od półtora roku pani powtarzam, że musi pani nad nią siedzieć i ją dopilnować! Ja nad swoją córką do matury siedziałam!
JA: Dobrze, na czytanki zwrócę uwagę, wczoraj faktycznie zapomniałam (tak, jestem tylko człowiekiem i bywa że o czymś zapomnę!). Ale względem czytania i pisania...
NAUCZYCIELKA: Względem czytania i pisania to ona potrzebuje codziennych ćwiczeń! Ona ma dysleksję! I nie chce czytać, nie chce pracować na lekcji, nie chce się uczyć!
JA: Nie chce się uczyć, bo przez te zaburzenia praca z bliska bardzo ją męczy. Ćwiczenia jej pomogą, a gdy przestanie się aż tak męczyć...
NAUCZYCIELKA: To nic się nie zmieni. Ona nie chce się uczyć! Ona nie chce ćwiczyć! A nie ma już czasu, zaraz zacznie się to wszystko nawarstwiać! Ja pani od półtora roku powtarzam! Pani musi ją dopilnować, żeby się uczyła!
JA: Oczywiście, pilnuję jej codziennie przy lekcjach...
NAUCZYCIELKA To za mało! Ona musi ćwiczyć, dużo ćwiczyć! Ona ma dysleksję! I nie uważa na lekcjach!
JA: Okulistka wspominała, że te zaburzenia mogą powodować rozkojarzenie i...
NAUCZYCIELKA: Może coś tam powodują, ale wszystkiego nie można tym tłumaczyć! A ona nie chce! Ona się nie stara!
JA: Stara się, stara, tylko...
NAUCZYCIELKA: Nie stara się, bo nie chce! JA pani mówię, tu leży problem! Ona nie chce się uczyć, nie chce się starać!

W tym momencie odpuściłam sobie dalszą dyskusję. Zresztą, podczas naszej rozmowy ani na moment nie przerwała wykonywanej czynności. Nie zaprosiła mnie, żebym usiadła. Poczułam się jak petent w urzędzie, a nie jak równorzędny partner w rozmowie. No i ewidentnie chciano zakończyć tę rozmowę jak najszybciej.

Szkoda tylko, że nie zadałam Nauczycielce pytań, które cisną mi się na usta od półtora roku:
Czy naprawdę normalne jest siedzenie nad MATURZYSTKĄ i pilnowanie, żeby się uczyła?
Czy powinnam nadal ZMUSZAĆ dziecko ze zdiagnozowanymi zaburzeniami wzroku do pracy ponad niezbędne minimum, przynajmniej dopóki stan jej oczu się nie poprawi?
I najważniejsze - czy dziecko, które po wysłuchaniu rozdziału książki z własnej woli czyta jej dalszy ciąg miga się od czytania?
Czy dziecko, które największym zainteresowaniem obdarza notki biograficzne autorów zamieszczone na tylnych okładkach książek miga się od nauki?
Czy dziecko, które codziennie przegląda wszystkie zeszyty i ćwiczeniówki i sumiennie odrabia lekcje BEZ PRZYPOMINANIA jest niesystematyczne?
Czy naprawdę tak trudno uwierzyć, że rok temu lekcje były odrabiane z płaczem i po wielkich bojach, a teraz są odrabiane z własnej woli i nawet chętnie, choć wciąż pod kontrolą? I że to prosta droga do odrabiania lekcji samodzielnie i prawidłowo?
Skąd przekonanie, że ja dziecka nie pilnuję, skoro ćwiczenia robione na lekcji są pokreślone (bo zrobione źle), a te robione w domu są wykonane prawidłowo? To kto tu nie pilnuje?*
I skąd ta niezachwiana pewność w kwestii dysleksji, połączona ze stałym powtarzaniem mi, że w poradni psych-ped NA PEWNO N. nie przebadają, bo nie chcą diagnozować tak małych dzieci? Skąd przekonanie, że dyslektyk dostaje papierek w celu łagodniejszego oceniania?

Czy może raczej kochana pani nauczycielka nie potrafi, po półtora roku pracy, zmotywować dziecka do nauki?

Długo, bardzo długo wierzyłam w autorytet wychowawczyni mojej córki. Skoro powtarzała mi, że problem leży we mnie (nie zawsze N. dopilnowałam) i w niej (brak koncentracji, bałaganiarstwo, zapominalstwo) to jej wierzyłam. Zmuszałam, pilnowałam, często gęsto krzyczałam (tak, ja też mam nerwy i nie wydaliłam ich rodząc dziecko).
Ale zaczynam dostrzegać też trzecie ognisko problemu. Tzn zaczęłam je dostrzegać dawno, teraz się upewniłam. To nauczycielka o ciasnym umyśle. Która jak raz sobie wbiła do głowy, że dziecko jest takie, takie i takie, to już na amen. Nie szuka innych rozwiązań i w żadną stronę nie jest elastyczna.

I nie, nie domagam się dla N. taryfy ulgowej. Domagam się jedynie zrozumienia, że ona chce, tylko jej nie wychodzi*. Domagam się, by nauczycielka przestała twierdzić, że moje dziecko się nie stara.

Bo wczoraj przy odrabianiu lekcji właśnie to usłyszałam od N. "Pani powiedziała, że się w ogóle nie staram!".

*W klasie, gdzie jest wszystkiego pięcioro dzieci, można znaleźć czas na dopilnowanie każdego. Nas było dwadzieścioro czworo, a nasza wychowawczyni w klasach 1-3 każdego dopilnowała. Nie ograniczała się do "Zróbcie zadanie to i to" i późniejszego wpisania uwag. Było też indywidualne traktowanie uczniów - ja np. miałam łatkę zdolnej, więc dostawałam trudniejsze zadania, które dawały mi zajęcie, a pani cenne minuty dla najsłabszych uczniów. Nie wierzę, że mając pod opieką tylko piątkę dzieci nie da się tego ogarnąć.

szkoła

Skomentuj (45) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 137 (163)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…