Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#86042

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja mama pracowała jako niania i gosposia. Zajmowała się córką znanego sportowca, stamtąd dostała referencje i niejako z polecenia dostała pracę u pewnego polityka. Historia działa się kilka lat temu, żadnych szczegółów nie podam, więc można darować sobie dochodzenie kto to był.

Dom był ogromny, piętrowy, z taką ilością łazienek i sypialni, że mogłyby zamieszkać tam ze 4 rodziny. Pominę już wystrój i wyposażenie, bo wiadomo, że w grę wchodziły duże pieniądze.
Pan polityk raczej w tym domu nocował niż mieszkał, a tajemnicą poliszynela jest, że większość czasu spędzał u kochanki, za to w domu urzędowała niepracująca żona, gdzie odwiedzał ją jej kochanek. Zatrudnione opiekunki również tam mieszkały, a do sprzątania przychodziły trzy panie.

Mieli niespełna dwuletnią córeczkę, do opieki nad nią były dwie nianie, w tym właśnie moja mama. Do jej obowiązków należało jeszcze ugotowanie wegetariańskiego posiłku raz dziennie. Dowiedziała się, że żadna opiekunka nie zagrzała tam dłużej miejsca, ale nie wiadomo z jakich przyczyn, więc postanowiła spróbować.

Plan dnia był z góry narzucony i tyczył się raczej pani domu, która w większości oddawała się swoim pasjom, czyli malowaniu i ćwiczeniu jogi. Wytyczone na to były godziny, pomiędzy którymi musiała jeszcze znaleźć czas na kosmetyczkę i spotkania z kochankiem. W tym czasie nianie organizowały zajęcia dziecku, zabawy, nauka, drzemki. Jedyna chwila, kiedy ta mała dziewczynka spędzała czas ze swoimi rodzicami, a przynajmniej jedną połową, był właśnie obiad. Zaraz po posiłku matka beznamiętnie żegnała się z córeczką i zamykała się w swojej części domu. Z opowieści mojej mamy, ten właśnie moment był jednym z najgorszych, bo kilkunastomiesięczne dziecko bardzo pragnęło uwagi swojej rodzcielki, tak bardzo, że wyrywało się żeby za nią biec.

Jeżeli myślicie, że matka tuliła chociaż swoje dziecko do snu, to się mylicie. Dawała jej tylko buzi i znikała u siebie, a zajmowały się tym naprzemiennie nianie. To znaczy jednego dnia jedna, następnego druga, bo dziecko spragnione jakiejkolwiek bliskości, trzeba było przytulać kilka godzin, w efekcie spało się z nią w małym łóżku. Kulminacyjnym momentem, w którym moja mama zdała sobie sprawę, że nie wytrzyma tam ani dnia dłużej, była chwila po obiedzie, kiedy pani domu wstała, jej córeczka uczepiła się jej nogi, a ta ją odepchnęła i kazała ją zabrać. Dziecko wrzeszczało "MAMAAAA" w dzikiej rozpaczy, a ta całkowicie to ignorując zniknęła za drzwiami.

Druga niania zwolniła się tego samego dnia. Moja mama pracowała tam... 2 tygodnie. I jak wspomina o 2 za długo, bo patrzenie na to, jak bardzo można mieć w dupie swoje dziecko łamie serce.

PS. W komentarzach zarzucacie, że dziecko nie mogło mieć więzi z matką na tyle, żeby za nią płakać. Opisałam tutaj niecałe dwa tygodnie, więc ciężko stwierdzić jak było przez resztę czasu. Opiekunki zmieniały się praktycznie co chwilę, a jedyną stałą osobą w życiu tego dziecka była ta matka. Podczas posiłku mała siedziała przeważnie u niej na kolanach, w ramkach były zdjęcia z podróży "szczęśliwej" rodzinki, tata wracając dawał jej buziaka, więc jakąś więź jednak mieli.

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 173 (183)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…