Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#86038

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja pierwsza historia była o szykanowaniu mnie w szkole z powodu, jak to nazywali "końskiej mordy", i o walentynkach, z okazji których dostałam 17 obrażających mnie kartek "miłosnych".

Byłam w klasie informatycznej, ale że informatykowi się zmarło i nie było nowego, bez naszej zgody na początku drugiej klasy przemianowali mój profil na techniczny. Nie uśmiechało mi się uczyć obróbki skrawaniem i elektrotechniki, więc udało mi się przenieść do innej szkoły - do Liceum Ogólnokształcącego.

Z poprzedniej klasy wypisałam się w środę, do nowej miałam iść w poniedziałek. Kilka dni żyłam w dobrym nastawieniu, nikt mnie tam nie znał, było tam dużo dziewczyn, miałam nadzieję się odnaleźć.

Niestety to, że nikt mnie tam nie znał, nie oznaczało, że nowi znajomi nie znają starych znajomych, więc już po trzech dniach byłam znów Quasimodem. Na tle nowych koleżanek wypadałam słabo. Były ładne (kilka wręcz ślicznych), modnie ubrane. Rozmawiały o kosmetykach, perfumach (ja miałam tylko antyperspirant), sukienkach, randkach, imprezach i tym wszystkim, co kręci siedemnastoletnie panny. Tak że nie dość, że pośród urodziwych kumpelek wyglądałam trzy razy gorzej niż rzeczywiście, to do tego nie miałam z nimi wspólnych tematów. Wyobcowałam się (trochę sama sobie jestem winna, że nie próbowałam dać się poznać).

To moje osamotnienie, cichość, wygląd i przeszłość, o której wiedzieli nowi koledzy sprawiły, że było jeszcze gorzej. Byłam poniżana, wyzywana (nawet od ku*w). Przestałam się uczyć, było mi smutno. Z uczennicy ze świadectwem z paskiem stałam się laską zagrożoną z matematyki.

Ta nieszczęsna matematyka szła mi bardzo źle. Mieliśmy rozszerzony program, a ja jestem typowym humanistą (tylko w klasie mat-fiz było wolne miejsce, dlatego do takowej trafiłam). Matematyczka była naszą wychowawczynią. Sztywna, pozbawiona emocji, empatii i współczucia - pani Krystyna. Dla niej liczyła się tylko matematyka i tylko uczniowie, którzy mieli co najmniej 4 na sprawdzianie. Ewentualnie tacy, których się bała.

Był w klasie Przemek. Osoba niezwykle wstrętna, zwłaszcza dla mnie. Rozpieszczony dzieciak dwóch lekarzy - ojciec ginekolog, mama okulistka. Krysia się ich bała, bała się Przemka.

Sądnego dnia byłam odpytywana przy tablicy. Zacięłam się w połowie równania, zaczęłam się stresować, dygotać. To było proste równanie, ale zdenerwowałam się i nie umiałam ruszyć dalej. Przemek wstał i krzyknął: "Kur**, *moje nazwisko* naprawdę jesteś aż taką kretynką, że nie potrafisz tego rozwiązać? Ja pier*olę!". Odpowiedziałam pod nosem, lecz na tyle, by słyszeli mnie inni: „Zamknij ryj *jego nazwisko*”.

Przemek wstał, podszedł, wyrwał mi kredę, odepchnął mnie (na nauczycielkę) i rozwiązał zadanie. Dostałam uwagę za swoje obrzydliwe zachowanie i jedynkę za nierozwiązanie zadania. Przemek dostał piątkę za dokończenie równania. Nie dostał uwagi za przekleństwo i obrażenie mnie.

Do szkoły została wezwana moja mama. Po powrocie do domu dostałam niesamowity opierdziel za złą ocenę. Potem spytała o akcję pod tablicą. Powiedziałam, jak bardzo mi źle, jak mnie przezywają, że chcę chociaż tusz do rzęs, że jestem brzydka, ohydna! Usłyszałam: „Jak nie będziesz reagować, to im się znudzi. Poza tym w szkole masz się uczyć a nie wyglądać”.

Dostałam szlaban za jedynkę.

liceum

Skomentuj (40) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 79 (157)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…